Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Dwa miesiące, papierosy i piekło   

Dodano 2013-11-11, w dziale opowiadania - archiwum

5 maja.
Podobno zostało mi tylko dwa miesiące życia. Takiego życia między ziemią a – prawdopodobnie – piekłem. Żałuję teraz wielu rzeczy, z wielu nie jestem dumny. Co prawda były też jakieś dobre – na przykład rok temu naprawiłem światełka na choinkę i... No, dużo tego było.

Dwa miesiące. Nie wiem czy załapię się na finał Mundialu w lipcu. Nasi dobrze teraz grają i szkoda byłoby to przegapić. Dwa miesiące krótsze już o piętnaście sekund.

/pliki/zdjecia/dm1.jpgPodczas pierwszej, rutynowej operacji wydarzyło się coś, co odmieniło moje życie. Coś tam w środku mojego ciała zaczęło obumierać. Nad stołem operacyjnym stało dwóch doświadczonych chirurgów, a jedynym, który to wypatrzył, niczym majtek w bocianim gnieździe, był młody praktykant. Miesiąc później go zwolnili. Podobno strasznie dużo pił i miał problemy z agresją. Ale to dobry chłopak. Dzięki niemu mam szansę dożyć do Wielkiego Finału. Przynajmniej jakoś doczłapać...

Wczoraj, tj. 4 maja, przeszedłem ostatnią operację. Czuję się dobrze, jak na kogoś, kto umrze za dwa miesiące minus jeden dzień. W tej chwili jestem w trakcie snu. Śni mi się moja rodzina podczas Wigilii. Mój tata kładzie na stole ugotowane ziemniaki i mówi: „Cieszę się, że możemy być w końcu razem. Dużo przeszliśmy. Mama z pewnością obserwuje nas teraz z góry i pewnie ma pretensje, że przypaliłem farsz.” Mój brat, który nie otrząsnął się jeszcze od czasu tragicznego wypadku, siedzi w kącie pokoju i bawi się swoim nowym samochodzikiem – właściwie to rozkręca go na części. Ja siedzę przy tacie, który trzyma teraz na rękach moją pięciomiesięczną siostrzyczkę. Tylko oni mi zostali. Patrzę na zdjęcie moich rodziców, zawieszone na ścianie, z czasów, kiedy byli młodą parą. Są szczęśliwi, opalają się na plaży w Los Angeles. Przyglądam się im i czuję, że jeszcze nigdy nie byłem taki wesoły. Im dłużej patrzę, tym dłużej ciągnie się moja wesołość. Ale nagle zdjęcie wypada z ramy i wylatuje przez okno, które - o dziwo - było otwarte – w zimie. I budzę się.

Budzi mnie pięćdziesięcioletnia pielęgniarka z nadwagą i wąsami. Taki widok uruchamia w ludzkim ciele wszystkie mechanizmy obronne.
- Wszystko poszło zgodnie z planem. Operacja przebiegła pomyślnie. Proszę się teraz nie przemęczać, bo za kilka minut przyjdzie pańska żona.
- Już niedługo – odpowiadam.
- Słucham?
- Już niedługo nie będzie moją żoną.

Widocznie się skonsternowała, ale świadomość mojej śmierci nie pozwalała jej tego okazać. Uśmiechnęła się tylko i wyszła. Ja natomiast zacząłem rozglądać się po mojej sali, po mojej dożywotniej celi. Znajduje się tu jakaś kosmiczna aparatura, która pika co kilka sekund, okno za którym widać połowę rodzinnego Tarnobrzega, stolik, szafka, telewizor, na którym mam nadzieję oglądnąć finał, zwiędła paprotka, krzesło, na którym siedzi jakiś mężczyzna, drugie łóżko w sali, kolejna szafka i kolejna aparatura. Wszystko wydaje się być po staremu. Stara, dobra harmonia i w ogóle wszystko po staremu. Ale... Chwila, chwila... Mężczyzna? Na krześle? Niestety. Przede mną na krześle siedzi jakiś mężczyzna. Ubrany w skórzaną kurtkę, stare jeansy, zamszowe buty, z kilkunastodniowym zarostem i rozczochranymi włosami, zaciąga się papierosem. No, to trochę dziwne.

