Koncert Świąteczny - okiem Lessera
Wzorem lat ubiegłych postanowiliśmy z Andrew i w tym roku zobaczyć oraz ocenić kolejny pokaz umiejętności nauczycieli i uczniów „Kopernika”. Z drobnym jednak urozmaiceniem. Tym razem Andrew zaprezentuje punkt widzenia „od kuchni”, ponieważ wraz z innymi koleżankami i kolegami wystąpił przed szkolną publicznością na scenie, a ja przedstawię swoją opinię jako skromny widz.
Fenrir: W roli konferansjera wystąpił w tym roku prof. Grzegorz Kociuba. Nie umniejszając jego retorycznym umiejętnościom, muszę powiedzieć, że zdecydowanie wolałem w tej roli Szymonów dwóch. Wprawdzie w drugiej odsłonie koncertu dołączył do prof. Kociuby nasz szkolny kapelan - ojciec Martynelis, ale wsparcie to nie miało wpływu na jakość. Gdy wspomnę te plastikowe żarty naszego polonisty… eh?
Andrew: Czuć na kilometr, że nie jesteś uczniem prof. Kociuby. Jako jego wychowanek mogę Cię zapewnić o bezgranicznym uwielbieniu dla niego, jakie podziela znaczna część jego uczniów. Owszem, poczucie humoru ma specyficzne, ale czy jego żarty można określić jako plastikowe. Nie wiem. Według mnie profesor starał się rozbawić publiczność, a że jego żarty nie zawsze były zabawne, a niekiedy można by rzec mocno oklepane (jak ten z Lady Gagą)... no cóż. Myślałem, że wszystkim się podobało, ale jednak widzę, że Tobie chyba nie do końca.
Fenrir: To nie jest tak, że ja nie lubię profesora Kociuby; ja go po prostu go nie znam i nie wiem, jakie ma poczucie humoru. Wróćmy jednak do samego koncertu. Jako pierwszy zaprezentował się na scenie Paweł Michalczuk z „Godek Band” w utworze „Confiteor”. Przetłumaczenie tytułu sprawiło jednak prowadzącym nie mało kłopotu. Pierwsze takty wspomnianego utworu pozwoliły mi sądzić, że czeka nas naprawdę dobra piosenka. Niestety, tekst zepsuł to wrażenie. Warto też przypomnieć, ze w drugiej części utworu dodatkową atrakcję zapewniła widzom sceniczna „dymiarka”, która skutecznie przysłoniła basistę i to podczas jego solówki. Gratulacje dla obsługi sceny!
Andrew: Klimatyczny utwór - czułem reggae. Paweł ma ciekawy wokal. Mnie osobiście zaintrygował. Atmosfera za kulisami była w tym czasie bardzo napięta. Próbowaliśmy ją - mniej lub bardziej skutecznie - rozładować. Pamiętam, że podczas występu Dominiki Matusiak kilka osób chodziło nerwowo w kółko, a inna grupka grała z prof. Grządkowską w łapki.
Fenrir: Po nich na scenie zaprezentował się nasz chór w szlagierze „Idą święta”, kojarzonym przez wielu z nas z czerwoną ciężarówką mało popularnej firmy produkującej napoje...
Andrew: Zupełnie nie wiem, o którą firmę Ci chodzi…
Fenrir: Julia Wójcik, która swoim świetnym głosem uszczęśliwiała publiczność już w gimnazjum, a może nawet i wcześniej, tym razem także nie zawiodła i pokazała się z bardzo dobrej strony. Nie rozumiem natomiast roli, jaką odgrywała na scenie Dominika Matusiak. Czyżby awansowała na przodowniczkę chóru, zastępcę dyrygenta – prof. Drałus?
Andrew: Ja też tego nie wiem. W tym czasie za kulisami przygotowywały się już do występu panie profesorki: Daniec-Zych, Matyka i Kantorowicz. W długaśnych czapkach wyglądały naprawdę super. A potem z towarzyszeniem chóru śpiewały po francusku. Dla mnie bomba!
Fenrir: Nie zapominaj o Andżelice Maciąg. Jej wykonanie kolędy „Narodziło się Boże Dziecię” było naprawdę świetne. Byłem na obu koncertach, dlatego mogę śmiało powiedzieć, że za pierwszym razem miałem mieszane uczucia, ale już za drugim byłem pod wrażeniem – to było coś! Nawet teraz, po świątecznej przerwie, przypominam sobie tamtą melodię. Choć z założenia pogodna, to jednak nie oddawała w pełni radosnego klimatu świąt, którym powinien był cały koncert emanować. Warto też wspomnieć w tym miejscu o towarzyszących jej dwóch dryblasach: aniołku z czarnym afro oraz św. Mikołaju w stroju historycznym, którzy (przynajmniej za pierwszym razem) wzbudzili chyba większe emocje rzucając cukierkami w widownię, niż sama artystka.
Andrew: Proszę nie posądzać mnie o wazeliniarstwo, ale kolejny występ – prof. Bożka i prof. Gustaw – był moim ulubionym. Fakt, że mieli solidne wsparcie w osobie Sylwii Zych, której głos ratował wokalnie cały występ, ale wyglądali wspólnie tak sympatycznie, że od razu robiło się cieplej na sercu. Peruka prof. Gustaw i ten beret... i chyba jedyna okazja, żeby zobaczyć prof. Bożka w dresach. Moim zdaniem najpiękniejszy występ.
Fenrir: Oboje zmienieni nie do poznania! Dopiero po koncercie, przeglądając scenariusz, zorientowałem się, kto krył się pod tą burzą czarnych loków, a z własnych źródeł wiem, że nie tylko ja miałem z tym problem. Teraz mam tylko dylemat, czy nazwać ten występ duetem, czy raczej trio?
Andrew: Duet to by był, gdyby nie obecność Sylwii. Mnie podobało się bardzo.
Fenrir: Oczywiście, ale ona sama schowana była gdzieś w cieniu i tylko wspierała wspomnianą parę profesorów. Dziwna to koncepcja? Może uznano, że za dużo mamy już Sylwii na szkolnych koncertach?
Andrew: A co sądzisz o utworze: „Ballada o wigilijnym śledziu”? Mieli świetne stroje!
Fenrir: Płaszcze przeciwdeszczowe... Michał Wojtaszek odnalazł się w tej roli rewelacyjnie, choć widziałem, że aż go skręcało, żeby puścić się w ekscentryczny tan. Wraz z prof. Kiszczak, Drzewińską oraz Dominiką Matusiak wykonał świetną, skoczną i humorystyczną piosenkę. W niepamięć można więc puścić nieznaczne błędy w tekście...
Andrew: Poczekaj do mojego występu...
Fenrir: Spokojnie, błędy w tekście, to jeszcze nie koniec świata. Wykonanie było jednak powalające - brawo! Natomiast dziwi mnie tendencja (może dyktowana z góry?) lub tradycja wciskania co 3 lata nowych osób na każdy koncert. 4 lata temu byli to Christoph oraz Łukasz Sławiński, 3 lata temu Sylwia Zych (wybacz Sylwia), a 2 lata temu – Dominika Matusiak. Na tym koncercie zaprezentowali się już nowi artyści, ale niestety nie będzie mi dane ocenić ich występów w kolejnym roku szkolnym, aby przekonać się naocznie, czy wspomnianej tradycji stanie się zadość.
Andrew: A według mnie to dobrze, że pojawiają się nowi ludzie. Zwłaszcza, że to był koncert charytatywny. Umówmy się, tu nie chodziło o umiejętności wokalne czy taneczne. Miało być po prostu radośnie. Boże Narodzenie to przecież czas radości. Ja świetnie bawiłem się na przykład przy „pa pa pa pada śnieg....”
Fenrir: To dobrze, że pojawiają się nowi ludzie, ale chodzi mi o to, żeby zmieniali się co rok, a nie co 3 lata. Na naprawdę świetny pomysł wpadła natomiast klasa I b, która zmieniła odrobinkę hit Lady Gagi „Pokerface”. Razem z dyr. Stróżem oraz prof. Lipcem i prof. Grządkowską zabawiali siebie oraz publiczność choreografią i luźnym, komediowym wykonaniem „Zimy złej”. W pamięci na długo zostanie mi czerwony nos naszego informatyka, rewelacyjna choreografia oraz ruch sceniczny wszystkich wykonawców. Właśnie tym powinien charakteryzować się taki przedświąteczny koncert – luźnym podejściem, prostym, ale nie prostackim pomysłem i humorystycznym wykonaniem.
Andrew: W 100% się z Tobą zgodzę. To był koncert charytatywny. Było zabawnie i na poziomie. Nie inaczej było przy występie Asi Sobolewskiej. Oklepana i zagrana chyba po milion razy w każdej stacji radiowej w kraju piosenka, zabrzmiała w wykonaniu Asi jakby jakoś inaczej. Podobało mi się. Naprawdę.
Fenrir: W kolejnej odsłonie nasz chór wykonał dawny przebój Skaldów „Z kopyta kulig rwie”. Mnie to wykonanie nie przypadło do gustu, bo chyba nie każdy wiedział, kiedy wchodzi wstawka „pa, papapa, pa, papapa…” przez co odniosłem wrażenie chaosu i nieprzygotowania.
Andrew: Ale ile zabawy mieli przy tym wykonawcy! Nie mniej udany występ odnotować może profesor Bożek. Niczym David Copperfield w pelerynie i złotej kamizelce próbował zahipnotyzował publiczność. W pamięci został mi szczególnie jego rekwizyt – parasolka. Zdaje się, że prof. Bożek stara się teraz promować stowarzyszenie „Moje miasto Tarnobrzeg”.
Fenrir: Czy mogło na takim koncercie zabraknąć słynnego przeboje „Jingle Bells”? Mogło, a nawet powinno było! Ania Ostrowska tak zdewastowała ten oklepany już - przyznajmy szczerze - utwór, że aż szkoda się dalej nad tym rozwodzić. Po tym wykonaniu zostanie mi trauma do końca życia. Na całe szczęście nie usłyszałem więcej tego numeru w te święta i oby tak samo było za rok.
Andrew: No cóż, może nie każde wykonanie było perfekcyjne. Faktycznie tak też było w tym przypadku. Powiedziałbym nawet coś więcej, gdyby Anię było chociaż słychać, ale „Godek Band” skutecznie ją niestety zagłuszyli. Brawo akustycy! Z Twojej wypowiedzi wnioskuję jednak, że nie rozpaczasz z tego powodu.
Fenrir: No nie. Tuż po niej na scenie pojawił się Tomasz Łygas, który na znanym nam wszystkim instrumencie klawiszowym zagrał „Świątecznego Blues’a”. To był debiut Tomka przed szkolną publicznością. Widać było, że nie wyzbył się tremy, aczkolwiek jego występ nie można nazwać nieudanym. Niewątpliwie należy docenić jego odwagę i przygotowanie, ale Tomek nie wstrzelił się tym razem w gusta „kopernikowskiej” publiczności. Chciałbym jednak dodać, ze jego drugi występ był już o niebo lepszy. Po nim na scenę wyszła Klaudia, ale jej ocenę pozostawiam Tobie, bo nie chcę być posądzany o skrajną stronniczość.
Andrew: To dobrze, że na takich koncertach pojawiają się także bardziej ambitne „wykony”, choćby takie jak ten. To samo można powiedzieć o Klaudii Zygmunt. Nawiasem mówiąc to jedna z moich ulubionych świątecznych piosenek. Uwielbiam oryginał Brendy Lee i bałem się, że Klaudia sobie nie poradzi. Na szczęście poradziła sobie naprawdę nieźle. Brawo!
Fenrir: Swój pech liczba 13 przeniosła chyba w ten dzień na 14...
Andrew: No bez przesady!
Fenrir: ...bo właśnie z tym numerem (oczywiście według scenariusza) zaprezentowali się na scenie: prof. Kociuba, Sylwia Zych, no i Ty. Zaraz oddam ci głos, tylko zapytam o kilka rzeczy. Zauważyłem, że wasz wychowawca miał kartkę z tekstem. Była tam podobno zapisana tylko jego zwrotka? Zwróciłem też uwagę na rozbieżności w tekście każdego z wokalistów. Kto miał w końcu rację? I ostatnia rzecz: czy ty miałeś tekst tej piosenki na iPodzie?
Andrew: Po pierwsze, to nie był iPod, tylko iPhone. To tak gwoli ścisłości. Wydaje mi się, że nazywanie profesora Kociuby i mnie wokalistą, to gruba przesada. Sylwię owszem, można. Z drugiej strony, subiektywnie stwierdzam, że ten występ był najlepszy. Dlaczego? Bo najlepiej się na nim bawiłem. Ba! Dostałem nawet gratulacje od samego Łukasza Sławińskiego, a to już coś znaczy. Nie był to w końcu konkurs wokalny czy taneczny. Był to koncert charytatywny. Publiczność przyszła, by dobrze się bawić. W imieniu naszego humanistycznego teamu biję się w pierś i zapewniam, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by ten występ absolutnie wszyscy zapamiętali.
Fenrir: I to wam się udało. Jako przedostatni wystąpili wszyscy uczestnicy koncertu w swoistym przedfinale, który myślę, że powinien był zastąpić finał właściwy. „Kolęda dla zmęczonych” powaliła mnie na kolana. Była tak urocza, słodka, miła dla ucha i oka jak 3-letnia dziewczynka ubrudzona czekoladą na całej buzi.
Andrew: Jak słodko!
