Lustro wiedziało
- Jestem zepsuta – blondwłose dziewczę oznajmiło lustru. Ale lustro wiedziało już to od dawna. Przez lata obserwowało zmiany zachodzące w ciele i zachowaniu dziewczyny. Znało ją może nawet bardziej niż ona sama, wyciągając wnioski z opowiadanych przez nią historii podczas wieczornego czesania włosów. A nawet gdy nie mówiła do lustra, to siedziała przy nim, pisząc pamiętnik. I lustro widziało wszystko.
- Kiedyś byłam inna – znów mruczy do lustra i przeczesuje włosy palcami. Lustro wiedziało. I tak jak ona, może nawet jeszcze bardziej, bo było obiektywne. Widziało, jak się zmieniła. Mysie włosy zastąpił platynowy błąd. Okrągła buzia teraz nieco się zapadła, a kościste ciało zdawało się być odpychające… a jednak nie. Bo lustro odbijało każdej nocy innego kochanka, obłapiającego jej chude ciało, jakby było najidealniejszym na świecie.
- Wcale nie jestem łatwa – oznajmiła oburzona swojemu odbiciu, przypominając sobie te wszystkie noce. Nie była zbytnio wstrzemięźliwa, chociaż miała ledwo osiemnaście lat. Zabawne, pomyślało lustro, jeszcze kilka lat temu ten nieśmiały piegusek pisał swoje durne postanowienia… „Nie będę pić alkoholu do osiemnastki”, „NIGDY NIE BĘDĘ PALIĆ”, „Będę szanować siebie i swoje ciało”. Wszystko bullshit, ale te postanowienia kryły się gdzieś jeszcze w pudełku pod łóżkiem. Nie wiadomo po co i dla kogo. Lustro pamiętało… a ona próbowała zapomnieć.
Blondynka wyciąga z szuflady paczkę papierosów i odpala jednego. Pali przed lustrem, obserwując jak dym wypada jej z ust, układa się w majestatyczne szare obłoki nad jej głową. Piękne to było, pomyślała.
Po chwili bezmyślnie zgasiła papierosa w popielniczce ukrytej w tej samej szufladzie i wypuściła z płuc resztki gryzącego gardło dymu. Wszystko to robiła bez emocji, bez jakiegokolwiek zainteresowania. Śledziła tylko bystre, zielone oczy swojego odbicia. Wydawały się bardziej zainteresowane i żywotne niż sama właścicielka.
Oblizuje usta na których pozostał wiśniowy smak po różowym filtrze papierosa. Zabija nieprzyjemny smak dymu. Opiera głowę na drewnianym blacie, pozwalając, by lustro zanotowało jej ciemne odrosty. Będzie trzeba je zamalować.
- Jestem zepsuta? – powtarza swoje pierwsze słowa, tym razem w formie pytania. – Na pewno jestem. Ale kto będzie ode mnie wymagał zdrowia i szczęścia?
Mruży oczy, wpatrując się w swoją twarz. Była zepsuta, do szpiku kości. Nie potrzebowała już nikogo i niczego, tylko samej siebie. Gardziła drogimi przedmiotami, które ją otaczały i bogatymi ludźmi, próbującymi polepszyć jej humor coraz to nowszymi zabawkami. Ale nie miała już czternastu lat. Była prawie dorosła. Zdawała sobie sprawę z tego tak samo, jak z faktu, że zmieniła się bezpowrotnie. Mały, roześmiany dzieciak zniknął na zawsze w wiecznej pamięci lustra, pozostawiając po sobie marną, niezadowoloną z niczego powłokę. Tak wygląda - drodzy państwo - trup.
- Cholera jasna! – krzyczy nagle rozeźlona, a potem zamyka sobie usta dłonią, nie wiedząc zupełnie co się z nią dzieje. Nie rozumie samej siebie. Zachowuje się jak wariatka. Ale lustro widzi, jak płacze w te noce, kiedy jest sama. Jak przed snem łyka zielone tabletki „na poprawę humoru”. Ktoś zapytał ją kiedyś „jak żyć, żeby być szczęśliwym, mądralo?”. Roześmiała mu się w twarz i jeden jedyny raz wyjawiła komuś prawdę:
- Pytasz się kogoś, kto bierze antydepresanty? - to samo pytanie padło do lustra, chociaż odbicie milczało. A teraz powtórzyło razem z nią, wredny przedrzeźniacz.
Ironiczna mina blond chudzielca nagle zamieniła się w strach, gdy usłyszała wołanie z dołu. Mama. Kiedyś mamusia, teraz po prostu mama, może nawet i matka. Po prostu obca kobieta, z którą nie ma już nic wspólnego. Głównie na siebie krzyczą albo milczą. Kobieta, która ma tak samo nierówno pod sufitem jak córka. Ojciec dawno już wyklął je obie i odszedł, sprawiając, że wielki dom stał się jeszcze bardziej pusty.
Wyszła, by po jakiejś chwili wrócić do pokoju zezłoszczona. Lustro nie widziało nic, ale wiedziało samo doskonale. Kolejna kłótnia, znów nie wiadomo o co. Błahostka.
Blondynka rzuciła ze złością książkę w kąt pokoju. Uczyła się wystarczająco dobrze, nie potrzebowała przypomnień i napomnień. Była na tyle inteligentna, żeby móc sobie pozwolić na niewracanie na noc, albo śniadanie z o pięć lat starszym facetem, którego poznała poprzedniej nocy. Mamusia nie miała nic przeciwko, czasami tylko przypominała sobie, że jej córka nie jest jeszcze pełnoletnia i to ogromne zaniedbanie ze strony matki, żeby pozwalać dziecku na taką rozpustę. Potem sama jednak brała swoje tabletki, tym razem żółte - kochane psychotropy. I spała potem całymi dniami, utrzymując się z wysokich alimentów dla blond potwora. I lustro widziało, że nie jest dobrze. Jak niby miała wyrosnąć w takich warunkach na porządne, zdrowe dziecko? Chwilę jeszcze miała szansę. Ale teraz… na jakąkolwiek poprawę było za późno. Nikt już nie pilnował dwóch pogrążających się w sobie kobiet.
- Jestem zepsuta, to nawet zabawne, wiesz? - zaśmiała się do lustra, prezentując rząd pięknych, prostych zębów, ale… lustro się nie śmiało. Tak, jakby straciło kogoś, kogo obserwowało przez lata. Faktycznie, była zepsuta.
- Chcę umrzeć – mruczy i chowa twarz w dłoniach. Kładzie się na łóżku i myśli. Lustro nie widzi, ale wie doskonale. Zamyka oczy na jedwabnej poduszce, rozważa sens życia, czy będzie jakieś zbawienie i w końcu zastanawia się nad tym, ile zielonych pigułek należy połknąć, aby się nie obudzić.
Ale lustro wie, że jest tchórzem, i że nigdy nie posunie się tak daleko. Lustro zawsze wiedziało.
Komentarze [1]
2013-02-16 16:20
Podoba mi się !
Zaskakujący pomysł :)
- 1