- Przepraszam, co pan tu robi?
- Czekam na twoją śmierć.
- Aha... To dobrze, ale tutaj nie można palić.

Nie odpowiedział. Zaciągnął się tylko głęboko i popatrzył przez okno. Właśnie w tym samym momencie do sali wpadła moja wiecznie zabiegana żona.

/pliki/zdjecia/dm2_0.jpg- Dzień dobry mój, jeszcze, mężu. Wpadłam ci tylko powiedzieć, że złożyłam już papiery o rozwód. Niedługo zgłosi się do ciebie mój prawnik - powiedziała, co miała powiedzieć i zaczęła otwierać wino.
- Natalio... Przecież ja umieram.
- To znaczy, że się nie napijesz? Przecież to dla ciebie takie samo święto jak dla mnie.
- Chodzi mi o ten cały cyrk z rozwodem – mówię. Od kiedy tylko pamiętam, zawsze musiałem wyjaśniać, o co mi chodziło.
- Nigdy nie byliśmy szczęśliwi razem. Poza tym mój detektyw doniósł mi, że niejednokrotnie widział, jak zabawiałeś się w tym Pałacu Rozpusty.
- Raz...
- Mówił, że chodziłeś tam regularnie.
- … na tydzień – ja nigdy nie kłamię.
- A ta sekretarka?
- Marian? – zapytałem zdziwiony, bo w sumie on miał sześćdziesiąt lat i wcale nie był przystojny. A poza tym był moim przyjacielem. I długoletnim sekretarzem. Do czasu, kiedy zaczął mieć problemy z sercem i musiał odejść na emeryturę.
- Chodzi mi o tą młodą blondynę – to wszystko wyjaśnia, pomyślałem.
- Łączą mnie z nią tylko stosunki czysto zawodowe – powiedziałem i po chwili zrozumiałem, że słowo „stosunki” jest nie na miejscu. – No dobra, wygrałaś, ale to nie zmienia faktu, że umieram.

Nalała wino do plastikowych, jednorazowych kubków i szła w moim kierunku.

- A pan? Pan się nie napije? – zwróciłem się w stronę mężczyzny na krześle.
- Do kogo ty mówisz? – odezwała się Natalia.

On właśnie skończył papierosa i potraktował moją kołdrę jak popielniczkę. W tej samej chwili zrozumiał chyba, że o nim mówię, popatrzył na moją żonę, a później na mnie i powiedział: „Jestem tu tylko po ciebie...”. Przyznam szczerze, że byłem nieco zszokowany. Niecodziennie zdarzają się takie sytuacje. Pamiętam, jak kiedyś na studiach braliśmy z kolegami takie dziwne tabletki, ale nawet po nich nie było takiego odlotu. Źle ze mną, pomyślałem. Albo jestem w jakimś głupim show – coś jak „Truman Show”, a ja gram postać, w którą wciela się Jim Carrey. Albo narkoza jeszcze działa. Choć przyglądając się temu anestezjologowi, który mnie usypiał, mogłoby się wydawać, że niejednokrotnie miał do czynienia z narkotykami. W jego oczach ewidentnie widać było miłość do „koksu”. Nigdy nie wiadomo, co mi tam dosypał.

- Przecież tu nikogo nie ma – ciągnęła moja, już niedługo, żona,
- Tam... Na krześle – wskazałem palcem krzesło jak można się domyślić.
- Tutaj leży tylko paczka papierosów. To dziwne, że pielęgniarka jeszcze cię za to nie zamordowała.

