Byłem Kainem
Byłem Kainem
Lecąc między niebiosa, poprzez płomienie chmur
Z blaskiem jutrzenki na czole i wonią bzów w nozdrzach
Przemierzałem świata sklepienia szukając człowieka
I znalazłem go jak świeżą wśród traw tarninę
Słodyczą przejęty musnąłem ją z lekka
A w dłoni mej mieszkał trąd i zaraza
I każdy jej kwiat stał się przeklęty
I każdy jej pęd w kolce sie zmienił
Na skrzydłach mych czarnych ptaki wić zaczęły
Sarny zaś skubać poczęły mą brodę
Czekałem tak w ciszy by zebrać plony
Siew był morowy i zatęchła się Ziemia
A z ziaren dwóch kiełki wzrosły nowe
Zmazą mej dłoni naznaczone kruszyny
I jeden sobie upodobałem
Jeden mój syn w tym ciemnym padole
Co go wydała wśród bagien przeklęta
Pozostał więc w cieniu który rzucił ojciec
Lecz światło przyniosłem które wznieca ogień
Natchnąłem mu pięści jak gromy piekielne
Żniwa zacząłem w dłoniach jego sierpem
Zlewając krew Ziemię mu poddałem
A plemię jego ze spiżu odlałem
To Ja jestem praojcem ludzkiej siły całej
To Ja darem wiedzy i światłości gwiazdą
Bo to Ja tworzę światło i stwarzam ciemności
To Ja sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę
Ja, Pan, czynię to wszystko
I ja byłem Kainem!
Anioł artysta
Z gęstwin leśnej głuszy
Z urwisk zimnych skał
Jego dzikiej siły skowyt
Wyziera się i bije w dal
Natury anioł to zielony
Spadając swe piękno wlał
Byt Niebiański, szmaragdowy
Chmurną Bogu cząstkę skradł
Niosąc światło natchnął kwiaty
Pędząc wichry drzewa zgiął
Jego blaskiem lśnią szkarłaty
I gwiazd strugi jasne są
Wyszydzony to czarodziej
Za zuchwały z Boga żart
Do Abisu czarnej kadzi
Zleciał anioł jako czart
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?