Charytatywny cyrk rock'n rollowy
Za oknem plucha straszna i aż wierzyć się nie chce, że już po feriach i że już kilka tygodni upłynęło od trzynastego już finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Trzynastka tak jakoś w umysłach ludzi ugruntowała sobie pozycję liczby pechowej i złe duchy pragnęły żeby i w tym przypadku taką się okazała. A jednak na szczęście dla nas, tak dobrze nie ma i trzynastka mimo wszystko okazała się liczbą szczęśliwą. Mimo wszystko i mimo wszystkim. Pewien profesor urzędujący w „akwarium” spytał mnie czy nie przeżyła się już nieco forma tych corocznych letnich zadym w środku zimy i chyba stąd właśnie wziął się ten artykuł. Wziął się też z tego mojego sześcioletniego szaleństwa, z szalonych chwil z naprawdę szalonymi ludźmi. Chciałabym udowodnić wszelkim niedowiarkom, że idea ta wciąż żyje i ma się najzupełniej dobrze, gdyż trwa ona w sercach wielu ludzi i przynajmniej w ten jeden zimowy dzień łączy ich, nie żądając za to złotych gór ani siedmiu królestw.
Gdy przeglądam ankiety kandydatów na wolontariuszy, gdy widzę twarze ludzi, którzy tak diametralnie różnią się między sobą, którzy mają odmienne ideały, marzenia i swoje małe światy, zastanawiam się, co ich skusiło do podjęcia tego kroku. Dlaczego chcą uczestniczyć w tym rock’n’rollowym szaleństwie? W czymś, co, na co dzień jest im tak bardzo obce? Dlaczego zgłaszają się sami, bez żadnych znajomych, przyjaciół, kolegów, z którymi można by ich postawić w czasie zbiórki. Zupełnie sami, skazujący się na obcych, nieznajomych ludzi. A jednak wciąż dzwoniący, przychodzący i pytający czy można się zapisać, czy może coś pomóc, coś zrobić. Nie, tych ludzi do działania naprawdę nikt nie namawia. A potem stoją tak na mrozie przez kilka godzin. Niektórzy zaczynają zbierać kasiorkę już od godziny szóstej i odmrażają sobie łapki, nóżki i nosy. Często narażeni na głupie komentarze ludzi, mają je sobie za nic, po prostu za głupie komentarze. Zdarza się także, że wyzywani są i straszeni wiecznym potępieniem i karą. Karą? Za co?. Chyba za oddanie i poświęcenie się drugiemu człowiekowi. I chciałoby się nie zauważać, nie dostrzegać tych miejsc pełnych goryczy i zwątpienia, ale czasem trzeba by potem jeszcze bardziej doceniać tych, którzy są z nami i tych, którzy pomagają nam, a najważniejsze nie przeszkadzają.
A więc co ich mimo wszystko tak bardzo przyciąga? Bo, że przyciąga jest więcej niż pewne. Może to wszystko sprawka tego śmiesznego jąkającego się faceta. Witrażysty, perkusisty, terapeuty, podróżnika, dziennikarza, producenta filmowego, opiekuna trudnej młodzieży, ale przede wszystkim człowieka kochającego życie, który swoim sposobem bycia zaraża wszystkich skupionych wokół niego, który w jednym momencie potrafi wyrzucić z siebie nieprzerwany potok słów, a czasem i ostro przekląć. Na żywo, na co dzień człowieka bardzo ciepłego i wbrew pozorom spokojnego. A zresztą tak samo niezwykłego jak cała fundacja. Remek, Badi, Owieczka, Milkee. Ludzie nieodłącznie kojarzący się z pracą fundacji, dla niektórych może to tylko anonimowe twarze w wielkim tłumie dookoła Jurka, ale tak naprawdę ich ciepło i zaangażowanie, tak samo jak setki jeszcze bardziej anonimowych pokojowych patrolowców i wszystkich innych ludzi związanych z fundacją, sprawia, że ten fenomen Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jeszcze nie upadł, że się jakoś trzyma. Ci ludzie mają jakąś niesamowitą moc, że w ich towarzystwie zapomina się o wszelkich kłopotach, a nawet o życiu poza drzwiami fundacji. Tak jakbyś znalazł się w zupełnie innym świecie, w rękach czarodzieja…
A może przyciąga ich zaufanie? Zaufanie, że jednak są coś warci. Mimo narzekania na młodego człowieka, na ich niezaangażowanie, na brak idei. W swojej rock’n’rollowej opowieści „Orkiestra Klubu Pomocnych Serc, czyli Monolog-Wodospad Jurka Owsiaka” szef orkiestry pisze: „Cały fenomen tej zbiórki polega na tym, że jest ona jak najmniej obciążona jakimiś punktami regulaminu, restrykcjami. Ja nie mam nad nią praktycznie żadnej kontroli. To państwo jesteście najlepszą kontrolą.(…) A poza tym myślę, że cała idea orkiestry polega na tym, żeby tym młodym ludziom dać najbardziej odpowiedzialne, jakie tylko może być w tym kraju, zadanie: zebrać pieniądze i potem je oddać. Zebrać i oddać tyle samo, ile się zebrało. I nagle, proszę państwa, to się udaje, to wychodzi”. I to wychodzi. I to Ci młodzi uwadniają, że jednak w tym śmiesznym kraju, śmiesznych ludzi da się jednak coś osiągnąć. Dużą część ludzi związanych z fundacją i poszczególnymi sztabami stanowią właśnie młodzi i to w ich rękach składana jest odpowiedzialność za wszystko, co dzieje się podczas finałów. Nikt inny nie wierzy w nich aż tak bezgranicznie i nie uczy ich, że jeśli chcą to mogą góry przenosić.
Ale tak naprawdę zdaje mi się, że wszelkie dywagacje na temat, „dlaczego”, „jak” i „po co”, są zupełnie zbędne. Bo czyż ta cała masa kolorów, pozytywnych wibracji i niesamowitej energii mogłaby nie przyciągać? Bo właśnie taki zamiar mieli Jurek Owsiak, Lidia Niedźwiecka – Owsiak, Bohdan Matuszewski, Paweł Januszewicz, Piotr Burczyński, Beata Bethke i Walter Chełstowski zakładając fundację: by przyciągała. Przyciągała ludzi nie tylko do siebie samej, ale także do siebie nawzajem. By w jakiś sposób łączyła, tworząc w środku zimy prawdziwy karnawał, taki prosto z Rio di Janeiro, a może jeszcze nawet weselszy, fajniejszy, piękniejszy, bo nasz polski i do tego charytatywny. W tym też jest siła orkiestry, że zbierając pieniądze na chore dzieciaki wciąż gra i nie ma czasu ani chęci na jakieś smutki, ponuractwa, wątpliwości, niedogodności, wygodnictwa. Jej moc jest też w tym żeby ludzi, na co dzień zaganianych, odległych od siebie zmusić do jakiegoś niesamowitego szaleństwa, do szampańskiej zabawy w rytmach rock’n’rolla. Zupełnie inaczej niż wszyscy dookoła, zupełnie inaczej niż ktokolwiek do tej pory. Pewne działania dla stojących z boku mogą się wydawać, co najmniej absurdalne czy bezsensowne. Bo jaki sens tkwi w Towarzystwie Przyjaciół Chińskich Ręczników i kapitanie Klossie, co nie pije, nie pali i nie ma robali? Żaden. I właśnie ten absurd, groteska i moc wyobraźni w tworzeniu nowego świata, gdzieś obok tego nudnego, szarego ma jakiś sens. Sens, którego zwykłymi słowami wypowiedzieć się nie da, bo chyba trzeba go poczuć tam gdzie ludzie zdają się mieć serce. Po prostu „wpadnijcie (…) na jeden dzień na Finał Orkiestry. A później dalej róbcie swoje. Ale niech to będzie taki moment czyśćca. W tym dniu spróbujcie coś tam w sobie pozbierać, ocenić i pójść dalej.” (Jurek Owsiak, „Orkiestra Klubu…”) Więc czyż mogłoby być to wszystko co dzieje się dookoła fundacji zupełnie obojętne? Ta masa krzykaczy uskarżających się wciąż i wszędzie na „piekielną” działalność Jurka jest chyba najlepszym dowodem na to, że obok Orkiestry nie można przejść obojętnie. Nie można powiedzieć ona mnie ani ziębi ani grzeje. Tego tak po prostu zrobić się nie da.
„ Okazało się, że życie napisało cholernie ciekawy i pełen emocji scenariusz i ciągle pisze. Trudno jest prowadzić taką fundację jak nasza opierając się na nieistniejących wzorcach. Poruszamy się instynktownie, wrażeniowo, impresyjnie w gąszczu, często już nie życiowych przepisów, ale kierując się przede wszystkim sercem, uczciwością, wiarą w to, że można uczynić coś niezwykle wartościowego w tym tak bardzo rozklekotanym świecie. (…) nie jesteśmy związani z żadną opcją polityczną, religijną czy filozoficzną. Gramy do końca świata i jeden dzień dłużej. Gra z nami cała Polska i Polacy na całym świecie. Dzięki, dzięki. Ściski i tulenia do serca. Aha, tak naprawdę, wszyscy jesteśmy dziećmi rock’n’rolla…” (Jurek Owsiak „72 godziny”)
A gdy będzie Wam smutno, włączcie „Karnawał” Voo Voo i pomyślcie, że to jeszcze tylko trzysta kilka dni….
Komentarze [17]
2005-04-22 01:02
Swietny tekst. rusza za serducho i wyobraznie.
2005-02-24 21:08
Masz talencik aniołeczku forumowy :)
2005-02-23 16:10
Co tu dużo pisać Masz Talent :D :]
2005-02-23 14:19
dobreeee Aiołku dobree :)
2005-02-23 08:22
tak dalej, a za miesiąc masz pulicera
2005-02-20 10:51
Aż mi się przypomniała ta styniowa niedziela kiedy to z puszką po mieście ganiałem. Naprawde super artykuł.
2005-02-19 18:59
Bradzo ładnie napisane, zwłaszcza w zimowy wieczór miłe są takie ciepłe słowa :
) Poparcie i szacuneczek! :)
2005-02-14 22:45
lizu lizu :>
2005-02-12 22:10
eeeno Aniołek,przez pewien czas jak czytałem to sobie myślałem że to jakiś artykuł jakiegoś prze znanego dziennikarza już takiego z klasą,a tu po chwili olśnienie“ejj zaraz przecież to Aniołek pisał:)”.Peeeełny profesjonalizm,kariera stoi przed Tobą otworem,nikt by tego lepiej nie opisał,widać że włożyłaś w to serducho i że nie jest zrobione od tak żeby było.GRATULACJE,pozdrowienia oby tak daalej
2005-02-12 10:00
Ależ retoryczne pytania zadaje ten profesor z Akwarium! Idea Orkiesrty się wyczerpała?! Hehe dobre sobie! Szkoda,że pod petycją na temat ratowania koni nie mogą podpisywać się również ludzie, dla których pierwsza niedziela po sylwestrze jest najważniejszym dniem w ciągu roku! Wtedy dopiero uratowalibyśmy stado koników :-) A z resztą co tu dużo gadać! Aniołkowa wszystko ślicznie opisała,a każdego kto dalej nie wierzy zapraszmy na XIV Finał WOŚP!
2005-02-11 16:35
więc może nie gryzaj ani komputera ani monitora, tylko przeczytaj. Ząbki jeszcze popsujesz, a ja za to odpowiedzialności nie wezmę, niestety kasy brak.:) Spółka Z. O. O
2005-02-11 11:05
no takie tam, trudno to ugryzc, wiec jest bosko :>.
2005-02-10 21:59
co do artykułu – to sama prawda, natomiast co do WOŚP to każdy mający choćby najmniejszy kontakt z tym wydarzeniem jest nim poprostu zauroczony i przejęty, ileż kasy lub czasu ludzie trwonią by to osiągnąć, a jednak zawsze znajdzie się ktoś kto to zrobi ! i tak własnie ma być zawsze i o jeden dzien dłużej !
2005-02-09 20:31
Wspominam, wspominam i dalej wspominam… to patrzenie na zaciekawienie i usmiechy ludzi… ta energie tlumu na koncercie przy glownej scenie… ten chlod, ktory i tak nie wygral nad goracymi sercami… i mozna by tak wymieniac i wymieniac. To naprawde jednoczy ludzi i dziala tak, ze chce sie to nadal robic! More, more, more… ;)