Paczka papierosów... mówi do mnie pod postacią jakiegoś anarchisty. Wszystko jest w porządku, wszystko jest w porządku, wszystko jest w porządku.
- I co się mażesz? – pytają mnie papierosy... To znaczy ten mężczyzna.
- Pana tu nie ma – zgasiłem go tak, że na pewno poczuł się dotknięty.
- Wiesz – mówi, zaciągając się i patrząc na fajkę – mój szef miał świetny plan z tym tytoniem. Palą go najczęściej ludzie, których chcielibyśmy mieć u siebie. Daje nam to możliwość dogadania się z Najwyższym i ściągnięcia was pod ziemię bez żadnych wypadków, katastrof i tym podobnych. Po prostu idziemy tylko po jedną osobę. I wracamy z jedną osobą.

/pliki/zdjecia/dm3.jpg- Szef? Jaki szef?
- Diabeł.
- Diabeł? Mój w sumie też taki trochę jest, ale ostatnio go nawet polubiłem. Szkoda mi go trochę, zostawiłem mu mnóstwo problemów. Nie nazwałbym go od razu diabłem, ale był taki trochę... szatański.
- Jak każdy szef – odpowiada, rozglądając się po sali.
- Tak... Także tego... Mógłby mi pan to jaśniej wytłumaczyć?
- Ha ha ha. Wy, tutaj na ziemi, macie bardzo ograniczone pojęcie o tym, co decyduje o waszym losie i o waszej śmierci.
- Byłem u komunii, jeśli o to chodzi – bronię się sam nie wiem przed czym.

Choć powoli zaczynam rozumieć, o co chodzi Diabeł przysłał kogoś po moją duszę, gdy umieram na raka płuc, który de facto jest jego wynalazkiem. To logiczne. Jestem z siebie dumny, bo zawsze byłem inteligentny. Doszedłem do tego drogą własnej dedukcji... a tak poza tym, to dużo czytałem jak byłem młody. I trochę ćpałem. Jeśli ktoś ćpał tyle co ja, to nic go już nie zdziwi.

- Chyba rozumiem, o co ci chodzi. Chcesz mnie zabrać do piekła.
- Gratuluję, Sherlocku. Od czasów Antoniusa Blocka nikomu nie udało się tego rozgryźć.
- Ale dlaczego? Byłem złym człowiekiem? – pytam rozpaczliwie.
- Zrobiłeś wiele złego. Wielu skrzywdziłeś. Wielu przez ciebie łkało.
- Ale zrobiłem też wiele dobrych rzeczy, choćby nawet światełka na choinkę rok temu i no... Dużo tego było.
- Ha ha ha. A wiesz, że był to pierwszy argument Boga podczas negocjacji o twoją duszę? Pierwszy i ostatni.
- Czyli światełka nie wystarczą?
- Nie wystarczą.

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.2 /158 wszystkich

Komentarze [13]

~strong
2015-01-12 16:07

Smierć jako facet ?a kto powiedział że to kobieta-dobrze pomyślane-graty

~to_ja
2013-11-15 20:00

Marcin, ten tekst mi się baaardzo podoba :D

~LLL_
2013-11-13 17:06

Świetny tekst :)

~Jacek_21
2013-11-12 21:05

Pachnie mi ta narracja Palahniukiem :-)
Ciekawie, ciekawie…

~Luca
2013-11-12 18:51

Gratulacje. Sześć

~xxx
2013-11-12 18:40

chyba wszycy czekaja juz na kolejny tekst :>

~Rumek
2013-11-12 16:20

Zaj... Buzdik!

~Karlajna
2013-11-12 15:55

Zapowiada się fajnie. Pracuj nad stylem i szukaj ciekawszych tematów! Ode mnie 4 ;)

~Ankon
2013-11-12 07:11

No niestety, światełka nie wystarczą ;c tylko czemu ludzie nie mogą tego zrozumieć? Ładnie, 5 :)

~zauroczona tekstem
2013-11-12 06:42

Podpisuję się pod pozostałymi, dodam, że ciacho też niezłe

~Ally
2013-11-11 21:43

Geniusz o.O

~zielona mandarynka
2013-11-11 20:00

To będzie lider Lessera. Na sto pro. 6

~felico
2013-11-11 18:44

Genialne ;oo

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 99luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry