Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Europawoche 2011   

Dodano 2011-05-27, w dziale relacje - archiwum

Naszą szkołę spotkało w tym roku wyjątkowe wyróżnienie. Jako jedyna placówka oświatowa z Polski zostaliśmy zaproszeni do wzięcia udziału w międzynarodowym projekcie edukacyjnym pn. „Europawoche”, który organizowany jest od kilku lat w Ekologicznej Szkole Spohns Haus w Gersheim (RFN) pod honorowym patronatem premiera kraju Saary.

/pliki/zdjecia/g1.JPG

Przedsięwzięcie to ma na celu przekonanie młodych ludzi do życia proekologicznego, w tym do świadomego wykorzystywania odnawialnych źródeł energii. Co roku organizatorzy zapraszają do udziału w tym projekcie przedstawicieli pięciu różnych europejskich nacji. W tym roku w tej malowniczej miejscowości na południowym - zachodzie Niemiec spotkali się więc młodzi ludzie z Niemiec, Polski, Rosji, Ukrainy i Włoch.

Michaszek: W gronie 12 wybrańców z Kopernika, którzy kilkanaście dni temu mieli okazję przez tydzień przebywać w Niemczech, znaleźliśmy się i my (tzn. Fenrir i Michaszek), dwaj dziennikarze SGI Lesser. W drogę wyruszyliśmy 7 maja (w sobotę). Już na początku naszej eskapady (w Rzeszowie) przytrafił nam się mały pech - nieoczekiwana 2-godzinna przerwa w podróży (musieliśmy zaczekać na nasze koleżanki z Ukrainy, z którymi mieliśmy udać się wspólnym autokarem w dalszą drogę). W trakcie tej wspólnej podróży mieliśmy naturalnie okazję poznać się z nimi bliżej, ale odniosłem wrażenie, że na początku każda grupa wolała jednak przebywać we własnym gronie. Podróż nie była zbyt męcząca, bo autokar był niezwykle wygodny, a większa część trasy przebiegała fantastycznymi drogami szybkiego ruchu i autostradami. W Zgorzelcu do naszego autokaru dosiadła się jeszcze grupa rosyjska i dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa integracja wszystkich trzech grup, czego wyrazem było wspólne śpiewanie piosenek. Na miejsce dotarliśmy wprawdzie dopiero w niedzielny wieczór, ale za to w świetnych humorach.

/pliki/zdjecia/g2.JPG

Gersheim okazało się być małą, ale niezwykle urokliwą wioską. Ośrodek, w którym zamieszkaliśmy, zlokalizowany był po dwóch stronach ulicy. Wysoki, biały budynek, przypominające trochę jakby jakiś urząd, był w każdym calu ekologiczny. Nieekologiczny był tam chyba tylko papier toaletowy (o dziwo nie był raczej zrobiony z makulatury). Na przywitanie gospodarze uraczyli nas przepysznym gulaszem, a po posiłku zapoznano nas z regulaminem tego miejsca. Dowiedzieliśmy się na przykład, że na terenie ośrodka obowiązuje zakaz spożywania chipsów i słodkich napojów ze względu na drewniane, nieheblowane podłogi. Krzywo patrzono tam także na używanie jakichkolwiek dezodorantów (wiadomo - freon). Mieliśmy natomiast możliwość zakupienia ekologicznej Coli, czyli zrobionego z owoców gazowanego napoju, który w nazwie miał Cola chyba przez pomyłkę, albo dla zmylenia ciekawskich. Smakował jak skwaśniałe, gazowane wino jabłkowe. Ohyda. Po kolacji nastąpiło zakwaterowanie. Na pierwszy rzut oka, ośrodek nie zachwycił nas swoim wyglądem. Budynek, w którym zamieszkaliśmy, przypominał raczej starą stodołę (oczywiście z zewnątrz), jednak po wejściu do środka zostaliśmy mile zaskoczeni. Bardzo wygodne, pięknie pomalowane pokoje zaskoczyły nas swoją funkcjonalnością. Jeszcze większym zaskoczeniem były dla nas zbiorowe łóżka, które w praktyce okazały się arcywygodne. Organizatorzy pobytu myśleli chyba, że każdy z nas perfekcyjnie zna język niemiecki, więc od początku nie mieli oporów z komunikowaniem się z nami w tym języku, na co my (szczególnie pierwszego dnia) reagowaliśmy bardzo taktownie - „ja, ja”.

/pliki/zdjecia/g3.JPG

Na spotkanie przybyło w tym roku około 80 uczestników wraz z opiekunami. Każdą nację reprezentowała 12-osobowa ekipa. W większości byliśmy rówieśnikami, ale towarzyszyli nam również: para 21-latków (on – Ilia – mistrzowsko grał na gitarze) oraz dwójka 12-latków z Rosji. W poniedziałek przed południem mieliśmy już wspólne zajęcia (oczywiście w języku niemieckim), których tematem było oszczędzanie energii elektrycznej. Oglądaliśmy również bardzo nudny film o tej tematyce. Kolejnego dnia rozpoczęły się już właściwe warsztaty i praca nad projektami. W 12 - osobowych grupach znajdowało się po kilka osób z każdego kraju. Pracowaliśmy wspólnie nad danym zagadnieniem, opracowując je i tworząc do niego materiał wizualizacyjny. Niecenioną pomocą okazały się, łamiące wiele stereotypów, urocze koleżanki z Niemiec oraz nasza znajomość języka niemieckiego, połączona z językiem migowym i mową ciała. Po południu zorganizowano nam natomiast wycieczkę do stolicy kraju Saary - Saarbrücken. To prawie 200-tysięczne miasto spodobało nam się chyba bardziej niż osławiony Strasburg, do którego wybraliśmy się następnego dnia. Saarbrücken było bardziej zadbane, bardziej klimatyczne oraz znacznie nowocześniejsze. Mieliśmy okazję zobaczyć pałacyk, zabytkowy kościół oraz starówkę. W środę udaliśmy się natomiast do wspomnianego Strasburga. Tu zwiedziliśmy Parlament Europejski, starówkę oraz katedrę zwaną Strasburską Notre Damme. W Parlamencie zdążyliśmy na obrady ws. sytuacji w Syrii. Głos zabierał m.in. nasz eurodeputowany, Michał Kamiński. Nie umknęło naszej uwadze, że tu - podobnie jak w naszym parlamencie - na prawie tysiąc miejsc na sali obrad zajętych było niewiele (około 100). Ogromne wrażenie wywarła na nas za to ogromna ilość tłumaczy kabinowych. Cóż, niezależnie od liczby eurodeputowanych obecnych na sali, każdy kraj musi mieć swojego tłumacza, a jak się dowiedzieliśmy, wszystkie obrady tłumaczone są nieustannie na 20 języków. /pliki/zdjecia/g4.JPGW PE rozmawia się głównie o tym, o czym każdy z nas sobie myśli. Tęgie głowy rozmawiają więc o wszelkich europejskich sprawach. W czasie wolnym udaliśmy się standardowo na rynek. Chcąc w pełni nasycić się pobytem we Francji i dogłębnie poznać tę kulturę zamówiłem sobie w jednej restauracji typowo francuską potrawę – faszerowane ślimaki. Nie było tak źle. Okazało się, ze w smaku przypominają żołądki, a podaje się je w całkiem smacznym sosie. Jedynym minusem jest sposób ich jedzenia. Masakra!

Czwartek był nadzwyczaj luźnym dniem. Zajęcia przybrały bardziej praktyczny charakter. Każda grupa miała za zadanie przygotować eksperyment, który potwierdzałby i wyjaśniał podstawowe prawa fizyki (np. w jakiej butelce woda nagrzeje się mocniej – w czarnej czy bezbarwnej?

Wieczorem przyjechała do nas z wizytą delegacja przedstawicieli z krajów Unii Europejskiej, w tym m.in. władze naszego Podkarpacia. Wszyscy uczestnicy mieli za zadanie przygotować na tę okoliczność jakąś artystyczną prezentację. My zaśpiewaliśmy wspólnie „My Cyganie” oraz „Kołysankę dla nieznajomej”. Wyszło doskonale! Włosi popisali się jakąś drewnianą piosenką, Rosję zaprezentował Ilia z gitarą, Niemcy również zaśpiewali jakąś swoją piosenkę (trzymając teksty w rękach), a Ukraińcy byli jak na mój gust trochę za bardzo folkowi. Każdy kraj przygotowywał ponadto swoje potrawy narodowe (my oczywiście żur podawany w bochenkach oraz pajdę chleba ze smalcem i ogórkiem).

/pliki/zdjecia/g5.JPG

Cały piątek spędziliśmy w Metz - uroczym francuskim mieście. Zwiedziliśmy muzeum Roberta Schumana, założyciela Unii Europejskiej oraz malownicze zaułki miasteczka. Po powrocie odbyło się ognisko i dyskoteka, na której prawie wszyscy bawili się wyśmienicie. Piszę prawie wszyscy, bo niektórzy wybrali się w tym czasie na wędrówkę tzw. Jacobsweg (pielgrzymka trasą św. Jakuba)

Fenrir: W tej grupie byłem właśnie ja. Na wędrówkę zapisałem się praktycznie przez przypadek. Myślałem, że cały tydzień będzie miał charakter typowy dla wyjazdów na zielone szkoły, w których największą atrakcją jest siedzenie w ośrodku i pierdzenie w stołek. Szczęściem w nieszczęściu było to, że tym razem bardzo się pomyliłem. Wyjazd pozostanie jednym z moich najlepszych dotychczasowych wspomnień, a o ludziach z Gersheim nigdy nie zapomnę. Niestety z tej wspomnianej na wstępie wędrówki nie udało mi się wypisać, ale też nie dała mi ona wiele powodów do narzekania, choć i tego też nie zabrakło. Według planu mieliśmy do przejścia ok. 31 km na terenie Francji i Niemiec. O tym, że to pielgrzymka, a nie zwyczajna wędrówka i oglądanie widoczków, dowiedziałem się dopiero na miejscu zbiórki (wszystko przez moją wrodzoną opieszałość). W pielgrzymce towarzyszył nam również były minister ochrony środowiska, a każdy jej etap urozmaicany był zwiedzaniem zabytkowego kościółka lub kapliczki różnych wyznań, m.in. protestanckich, luterańskich, ewangelickich i posiłkiem w klimatycznych restauracjach.

Trasa była naznaczona co jakiś czas charakterystyczną muszelką ukrytą na słupie, w asfalcie lub na fasadach budynków. Muszelka ta – o czym dowiedziałem się dopiero tam - jest znakiem rozpoznawczym św. Jakuba. Na pierwszym z postojów zjedliśmy francuską tartę, o której mogę powiedzieć, że przypomina spód od pizzy z jajecznicą, a na kolejnym już na terenie Francji zostaliśmy poczęstowani tradycyjnym francuskim obiadem oraz croissantami. Tutaj chciałbym się na chwilę zatrzymać, bo warto poświęcić słów kilka francuskiej kuchni i kulturze spożywania posiłków.

/pliki/zdjecia/g6.JPG

Posiłek, który otrzymaliśmy na jednym z postojów, można by nazwać lunchem. Składał się on z prawdziwego salami, plasterka doskonałej szynki, pasztetu domowej roboty i paru surówek, które przegryzaliśmy bagietkami. Na stole nie mogło oczywiście zabraknąć niskoprocentowego wina jabłkowego oraz konserwowanych zielonych pomidorków. Po zakończeniu wędrówki mieliśmy również nocleg w uroczym francuskim hoteliku. Tam także czekała nas prawdziwie wystawna kolacja. We Francji przy stole spędza się wiele godzin, a jedzenie jest tylko częścią całej biesiady. Francuzi z ogromną przyjemnością dyskutują podczas posiłków, a podawane specjały są naprawdę nieziemskie. Po przystawkach (pomidory, surówki oraz kieliszek wina) podano nam doskonały makaron ze stekami w sosie pieczeniowym. Niebo w gębie. Śniadanie składało się natomiast z gorących jeszcze bagietek, sera pleśniowego, itp. rzeczy. Pod koniec imprezy nie żałowałem już, że zdecydowałem się iść na tę pielgrzymkę. Naoglądałem się ślicznych widoczków, spotkałem też dwoje uroczych staruszków pochodzących z byłej Jugosławii, z którymi chwilę porozmawiałem i zwiedziłem naprawdę urocze kościółki. I jeszcze to jedzenie… Niestety, ominęło mnie spotkanie ze Sławkiem Szmalem.

Ostatniego dnia udaliśmy się pieszo w pobliskie góry do elektrowni słonecznej zaopatrującej w prąd całe Gersheim. Po południu zorganizowano nam spotkanie ze światowej sławy bramkarzem piłki ręcznej – Sławomirem Szmalem. A potem nadszedł czas na pakowanie i wyjazd. Szybkie, ale czułe i wymowne pożegnania w deszczu (dzień wyjazdu był jedynym, w którym padał deszcz) i znowu znaleźliśmy się w luksusowym autokarze pędząc niemieckimi autostradami i mijając niekończące się pola uprawne. Do Tarnobrzegu dotarliśmy z małymi przeszkodami, bowiem niespełna 30 km od domu zepsuł się nam bus, który miał nas podwieźć z Rzeszowa.

Wyjazd był bardzo udany. Zawarliśmy wiele nowych znajomości, a co najważniejsze, pogłębiły się nasze umiejętności językowe. XXI wiek ogranicza nas jednak do takiego stopnia, że kontakty będą teraz podtrzymywać chyba tylko posiadacze kont na Facebooku. Nie rozumiem zachłyśnięcia się Polaków tym portalem, dlatego mi pozostają tylko wspomnienia i zdjęcia. Mamy nadzieję, że spotkamy się w takim samym gronie za rok. Słyszeliśmy nawet takie plotki, że ta sama ekipa ma spotkać się niebawem w Polsce… tylko nie wiadomo jeszcze kiedy.

Grafika: własność Anna Franecka i Anna Kondziorska

Oceń tekst
  • Średnia ocen 5.1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 5.1 /29 wszystkich

Komentarze [7]

~anka
2011-05-29 10:28

“Grafika: własność Magdalena Rydzik”?
Ciekawe jakim cudem skoro Madzia nie robiła żadnych zdjęć. ;>

~fenrir
2011-05-28 16:32

Za błąd odpowiadam ja. Nie wiem czemu tak napisałem, jak chwilę wcześniej pojawia się poprawne imię... Sprawdziłem w oryginale i tam również śmieje mi się w oczy Mirek Szmal. Przepraszam za błąd.

~Linka
2011-05-28 14:31

Mirosław Szmal-padłam i ze śmiechu aż mi oddechu zbrakło. Może jeszcze Andrzej Małysz, Tomek Dudek i Edward Zagumny.

Ponieważ bardzo lubię ‘Mirosława’ Szmala wstrzymam się od oceny. rozbawiliście mnie i nie mogę dać za Mirosława 1 czy 2!!!

~Laziale
2011-05-28 12:23

Za Mirosława należy się dwója…

~Elessar
2011-05-28 11:10

Fajny tekst, a tu nagle taki “Mirosław” położył go na całej linii…

~Anćka
2011-05-27 23:36

Mirosław Szmal – HAHAHAHAHA :D

Kocham Was! :* :)

~anom
2011-05-27 23:26

Chłopcy proszę Was, przecież to Sławomir Szmal, a nie Mirosław… wikipedia i wujek google kłaniają się w pas;)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 99luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry