Hura! Hura! Próbna matura!
Osprey: Nadszedł już czas. Meteoryty uderzają w Ziemię, Afryka pęka na pół, wulkany wymiotują lawą jak studenci po tygodniu imprezowania, a pośrodku my, z długopisem w dłoni i kilkoma kartkami przed sobą. Trzeba się w końcu sprawdzić, zweryfikować na chłodno swoją wiedzę, a potem zrobić sobie tatuaż lutownicą… albo też od razu strzelić sobie w łeb. Z próbną maturą jest trochę jak z pierwszą randką. Siedzisz spięty, ale starasz się wypaść przed kimś, kto Cię ocenia, możliwie najlepiej. Na końcu i tak płacisz rachunek, ale tym razem zamiast całusa, słyszysz na pożegnanie: „Mogło być trochę lepiej.”
Jaskier: Zawsze lepiej usłyszeć to, niż „zostańmy przyjaciółmi”. Nie sądzisz? Nie odwoływałbym się jednak do aż tak katastroficznych wizji. Wydaje mi się bowiem, że większość tegorocznych maturzystów podeszła do tej próby na sporym luzie. Wszak miniony tydzień miał nam jedynie pokazać, do czego musimy się jeszcze przyłożyć. Prawdziwy stres dopadnie nas najprawdopodobniej dopiero w marcu albo nawet w kwietniu – to gorączkowe czytanie streszczeń, rozwiązywanie arkuszy itd.
Osprey: Dzień pierwszy na froncie był całkiem zwyczajny, no, może oprócz tego, że do naszego testu zasiedliśmy o 7.30 w nocy. Po drodze do sali mijałem kolegów i bacznie się im przyglądałem. Zastanawiałem się także nad tym, co ze mnie kiedyś będzie. Może prawnik z czarną teczką? A może biznesmen, co to dorobi się na swoim sprycie? A może jednak bezdo… tak czy inaczej wszyscy maturzyści wyglądali tego dnia w szkole jak przetrącone wiewiórki wyciągnięte z betoniarki. No ale… Przejdźmy do rzeczy.
Arkusz z języka polskiego przywitał nas tekstem autorstwa Zygmunta Baumana. Jak się można było spodziewać – wnuczkowie komunistów byli wniebowzięci, a Ci o bardziej prawicowych poglądach chcieli natychmiast wyjść z sali. Abstrahując jednak od tego faktu (tutaj niech każdy zgłębi wiedzę w swoim zakresie), tekst ten tak czy inaczej musiał zostać przez nas przeczytany i zinterpretowany. Powiem szczerze, że sam artykuł chłonąć można było dość łatwo. Opisywany był w nim problem „wielozadaniowości”, czyli rozbudowania ludzkiej percepcji, tak, aby mogła ona chłonąć więcej informacji w jak najkrótszym czasie. Jednak nie wszystko było tak proste. Pytania były bowiem… po prostu trudne. Po wyjściu z sali odniosłem wrażenie, że moi koledzy i moje koleżanki także mają mieszane uczucia, a prawdziwą drzazgą w oku okazały się właśnie zadania otwarte.
Po rozwiązaniu pierwszej części arkusza, przyszedł czas na wypracowanie. Tutaj klasyka, odgrzewany co roku kotlet – „Pan Tadeusz” lub „Lalka”. Osoby stroniące od lektur (czyli plus minus połowa licealistów) kojarzą te dwa dzieła jedynie z wódką lub Izabelą Łęcką – naczelną kurtyzaną polskiej literatury. O ile odniesienie do przyrody w „Panu Tadeuszu” było jednym z głównych tematów nakreślonych na prawie każdej stronie polskiej epopei, o tyle wątek studentów, którzy mieszkali w nowo nabytej kamienicy Stanisława Wokulskiego, wydawał się niezbyt znajomy. Kto miał łatwiej? Zdania są podzielone, bo każdy wybrał łatwiejszy dla siebie temat, a stosunek procentowy wyniósł 50/50. Teraz pozostaje tylko czekać.
Jaskier: U nas było nieco inaczej. Zdziwiłem się, gdy dowiedziałem się po maturze, że większość moich kolegów i koleżanek z klasy wybrała temat z „Lalki”. Ja pisałem oczywiście „Pana Tadeusza” – nie dość, że przyroda majestatycznie wylewa się z niemalże każdego wersu tego utworu, zniechęcając co mniej wytrwałego czytelnika do kontynuowania lektury, to jeszcze poświęca się osobną lekcję na jej dogłębne omówienie. A „czytanie ze zrozumieniem”? Cóż, z kluczem nie będzie dyskusji. Trzeba było symultanicznie skondensować wolę oraz rozum i postarać się zgadnąć, co też mógł wymyślić jego autor. Matematyka z kolei była moim zdaniem prosta, choć w mojej klasie pojawiły się głosy, że „jak na podstawę, to trudne”. Nie wiem, nie zacząłem jeszcze przerabiać arkuszy, więc nie mam porównania z poprzednimi latami. Najwięcej zamieszania zrobiło jednak ostatnie zadanie, w którym ojciec i syn zbierali razem jabłka. Choć oczywiście nie tyle, ile narobiła Łęcka nie dziwka w roku ubiegłym. Przyznam, że nie zrobiłem tego zadania z marszu, aczkolwiek po chwili zastanowienia pojąłem, że to typowe zadanie z funkcji wymiernej z kontekstem realistycznym, jak to określa pan Kiełbasa w swoim zbiorze zadań. Problem sprawił mi również dowód z planimetrii, ale jego niezrobienie pozwolę sobie zrzucić na wczesną godzinę rozpoczęcia egzaminu. Ciężko się myśli, jak człowiek musi wstać po piątej w nocy.
Osprey: Po próbnej maturze z matematyki spotkałem na moje nieszczęście chłopaków z „matfizów”. Wiecie, te wpuszczone w spodnie sweterki i wszechobecny zapach potu. Jednak ich twarze były uśmiechnięte. Ktoś rzucił krótko: Spacerek! Wiedziałem, że coś z nimi jest nie tak, tak samo, jak z arkuszem maturalnym. Wyniki dostawaliśmy szybko. Efekty mojej pracy? Zadowalające, a nawet bardzo zadowalające.
Matura z angielskiego była chyba najmniej stresująca. Tutaj nie dało się nadrobić materiału w jeden wieczór. Pomału, bez spiny trzeba było podejść do tematu. Wszyscy mówili jednym głosem, że po pierwszej „słuchance” poszło z górki. Zdziwił mnie tylko fakt umieszczenia w jednym zestawie dwóch nieoficjalnych form. Zresztą tak samo jak innych, którzy modlili się, aby nie zapomnieć tych charakterystycznych fraz, w których udajemy miłe osoby.
Jaskier: Zdecydowanie na angielskim stres był najmniejszy. List nieformalny i mail nie powinny chyba nikomu sprawić problemu. Odetchnąłem z ulgą, gdy przeczytałem, że mam napisać do kolegi o wygraniu jakiegoś konkursu. Z rozumieniem „słuchanek” i „czytanek” również jest raczej kolorowo – dlaczego nie może być tak na języku polskim? Rozbawił mnie szczególnie bodajże ostatni z tekstów i pytanie do niego - Co należy zrobić, gdy ma się basen w ogrodzie? Odpowiedzieć można było wstawić bez czytania. Brawa dla układających arkusz.
Osprey: Jak szkoła długa i szeroka, w piątek uczniowie zdawali przeróżne, dodatkowe przedmioty, które będą też zdawać na maturze w maju. Było kilka fizyk rozszerzonych, sporo matematyk na tym samym poziomie, trzy egzaminy z WOS-u i reszta, niezbyt chętnie wielbiona i doceniona. Większość uczniów postawiła jednak na poziom podstawowy. Tutaj podobno było łatwo. Dysponując pewnym zakresem wiedzy, można było wszystko napisać na wysokim poziomie. Osobiście wybrałem w tym szerokim spectrum wiedzę o społeczeństwie. Na końcu mojego arkusza, powinna znaleźć się złota myśl: „Weź się, ku*wa, do nauki – matura za pół roku”.
Jaskier: Fizykę rozszerzoną pisała u nas w szkole tylko jedna osoba, tak gwoli ścisłości. Ja postawiłem natomiast na rozszerzoną matematykę. Zadania nie były trudne, ale – no właśnie, jest „ale”. Gdyby taka była w maju, byłoby bardzo dobrze. Albo gdybym przez ostatni tydzień cokolwiek powtarzał - zamiast oglądać „Warsaw Shore” i kreskówki o superbohaterach – dobrze byłoby już teraz. Podpisuję się więc pod słowami Darka – próbna matura pokazała, że trzeba się, ku*rwa, wziąć do nauki.
Oczywiście nie obyło się bez mniejszych bądź większych komplikacji. Doszły mnie słuchy, że niektórzy profesorowie pospieszali uczniów podczas pisania matury podstawowej z języka polskiego. W arkuszach pojawiały się również błędy. W piątek zamarliśmy, gdy do naszej sali wszedł dyrektor Stróż. Na szczęście nie zamierzał ogłaszać ewakuacji szkoły, alarmu bombowego ani niczego podobnego – po prostu poinformował nas, że autorzy arkusza nawalili i równanie stało się w poleceniu jednego z zadań nierównością.
Do tego dochodzi również kwestia rozpoczynania matur o godz. 7:30, co jest poronionym pomysłem. Nie ma to jak pisać egzamin dojrzałości po pięciu godzinach snu. Podczas ustalania tej godziny nie została prawdopodobnie uwzględniona sytuacja uczniów dojeżdżających, których postawiono w bardzo niekomfortowej sytuacji. Niektórzy zmuszeni byli przyjechać do Tarnobrzega nawet godzinę przed rozpoczęciem egzaminu, a wszystko po to, aby się nie spóźnić. No i nie było możliwości pisania egzaminów z języków na poziomie rozszerzonym, co dotknęło zapewne szczególnie III F.
Osprey: I tak minął nam ten tydzień pełen wiary, nadziei, bólu i krwi. Choć nastał upragniony weekend, należy pamiętać, że nastanie również nieuchronna matura. Czy jesteśmy gotowi? Na to pytanie należy sobie odpowiedzieć w swoi sumieniu.
Grafika:
Komentarze [11]
2013-12-04 22:16
No i poszło o te nieszczęsne sweterki… Proponuję podejść do tematu z przymrużeniem oka i odnieść się do konkretnego momentu. Taki żarcik sfrustrowanego dziecka “humana” po maturze z matematyki. :) Myślę, że niektórzy w mat-fizie mogą całkiem ładnie pachnieć...
2013-12-04 14:43
Sweterki mat-fizu? Nie oceniam jak ogólnie wyglądają, ale akurat w ten dzień ubrali się dość przyzwoicie. No i tylko human może coś takiego zauważyć, zamiast dyskutować po maturze nad rozwiązaniami zadań na próbnej… ;) A sorry – jakimi rozwiązaniami? Artykuł jednak lekko sie czyta, więc jest 5.
2013-12-04 11:38
Dużo dobry tekst. Gratulacje! Czekam na kolejne.
2013-12-04 11:35
I to jest właśnie to, o co chodzi w gazecie. Temat na czasie, podany lekko, bez napinania się, zabawnie zaopiniowany, choć dotyka istotnego dla wielu z nas zagadnienia. Przeczytałem z przyjemnością. Brawa dla autorów za pomysł i realizację.
2013-12-03 22:18
dobry tekst!
2013-12-03 22:00
P.S. Artykuł dobrze napisany ale za te „sweterki” i „wszechobecny zapach potu” to … [mat-fiz nie zapomina
.(w szczególności torebkowym okularnikom z humana ;P)]
2013-12-03 21:54
Nie ma to jak porcja polskiego narzekania zakończona mądrą i pouczającą myślą. Jak o 7.30 (20 min później niż pierwsza lekcja w szkole podczas normalnego dnia) mówisz że spałeś jakieś 5h to wcale nie jest wina tego, że poszedłeś spać około pierwszej w nocy tylko osoby która ustaliła godzinę rozpoczęcia matury (pan dyrektor pozdrawia z uśmiechem :D).
2013-12-03 21:36
Oj Darek Darek, zabiję za ten wszechobecny zapach potu! :D
Artykuł bardzo fajny chłopcy.
2013-12-03 21:34
Lekki, humorystyczny tekst, fajnie się go czyta ;D
2013-12-03 20:26
Cenzura cdziała jak natura chciała, wychwalajmy wolnosc słowa bo jest dobra.
2013-12-03 19:44
Izabela Łęcka to dziwka.
- 1