Lustro
Patryk dopiero niedawno przeprowadził się do starego, dwupiętrowego domu na peryferiach miasta. Zbyt krótko tu mieszkał by kogokolwiek poznać. Zresztą zaczynały się właśnie wakacje i większość mieszkańców powyjeżdżała na urlopy. Skoro nie miał jeszcze żadnych znajomych, to sam poznawał przepiękną, górzystą okolicę. Praktycznie u podnóża każdego pagórka znajdowały się stare krasowe jaskinie. Były niebywale okazałe, choć cuchnące stęchlizną.
****
Tego popołudnia Patryk siedział jak zwykle na tarasie swego domu. Lubił tak siedzieć bezczynnie i obserwować rozbijające się o klifowy brzeg spienione fale błękitnego oceanu. Ten widok napawał go spokojem, radością i wewnętrznym opanowaniem. Poczuł jak twarz zrasza mu delikatna i chłodna bryza. Po kilku godzinach, spędzonych w całkowitym bezruchu, postanowił wyciągnąć swoją dawno nie używaną już deskę windsurfingową. Chciał na własnej skórze poczuć moc i niezrównane piękno oceanu. Udał się do piwnicy. Gwałtownie otworzył prowadzące do niej drzwi i w tym momencie zgasło światło. Na początku się zdziwił, chwilę potem trochę zaniepokoił. Drogę znał na pamięć, więc pomimo egipskich ciemności pomału zszedł w dół. Ruszył po schodach. Jeden, drugi, trzeci… Coś się nie zgadzało. Przecież powinien już dojść. Teraz zdumienie zaczęło mieszać się ze strachem. Schody ciągnęły się niemiłosiernie. Czyżbym zabłądził? Ale to przecież nielogiczne, jak można się zgubić we własnej piwnicy? Po kilku chwilach wystraszył się jeszcze bardziej. Zaczął nerwowo obmacywać ściany. Nic. Żadnego okna, żadnych drzwi. Choć nogi miał jak z waty i był cały spocony, szedł dalej. Wtem spostrzegł w oddali pulsujące światło. Błyskające tajemniczo, nerwowo. Drażniące. Jeszcze ten dziwny bezdźwięk spadających kropel, co najmniej jakby uderzały w próżnię.
Nagle poczuł, że znajduje się w wąskim, ciemnym korytarzu, w którym czuł jedynie niezwykle silny podmuch mroźnego powietrza. Przez chwilę nie mógł się poruszyć. Potem zrobił jeden krok do przodu, drugi i kolejne. Znalazł się w tajemniczej jaskini przypominającej lodową pieczarę. Jakoś nie specjalnie zachwycało go to miejsce. Czuł, że coraz bardziej traci siły. Wszystko wydawało się niczym z piekielnego snu. Wtem w oddali jego oczom ukazało się olbrzymie srebrne Lustro. Niepewnie zbliżył się do niego, a to, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. W Lustrze odbijała się lodowa jaskinia w ciepłych wiosennych barwach. Spostrzegł niespotykane rośliny, jakich nie widział w żadnym ogrodzie botanicznym ani nawet atlasie przyrodniczym. Pokryte były czymś w rodzaju pajęczyny. Spojrzał głębiej, a jego oczom ukazała się ona. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. W lekkiej, zielonej sukience biegała boso po tajemniczym ogrodzie, przypominającym tropikalną dżunglę. Łzy wzruszenia napływały mu do oczu, aż w końcu zaczęły spływać po policzkach. Tak bardzo pragnął jej dotknąć, poczuć znów jej ciepło. Wyciągnął obie ręce, jakby licząc na to, że go zauważy, że tak jak kiedyś wpadnie z uśmiechem w jego ramiona. Radość Patryka nie trwała jednak długo. W jednej chwili obraz z Lustra znikł, a on poczuł na sobie dziwne mrowienie. Jakieś obrzydliwe robale rzuciły się na niego. Właziły wszędzie, do uszu, do nosa. Mógł tylko krzyczeć i tarzać się po ziemi. Wszystko go bolało, swędziało. Odwrócił się, cała jaskinia była czerwono - pomarańczowa, sucha i gorąca. Ze sklepienia opadały czasem krople wody, a w tych miejscach żyły te obrzydliwe, dziwne rośliny.
Przerażony tym, co go otacza, zaczął biec. Biegł jak szalony. I chyba to go uratowało. Robactwo odpadało z niego. Roślinność stawała się coraz rzadsza. Zwolnił. Zrzucił z siebie resztki martwego robactwa. Wytarł nos. Był mocno spocony, a serce waliło mu jak młot. Wciąż nie rozumiał, co się wydarzyło. Wokół nie było nikogo. Trząsł się cały jak galareta. Okolica zdawała się być znajoma, mimo to jeszcze chwilę pozostał w bezruchu. Przed nim stała lekko zakurzona deska do windsurfingu. Jeszcze raz rozejrzał się nerwowo. Po czym wziął deskę i ruszył ku górze, a stamtąd w stronę oceanu, by ujarzmić jego wzburzone fale.
****
Patryk mieszkał w wielkim mieście. Decyzję o przeprowadzce podjął po śmierci swojej jedynej córeczki. Nigdy nie pogodził się z jej odejściem. Była najważniejszą osobą w jego szarym życiu. Jedyną nadzieją, która zgasła w pewien pochmurny, zimowy wieczór…
Komentarze [7]
2007-04-25 16:45
nie czaje do czego ten koniec mial byc… ogolnie podoba mi sie tylko zrypany koniec…
2007-03-22 11:58
czy występująca w opowiadaniu “lodowa pieczara” to rodzaj zimnego przerosnietego grzyba zwanego pieczarką??? ;-))))
Pozdro Flo :-)
2007-03-21 13:16
Brawo Florek:) mi się bardzo podoba… bardzo dobre wrazenie robi to zderzenie się dwóch swiatów- z jednej strony robale, a z drugiej sliczne kwiaty:D:D:D xD ^^ dla mnie sweet:*
2007-03-10 22:18
Ktoś tam pisał, że powile schemat. choć raz nie jesteem tym złym co tylko złe widzi.
2007-03-09 19:59
Hmmm…czyżby Droga Autorka miała jakieś złe wspomnienia/ traumatyczne przeżycia??...bo bez powodu takie teksty nie powstają...po poprzednim to już troszkę nudne, ale skoro chce Ci się o tym pisać...
2007-03-04 17:55
oj, coś się nam Flo monotematyczna zrobiła ;) w następnym artykule, liczę na coś więcej ;)
2007-03-04 11:11
Tworzysz jakiś cykl opowiadań? Bo to jest praktycznie takie samo jak poprzednie… chyba, że takie było Twoje założenie.
- 1