Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Dzień, w którym wzeszło słońce   

Dodano 2012-12-01, w dziale opowiadania - archiwum

Zapowiadał się piękny dzień. Słońce oświetlało lazurowe niebo i wydobywało najdrobniejsze ciemne tony z wielkiej kurtyny okalającej świat. Trawy i krzewy skąpane w porannej rosie śmiało podnosiły się ku górze. Krople wody zgromadzone na liściach i łodygach uciekały przed słońcem, które coraz mocniej dawało o sobie znać ciepłymi promieniami. Skały były jednak nadal zimne i wilgotne. Nie wiadomo czy pamiętały jeszcze minione wydarzenia, czy zwyczajnie oddawały tylko chłód nocy.

/pliki/zdjecia/slo1.jpgMorze było spokojne. Fale próbowały piętrzyć się i uderzyć w brzeg, lecz ich nieśmiałe próby gaszone były już w zarodku przez łagodne nachylenie plaży. Woda była zimna. Mimo czerwcowych upałów nadal nie była dostatecznie nagrzana. Jedynym sojusznikiem fal był wiatr, który oplatał swoimi ramionami wszelkie kształty na morzu i ziemi. Był orzeźwiający i budził do życia wszystko, co nie chciało wstać po zimnej nocy. Podnosił trawy, kołysał delikatnie drzewa i niósł cichy szum morza. Szum ten uspokajał i koił wszelkie rany. Tego dnia morze wyglądało jednak inaczej. Klasyczne kolory ustąpiły miejsca wszechobecnej czerwieni. Nie było to spowodowane słońcem, które wdzierało się w każdy zakątek, zmieniając jego oblicze. Morze było dziś wielkim akwenem ludzkiej krwi, marzeń, walki…

Siedział na skałach, patrząc na otaczający go świat i na naturalne piękno poranka. Mundur był już suchy, choć wschodzące słońce dopiero od kilku minut zapewniało mu ciepło. Zabłocone buty i porysowany hełm świadczyły o grozie minionych wydarzeń. Jego oddech był niespokojny. Serce biło rytmicznie, choć nieregularnie. Myślał o swoim domu. O tym, co zostawił kilkanaście tysięcy kilometrów stąd. Dziś wątpił w słuszność swych decyzji. Wątpił nawet w sens życia. Siedział na skale kilkadziesiąt metrów nad lustrem wody, a w dole rozpościerało się kłębowisko barek desantowych, okrętów, czołgów i setki porozrzucanych ludzkich ciał. Ciał, które dryfowały niesione prądem morza niczym niezakotwiczone łódki. Widział zasieki na plaży, tabliczki ostrzegające o polach minowych, żołnierzy i mnóstwo sprzętu, który czekał na dalszą służbę lub zakończył ją już na zawsze. Najbardziej uderzający był jednak ów szkarłat, który zasilał kanał La Manche. Strumień czerwieni płynął z kilku składowisk, których poszczególne elementy jeszcze kilka godzin temu mówiły, poruszały się i czuły. Piasek wymieszany z krwią tworzył nieokreślonej barwy maź, który otaczał prowizoryczny port.

Cisza była jedynie powierzchowna, ale tylko ona liczyła się dla niego w tej chwili. Potrafił przesiać tysiące dźwięków, przefiltrować setki tonów i wyciszyć wszystko, co burzyło jego spokój, który był w tej chwili upragnionym dla niego stanem. Kanonada dział próbowała rozerwać Caen, praca w porcie wrzała, nad głowami latały myśliwce. Jednak dla niego nic się nie liczyło tak bardzo, jak ta cisza połączona z delikatnym szumem morza.

W jego głowie walczyły ze sobą skrajne myśli. Radość z przetrwania walczyła ze smutkiem po śmierci kompanów. Dobrze pamiętał te twarze, które jeszcze kilka dni temu były dla niego w tym trudnym czasie wszystkim. Pamiętał każdą godzinę z tych ostatnich dni. Pamiętał odprawę, podróż i desant. Cholerny desant na feralnej plaży…

***

/pliki/zdjecia/slo 2.jpgZanim barka dobiła do brzegu, wiedział już, że jest w piekle. Pierwsze pociski zaczęły przeszywać poszycie kadłuba ich małej barki raniąc tych z pierwszych rzędów. Smak bólu i krwi unosił się w powietrzu. Niektórzy, widząc to, co się dzieje, skakali w otchłań morza, inni wymiotowali po części ze strachu a po części z choroby morskiej. W końcu barka uderzyła o ląd, a właz frontowy otworzył się z hukiem. Grupa desantowa wskoczyła do wody. Wtedy zobaczyli, że brodzą już w morzu krwi. Krwi swoich przyjaciół. Opór stawiany na plaży był do nieprzezwyciężenia. Ostatnie miejsca na schronienie były obiektem marzeń tych, którzy dogorywali na środku placu boju. On cudem ocalał. Inni nie mieli tyle szczęścia.

***

Dwie gorzkie łzy spłynęły z jego oka po chropowatym od błota policzku. Zatrzymały się na moment, a następnie spadły na spodnie munduru splamionego krwią. Zastanawiał się, po co tu jest, co jest jego celem. Chwilowe załamanie mógł skwitować jedynie kolejnymi dwoma trofeami na kolbie swojego Reisinga. Zimny pot błyszczał na jego czole. Po wyżłobieniu kilku kresek na kolbie poczuł się lepiej. Wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Wraz z kolejnymi cząstkami powietrza wydmuchiwanego z płuc czuł się inaczej. Miał wrażenie, że stres i nerwy ustępują z każdą chwilą. Dotknął swojego serca, które biło jakby harmonijniej i ciszej. Krew docierała spokojnymi strumieniami do wszystkich narządów, zmieniając samopoczucie młodego mężczyzny.

Ciepło stało się ukojeniem, na które czekał. Zamknął po raz kolejny oczy, by zmniejszyć wielkość źrenic i powtórnie spojrzeć na świat. Wtedy to dobrowolnie zaczął dopuszczać do swoich uszów inne dźwięki. Dźwięki, które zazwyczaj oznaczały horror wojny. Pomału składał je w ostateczny obraz i uszlachetniał na własne potrzeby.

Mały notes, który trzymał od kilku chwil w dłoni, nosił w sobie kilka listów. Nieodpieczętowanych, czekających na swoich adresatów. Nigdy nie chciał być listonoszem złej nowiny, jednak obietnica złożona przyjaciołom była obietnicą honorową. Na kolejnej stronie zapisywał następne wyrazy. Swój pamiętnik od jakiegoś czasu prowadził wyrywkowo i niezbyt często. /pliki/zdjecia/slo 3.jpgTym razem również zapisał tylko kilka słów pod nagłówkiem „6/06/44 D-Day” oraz pod kilkoma innymi datami. Twarz jego sprawiała wrażenie spokojnej i nieskalanej przerażeniem. Włożył jeszcze kilka nabojów do magazynka, odłożył broń i jeszcze raz oparł swoją obolałą głowę na dłoniach. Wiedział, że już czas. Trzeba wrócić na plaże, by pożegnać swoich kompanów. Czuł, że tylko on im pozostał. Siedział jeszcze chwilę w zadumie i wyszeptał słowa krótkiej modlitwy. Od długiego czasu nie myślał o tym, nie myślał o Bogu… Obserwując dramaty ludzkie, które rozgrywały się w ostatnich latach, przestał wierzyć w mądre decyzje bóstw wyższych. Zaczynał nawet wątpić w ich istnienie.

Ściągnął opatrunki ze swoich ran i zacisnął pięści. Bał się teraz tylko jednego. Przyszłości. Czuł, że śmierć przyjdzie również po niego. Nie czuł się zbyt dobrze. Nie czuł się jak bohater. Mimo wszystko chciał, żeby trud wspólnych działań został kiedyś doceniony. Doceniony przede wszystkim przez ludzi w przyszłości. Czuł, że jego szczęście zależy teraz od liczby zabitych wrogów. Pragnął zemsty.

Wstał z chłodnego kamienia, spojrzał wokół siebie i splunął śliną wymieszaną z krwią. Był pewny, że ten dzień jest równie ważny jak wszystkie poprzednie. Rozgarnął ręką włosy i nałożył hełm. Zawiesił broń na plecach. Jeszcze raz spojrzał na otaczającą go scenerię i zaczął schodzić powoli w dół na plażę. Na koniec rzekł: „To tylko Francja. Jeszcze Berlin nie tak blisko…”.

Grafika:

Oceń tekst
Średnia ocena: 5 /39 wszystkich

Komentarze [2]

~fenrir
2012-12-03 09:03

dobre

~Cienki
2012-12-02 15:55

opis podróży barką jest taki sam jak w filmie “Szeregowiec Ryan”. wymyśliłbyś coś swojego.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry