Jacek Piecuch pozoruje niepamięć
Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie mówić „hop”, póki nie przeskoczę. Tak więc ilekroć miałem „hop” na końcu języka, przygryzałem go mocno cofając myśli. A co, jeśli zapominanie nigdy się nie kończy? Takie wnioski nasuwały mi się najczęściej w nocy, kiedy odwracałem się twarzą do ściany. W takich momentach zdajesz się na sen, liczysz, że przyjdzie uzbrojony i mocny jak wojownik. Mnie sen jednak zawodził. Wyłem do środka siebie przez kolejne dni zimy, która wydawała się być jedyną istniejącą porą roku.
Mimo że ciągle milczałem i wydłużałem proces zapominania w czasie, po okolicy odbijało się już echo mojego skoku na drugą stronę przepaści. Jej istnienie było zaznaczone w mojej pamięci fluorescencyjnym mazakiem, który raził po oczach. Radziłem sobie z tym jednak wyjątkowo dobrze – jak twierdziła Nina, sąsiadka. Zimowe popołudnia Nina i ja zapełnialiśmy dymem. Łączyła nas chęć rzucenia i słabość do tańca. W tym drugim byłem bierny, ona za to śmiało wyginała się we wszystkie strony, do muzyki z radia. Na początku wydawało mi się, że słoń stanął jej na ucho, ale przyjrzałem się mu dokładnie. Ucho, o którym mowa, było małe i śliczne. Nie, słoń z pewnością by się nie odważył. Poprawiała mi humor tymi swoimi wygibasami.
-Właściwie to dlaczego tam nie pójdziesz?
- Ale niby gdzie nie pójdę?
- Do tej kobiety, którą obserwowałeś na scenie i której zdjęcie powinno już dawno wisieć na twojej lodówce, ale dziwnym trafem próbujesz wmówić sobie, że ona nie istnieje.
W rzeczywistości chodziłem tam. Ale moje podróże kończyły się przy drzwiach na widownię. Oczy notowały dokładnie umiejscowienie klamki. Minuty oczekiwania, w gotowości do otwarcia drzwi, przeistaczały się niestety potem w godzinne powroty do domu.
- Słuchaj, to nieważne. Lubię jak ty tańczysz. W zupełności mi to wystarcza. Nie chciałem poruszać tego tematu, ale co z twoją przeprowadzką?
- Już właściwie wszystko spakowałam, w sobotę mogę wprowadzać się do nowego mieszkania.
Nina przeniosła się tydzień temu na drugi koniec miasta. Myślę, że gdyby przeniosła się tylko ulicę dalej i tak nie byłoby mi wystarczająco po drodze, żeby ją odwiedzić. Tłumaczyłem to sobie prosto: nie mogę zadręczać jej dłużej swoimi urojonymi problemami. Nie odbierałem więc jej telefonów i nie odpisywałem na maile. Żeby się usprawiedliwić - tak sam przed sobą - powiesiłem jej zdjęcie na lodówce. I powtarzałem sobie, że idzie wiosna.
Komentarze [4]
2009-03-05 09:28
Jesteś pewna że przyjdzie??
Tekst fantastyczny ;*
2009-03-03 02:06
Tym razem trochę zabrakło mi do zmoczenia się z rozkoszy, ale i tak wspaniale. Uch…
2009-03-02 20:02
co z uchem?
2009-03-02 19:18
mało, mało i to ucho….
- 1