Źródło potęgi – cz. 2
Pospiesznie spakowałem koc, kawałek chleba i butelkę wody, na wypadek, gdybym miał nie wrócić szybko do domu. Nie byłem pod naszym dębem od śmierci taty, ale znałem drogę do niego na pamięć, więc nie musiałem spoglądać w mapę. Zastanawiałem się jednak, co zrobię, gdy już znajdę ten kryształ. Mam go zniszczyć, czy lepiej oddać go komuś na przechowanie? Ale czy znalazłbym kogoś, komu mógłbym zaufać? Nie chciałem również ukrywać kamienia do końca swego życia, ale jeśli nie miałbym wyjścia, to tak bym zrobił. Nie zniósłbym myśli, że zawiodłem tatę. Miałem jednak nadzieję, że poradzę sobie z tym zadaniem.
Za chwilę miałem się dowiedzieć, dlaczego tata ukrył ten kryształ i co mam z nim zrobić. Do celu miałem jeszcze około pół kilometra. Szedłem szybkim krokiem, a im byłem bliżej, tym bardziej się denerwowałem i ekscytowałem. Serce zaczęło mi bić szybciej. Martwiłem się, że moja mama i brat mogli pomyśleć, że ich zostawiłem bez słowa pożegnania i było mi z tego powodu strasznie głupio. Wiedziałem również, że jeśli nie wrócę szybko do domu, to znajomi będą komentować to moje zniknięcie. Już słyszę, jak szepczą ”Biedna kobieta, doczekała się syna, z którego nie może być dumna”. Pogrążony w świecie myśli nie zauważyłem, że byłem już na miejscu. No dobrze, ale co tato zrobił z tym kryształem? Zakopał go gdzieś w pobliżu drzewa, czy ukrył go w nim samym. Spojrzałem na mapę. Jednak zakopał. Po chwili kopania trzymałem już w rękach mały, obwiązany porządnie sznurkiem pakunek, na którym widniał napis “Dla Arisa”. Wtedy ogarnął mnie lęk, bo dotarło do mnie, że jak otworze ten pakunek, to moje życie się zmieni, a wcale nie byłem pewien, czy tego naprawdę chciałem, choć wielu chłopców lubiłem przygody i o nich marzyłem. Niech się dzieje, co ma się dziać, pomyślałem i otworzyłem pakunek. Na wierzchu znalazłem list adresowany do mnie, a tuż pod nim piękny kamień i plik banknotów. Gdybym miał wyobrazić sobie kamień, który mógłby być źródłem mocy, to wyglądałby on właśnie tak jak ten fioletowy kryształ. Wziąłem jednak do ręki list od taty i zacząłem czytać.
Kochany Synku!
Cieszę, się, że udało ci się odnaleźć kryształ.
Musisz wiedzieć, że ma on potężną moc, dlatego może być niebezpieczny i sprawić Ci niemało kłopotów. Uwierz mi, że wielu ludzi z chęcią położyłoby na nim swoje brudne łapy, ale musisz temu zapobiec, bo inaczej możesz narazić świat na wielkie niebezpieczeństwo. Udaj się teraz z tym kamieniem do mojego starego przyjaciela, Sentisa, który powie ci, co trzeba będzie z nim zrobić. Idź szybko i raczej nie zatrzymuj się nigdzie poi drodze. Na odwrocie listu znajdziesz mapę. Zostawiłem ci też pieniądze, abyś miał za co kupić sobie po drodze wszelkie potrzebne Ci rzeczy. Na mapie zaznaczyłem Ci również kilka bezpiecznych miejsc, gdybyś chciał chwilę odpocząć. I pamiętaj. Nie ufaj nikomu oprócz Sentisa. Uważaj na siebie i pilnuj kamienia jak oka w głowie, gdyż od niego zależy przyszłość was wszystkich.
Twój Tata
Kolejny list i kolejne niewiadome. Kim jest Sentis? I dokąd zaprowadzi mnie mapa? Jeszcze raz na nią nie spojrzałem. Trasa prowadziła w Góry Smocze. Mina mi mocno zrzedła, gdyż wiedziałem, że od lat nikt tam nie chodził, jako że krążyły o tym miejscu potworne historie. Podobno kiedyś mieszkały tam smoki. Nie chciałem spotkać któregoś, bo to nie skończyłoby się dla mnie dobrze. Ale ludzie mówili także, że smoki wyginęły wraz z czarodziejami. No, cóż, musiałem zaryzykować, bo robiłem to przecież dla taty. Ruszyłem więc w drogę. Przez pierwsze kilka godzin szło mi się dobrze. Nie czułem nawet jakiegoś specjalnego zmęczenia. W końcu jednak mnie dopadło. Chciałem chwilę odpocząć w cieniu jakiegoś drzewa, zjeść coś, a może nawet się zdrzemnąć, ale wtedy przypomniałem sobie przestrogi ojca. Tak więc maszerowałem dalej, by dotrzeć przed zmrokiem do pierwszego zaznaczonego przez tatę na mapie bezpiecznego miejsca. Na szczęście miejsce to było już niedaleko. Słońce zaczęło już znikać za linią horyzontu. Nie wiedziałem, czego mogę się tam spodziewać. A swoje drogą byłem też ciekaw, czy ktoś zorientował się, że mnie nie ma, chociaż wolałbym, aby nikt nie próbował mnie szukać, a już na pewno nie oprychy wynajęte przez szefa kopalni. Nawet nie chciałem myśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdybym ten człowiek odebrał mi kryształ. Moje rozmyślania przerwał jednak fakt dotarcia do pierwszego punktu zaznaczonego na mapie, a była nim mroczna jaskinia, której wnętrze nie wyglądało jednak zachęcająco. Musiałem teraz nazbierać trochę suchych gałązek, aby rozpalić ognisko, co w lesie trudne nie było. Zebranie suchego chrustu było jednak tylko połową sukcesu, bo trzeba było jeszcze rozpalić ogień, a to stanowiło już dla mnie problem. Przez długą chwilę tarłem kamieniami o siebie i nie udawało mi się wzniecić nawet najmniejszej iskry. Po godzinie moje dłonie były już mocno zmęczone, ale wiedziałem, że muszę to zrobić, by odstraszyć dzikie zwierzęta, które pewnie już gdzieś się na mnie czaiły. W końcu udało się. Byłem z siebie bardzo dumny, bo nigdy tego wcześniej tego nie robiłem. Rozpaliłem ognisko i po chwili leżałem już na posłaniu z liści, przykrywszy się kocem. Postanowiłem jednak nie spać zbyt długo, bo każda kolejna godzina snu znaczyła przecież godzinę mniej przeznaczoną na marsz.
- Dobranoc!! – powiedziałem sam do siebie na głos. Zamknąłem oczy myśląc o mamie i bracie.
Oh! Jak dobrze mi się spało. Ta myśl towarzyszyła mi jednak tylko przez krótką chwilę, a w zasadzie do chwili, gdy poczułem na mojej twarzy czyjś nieświeży oddech. Dotarło do mnie, że obok mnie musi znajdować się jakaś istota. Bałem się otworzyć oczy, by przekonać się, kto to faktycznie może być. Cóż, widać ogień nie okazał się być wystarczająca przeszkodą istoty, która teraz znajdowała się w pobliżu mnie – pomyślałem. Koniec końców musiałem jednak otworzyć oczy! Obok mnie stał mały smok, który wyglądał całkiem przyjaźnie. Nie chciałem jednak sprawdzać, czy da się pogłaskać. Z obawą wyciągnąłem w jego stronę ręką, którą on polizał!
- Jak masz na imię? – zapytałem przestraszony, zapominając o tym, że przecież zwierzęta nie mówią ludzkim głosem.
- Mam na imię Gabri, a ty? – odpowiedział mi grzecznie smok.
Jeszcze nigdy w swoim życiu nie byłem tak zdziwiony jak w tym momencie.
- Ja jestem Aaris. A ty umiesz mówić?
- Ciekawe, że zapytałeś mnie o imię, jakby to było oczywiste.
- No tak, przepraszam, a ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- Smoki tak wolno rosną?
- A co ty myślałeś, że po roku jesteśmy już tak wysokie jak drzewa?
- Nie wiem, nigdy wcześniej nie widziałem smoka. A to wy nie wyginęłyście?
- Oczywiście, że nie. Po prostu ukrywamy się przed ludźmi. Zobaczyłem cię jednak wczoraj i zajrzałem tu dziś rano z czystej ciekawości, bo chciałem się przekonać się, kim jesteś, jakie masz zamiary i dokąd zmierzasz?
- Szukam przyjaciela mojego taty. Może chcesz iść że mną? – przydałby mi się taki towarzysz w podróży.
- No dobrze, ale wpierw obiecaj mi, że nie wykorzystasz tego kryształu, który masz ze sobą.
- Skąd o nim wiesz?!
- Cóż, smoki potrafią czytać w myślach - nie wiedziałeś?
- No, to ruszajmy!
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?