Fenrir: Natomiast finał, jak na finał przystało, powinien być wykonany z pompą, z jajami. Wybuch emocji i w ogóle TDK rozniesiony. Właśnie tego mi zabrakło, nie tylko zresztą w końcówce, ale i w całym koncercie. Emocji, uśmiechu, uczuć, radości, empatii, euforii…
Andrew: Nie zgadzam się. Według mnie emocji było dużo, bo emocje grały tu główną rolę. Uwierz mi, że znaczna część tych występów była robiona spontanicznie. Przed koncertem próbę udało się zrobić chyba tylko kilku preformatorom. Na gorąco, emocjonalnie i z przymrużeniem oka. Ten koncert był po prostu radosny!
Fenrir: Natomiast ja odniosłem wrażenie apatii i swoistego otępienia, biorąc oczywiście pod uwagę koncert w całej swojej rozciągłości. Pojawiały się naturalnie i spontaniczne momenty, jak np. popisy taneczne „prezentów” podczas występu Klaudii. Ciekawostką może być to, że ich „stroje” były wykonane w przeddzień koncertu, a choreografia dopracowana na godzinę przed występem. Efekt był jednak naprawdę powalający. Byli to chyba jedni z nielicznych wykonawców, którzy nie tylko sami dobrze się bawili, ale i dobrze bawili publiczność.
Andrew: Na koniec, po tym niby finale, wystąpiła jeszcze Iga z nieśmiertelnym „Don’t cry, baby”. Choć i ona nie miała wcześniej okazji pokazania się szkolnej publiczności, to zrobiła to z sercem. Tym razem „Godek Band” zagrali naprawdę super.
Fenrir: Był to najbardziej emocjonalny występ w całym koncercie i nie rozumiem, dlaczego Iga śpiewała jako ostatnia. Może było to podyktowane charakterem piosenki? Nie wiem. Niestety wielu uczniów zaczęło opuszczać salę już po słowach prof. Kociuby, że to koniec koncertu, nie czekając na występ Igi. Wyglądało to tak, jakby ona śpiewał po oficjalnym zakończeniu.
Andrew: To prawda. Na koniec nie sposób nie wspomnieć o głównych inicjatorach i organizatorach koncertu, czyli o prof. Luizie Gustaw oraz prof. Katarzynie Sawickiej. Obie włożyły w to naprawdę ogrom serca, dołożyły zapewne kilka nieprzespanych nocy i przeżyły niezły stres. To bardzo miłe z ich strony, że postanowiły zorganizować taki koncert. Super, że udało im się namówić do udziału w nim tak wielu naszych nauczycieli, którzy dzięki swoim występom pokazali się nam z nieznanej dotychczas strony. Często o tym zapominamy, ale takie występy uświadamiają, że nasi nauczyciele są takimi samymi ludźmi jak my i potrafią się śmiać – często także z samych siebie.
Grafika: własność webmastering
Komentarze [5]
2012-01-10 22:53
Somebody-w sumie na pierwszy rzut oka można się pomylić ;D
2012-01-09 20:34
Co jak co, ale do fotografowania moglibyście wybrać kogoś lepszego. Te są baaaardzo słabe…
2012-01-06 22:17
Myślałam, że to pani Krzemień na trzecim zdjęciu…
2012-01-06 16:19
Po co sie pchac tam, gdzie nas nie chcą/potrzebuja? Osobicie uwazam, ze Sylwia Zych i nauczyciel Kociuba bylby o wiele lepszym rozwiazaniem niz to z chlopakiem, ktory nie dosc, ze spiewac nie umie, to robil z siebie błazna. Jeszcze ten epizod z tymi sankami, żenada. Moze i to jest koncert charytatywny, ale blagam. niech na scenie wystepuja osoby odpowiednie i elokwentne. Jak chca spiewac? Niech choc TROSZKE potrafia. tanczyc? To samo. Taka jest moja opinia, a komentarze o ile sie nie myle wlasnie od tego są. TYLE:)
2012-01-06 15:40
A mi się śpiewająca Anka Ostrowska bardzo podobała, ma niezły głos… tyle tylko, że w ogóle nie było jej słychać.
Niedopracowanie “z kopyta kulig rwie” wyszło z tego, że dopiero wchodząc na scenę dziewczyny dowiedziały się, że śpiewają też zwrotki, które najpierw były dla chłopców. ;)
No i ostatni występ… z tego co wiem, to któraś nauczycielka nie pozwoliła Idze wystąpić, bo “piosenka nieświąteczna”... stąd też było jej pytanie, czy chcemy Guns’n‘roses.I faktycznie Dominika Matusiak zdominowała i chór i po trochu koncert.
- 1