Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Jak się bawić, to się bawić!   

Dodano 2013-02-25, w dziale felietony - archiwum

Wolne. Imprezy, półmetki, osiemnastki…. To właśnie czeka przeciętnego licealistę. Każdy człowiek, nawet ten o największych cnotach, sprowadzi to prędzej bądź później do jednego słowa – „melanż”! I tak naprawdę to nieważne jest czy ten melanż go poniesie czy uziemi. Powszechnie przecież wiadomo, że te skrajne stany są sobie bardzo bliskie.

/pliki/zdjecia/gor1.jpgZaczyna się niepozornie. Jak zawsze. Szybka akcja, hasło „impreza”, zbiórka ekipy, kasy, pomysłów, wybór lokalu… Tu nasze miasto nie oferuje zbyt wielu możliwości. Albo klasyczna postkomuna, albo coś marnie stylizowanego na zachód w wymieszanych stylach i smakach. Wszystko to tworzy tak czy inaczej mus ziemniaczano-pomarańczowy i w sumie nikt i tak nie wie, co autor tegoż wystroju miał na myśli. Czeski film.

Nadchodzi wreszcie ten dzień. Niby jesteś wyspany, ale jakby z namiastką zmęczenia. Pierwsze kroki kierujesz do kuchni, bo „podkład” musi być zrobiony i to z największą precyzją. Musi być znacznie lepszy, niż ten na polskich autostradach, bo ty musisz wytrzymać ekstremalne warunki, jakie czekają na ciebie w nocy. Wszystko sprowadzi się jednak do zrobienia sobie paru tostów i wyłożenia się przed telewizorem lub przed monitorem komputera. Mijają godziny. Obiad… Musi być solidny, ale znów bez przesady. Idziesz w bój i nie chcesz mieć pełnego brzucha. W takim dniu nie narzeka się nawet na tłuste jedzenie. Ba! Ono jest wtedy nawet najbardziej pożądanym posiłkiem.

Impreza zaczyna się około 20.00. Kobiety zaczynają szykować się już około 13.00, a mężczyźni o 19.30. Każda płeć ma swój skrajnie odmienny sposób przygotowania się do wieczornych pląsów.

Kobieta… zazwyczaj zaczyna od płaczu, że ma za mało czasu i jest za gruba (oczywiście jeszcze zanim rozpocznie procedurę przygotowań). Potem kąpiel. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik! Czas w wannie to dla niej nie jest czas zmarnowany. Najczęściej wtedy uspokaja się, a w głowie zaczynają pojawiać się pierwsze pomysły związane z ewentualnym strojem. Może wykwintnie? Może klubowo? Może nowocześnie? Może hipstersko? Brak decyzji i znów płacz… Po kąpieli następuje tzw. poglądowe otwarcie szafy. Tym razem oprócz kolejnych już łez pojawia się dodatkowo poirytowanie, a w stanach ekstremalnych nawet wkur… Gdyby facet zerknął do tej szafy, stwierdziłby z całą pewnością, że to cały sklep z ubraniami, ale dla kobiety to tylko stare, nie nadające się już do niczego szmaty . W końcu po godzinie patrzenia w głąb szafy, pojawia się pierwszy pomysł. Natychmiastowa selekcja i powrót do łazienki. Czas spędzony w łazience to nigdy nie jest dla kobiety czas stracony. Włosy ułożone (ponoć i tak są beznadziejne), paznokcie wymalowane (co z tego skoro krzywo). Czas na makijaż. Paleta i 500 cieni już czeka. Po trzech nieudanych podejściach (oczywiście w kwestii topowego makijażu) robi makijaż klasyczny i znów wraca do szafy. Rzut oka na ciuchy wybrane w pierwszej selekcji wystarcza, aby natychmiast odrzucić pierwszą koncepcję. Emocje rosną. Kolejny wybór stroju. Jest. No to teraz jeszcze buty. Słychać przygnębiającą muzykę. Czas biegnie, a decyzja w sprawie butów nadal nie zapadła. W końcu padają kluczowe słowa – „Nie idę!”. Płacz. Jednak gdy po pewnym czasie emocje opadną i zaczyna na nowo trzeźwo myśleć , wszystko zaczyna się jakoś układać.

/pliki/zdjecia/gor2.jpgFacet… Od południa słucha muzyki, która wprawia go w dobry nastój. Pół godzinki przed imprezą wstaje leniwie, drapie się po kroczu i otwiera szafę. Z niej, niczym śnieżna lawina, wysypują się na niego poupychane tam wcześniej ciuchy o różnym stopniu czystości. Rzut oka wystarcza. Pierwsza selekcja, podczas której wybierane są najczystsze rzeczy (połączona z rzutem tych rzeczy na łóżko), jest ostateczna. Oczywiście przed rzutem każdy ciuch musi zostać obowiązkowo poddany badaniu na węch! To podstawowa sprawa związana z wyborem męskiej kreacji. Wczorajszy prysznic też raczej wystarczy. Teraz tylko 5 minut w łazience, wrzuca na stopy czyste skarpet i jest gotowy do wyjścia na miasto.

Po drodze kupuje alkohol. Stoi i patrzy na wielki regał z napojami wyskokowymi niczym kot ze Shreka. Sytuacja nie jest łatwa. On najadł się porządnie, ale jego dziewczyna już… nie za bardzo. On wypiłby teraz nawet rosyjski płyn do spryskiwaczy samochodowych, no, ale jego dziewczyna już raczej nie… Zapada decyzja. Czas w końcu ruszyć po damę. To chyba najtrudniejszy moment. Nie chcąc wpaść z zaskoczenia, dzwoni, anonsując swoje przyjście. W słuchawce słyszy ze dwadzieścia przekleństw, kilka wyzwisk i ostateczne stwierdzenia, że wszystko to jego wina. Docieramy do celu. Na miejscu okazuje się, że przygotowania jeszcze trwają. Ponoć tylko chwilę. 20.00… Nic. 20.30… Bez zmian. 21… Wreszcie gotowa. A więc czas ruszać na imprezę!

Klub wypchany po dach. Zgromadzeni przed wejściem cieszą się ze świeżego śniegu (materaca i pierzynki), palą fajki i gadają na luzie. To jeszcze nie czas bycia pod wpływem. Impreza zacznie się dopiero za chwilę. Wchodzicie. Odnajdujesz wolne miejsca, witasz się ze znajomymi i siadasz. Twój wzrok zaczyna jednak nieśmiało pełzać po sylwetkach siedzących w pobliżu dziewczyn. Jakoś tak instynktownie. Pierwsze dwa kieliszki, czyli rozpoznanie. Alkohol delikatnie przepływa ci przez gardło i zmierza do żołądka. Przyjęło się. Zaczynają się pierwsze rozmowy na luzie, śmiech i radość, a po nich kolejne kieliszki. Wraz z grupą znajomych wznosisz i pijesz ciekawe toasty i wszystkie starasz się czymś zagryźć. W końcu nadchodzi ten stan. Czas na szaleństwo na parkiecie! Na początku spokojnie. Czujesz, że musisz uważać na każdy pojedynczy krok. Za dwie godziny to się oczywiście zmieni, ale póki co wszystko ma wyglądać idealnie. Paralitycznie do góry i w dół, na bok i do tyłu. Po kilku takich tańcach nie masz już siły. Czas się napić. Zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce uraczyć się z tobą 50ml. Krystaliczna i gorzka ciecz znów zalewa twoje wnętrzności. Wracasz na parkiet. Taniec, dziewczyny, błądzące oczka i wiry nie z tej ziemi. Kilka kolejek się powtarza. Czujesz, że jesteś na lansie czeskiej dobranocki. Poznajesz ludzi, jesteś taki śmiały w stosunku do dziewczyn. Ktoś zagaja z Tobą rozmowę o polityce, a ktoś inny o skąpej sukience pewnej dziewczyny, z którą każdy chciałby się bliżej poznać. Czas iść do ubikacji. Wyjście z sali wprawia cię w panikę. Co się tu pali!?. Na szczęście to tylko 48 papierosów. Siwy, gryzący dym szczypie w oczy. Dla osoby, która nie pali, to prawdziwe uderzenie w płuca i poczucie, że już jutro dostanie raka.

/pliki/zdjecia/gor3.jpegToaleta… Tu dzieją się rzeczy dziwne, a niekiedy wręcz niesamowite. Ktoś oddaje się fizjologicznej przyjemności w kabinie bądź przy pisuarze, a tuż obok ktoś inny poprawia makijaż lub wisi twarzą nad muszlą i mimo zaawansowanej choroby morskiej nadal słucha szumu fal. Czasem ktoś w tle smaży lolka, jęcząc przy tym niemiłosiernie. Have fun!

Wracasz na parkiet trochę niepewnym krokiem. Po drodze kilka filozoficznych rozmów, jakiś większy przygodny kieliszek z „czyścioszką” i znów taniec. Dziwne figury, kocie ruchy, światła oślepiające oczy, piękne dziewczyny i goście, którzy telepią się, jak w jakimś nagłym ataku padaczki. Tak to jest, kiedy wódka i Redbull łączą się w żołądku w parę. Do tego te piosenki… Nikt ich nie słucha. Każdy zna tekst… Każdy śpiewa i odnajduje się w brzmieniu. DJ na szczęście miesza w kuferku z płytami i odtwarza stare, kultowe piosenki. Czasem uda mu się znaleźć coś, co porusza od razu wszystkich do tańca. Nagle słychać „Ona tańczy dla mnie” . Szał na parkiecie. W pewnym momencie loże na sali są podzielone jakby tematycznie. W pierwszej siedzą ci, którzy chcą popatrzeć na hulaszczą zabawę, ale jakoś nie mają ochoty/odwagi bądź też czekają na księcia na białym koniu, który porwie ich na parkiet. Druga loża to raczej jakiś lazaret. Tu ludzie leżą, śpią, mamroczą coś bez sensu. Generalnie są naprani jak załoga ruskiego czołgu i walczą o to, żeby wódka z nich za szybko nie wyparowała. Trzecia loża to już loża zakochanych. I nieważne, kto, z kim… Czy ze swoją byłą, czy ze swoją nigdy niedoszłą. Tam wszyscy oddają się przyjemnościom w wirze namiętności. Reszta stolików jest w tym czasie pusta. Tutaj wpada się pojawić tylko na chwilę, by nalać sobie coś do kieliszka i uciec od razu na parkiet. Są jednak chwile, kiedy impreza wymyka się spod kontroli. Jest zabawa, jest grubo, jest alkohol. Za dużo alkoholu…

Czas kończyć. Ludzie pomału się wykruszają, bo albo chcą kulturalnie wrócić do domu, albo już dla nich za późno. Wyjście. Piątki z kumplami, przyjemne przytulasy od koleżanek i uderzenie świeżego powietrza. Przed lokalem ktoś udaje flaszkę wódki i chłodzi się w śniegu. Inny gość siedzi „na zgonie” na schodach i wykrzykuje różne filozoficzno-polityczne hasła, urozmaicając swoją orację co i raz soczystym pawiem.

Powrót do domu, szybkie ogarnięcie się, butelka wody przy łóżku i błogi sen… Do tego ta świadomość, że to na pewno się jeszcze powtórzy. Powtórzy i to nie raz!

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.1 /47 wszystkich

Komentarze [16]

~polako
2013-02-25 17:18

Czułem się jakbym czytał swój pamiętnik, a nie artykuł w gazecie. Nie mam się do czego przyczepić, ale po prostu nie podobało mi się to. 3

~Luca
2013-02-25 10:12

Piątka za styl, ale czegoś mi tu brakuje.

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry