Magia życia - cz.3
- Jagoda, no powiedz coś. Dziewczyna siedziała na zimnej podłodze, wpatrując się w niewiadomy punkt. Cała drżała. Nie, nie dlatego, że odczuwała chłód. Przed momentem jej życie rozsypało się na milion małych kawałeczków, których już nigdy nie poskleja.
- Jagoda – krzyknęła Malwina. – Albo coś powiesz, albo przysięgam, wyrzucę cię przez okno.
Jagoda wzruszyła tylko ramionami, wstając. Skierowała się w stronę swego łóżka, jednak po chwili znów usiadła na zimnych kafelkach, łkając.
- Zerwałzemnąpowiedziałżetowszystkoniemasensużeniewidzimniejużwswoimżyciu – powiedziała na jednym oddechu, zalewając się kolejną falą płaczu.
Malwina objęła ją serdecznie, gładząc po włosach. Kompletnie nie rozumiała tego, co właśnie się stało. Byli taką przykładną parą, a nagle przestali istnieć.
- Nie wiem, co się stało. Jeszcze kilka dni temu mówił, że mnie kocha, że nie wyobraża sobie życia beze mnie – warknęła pretensjonalnym tonem. – Może poznał kogoś ładniejszego? Pewnie to Kaja, ta cycata blondynka – mruknęła, ganiąc się w duszy za takie słownictwo.
- Daj spokój, może da się to inaczej wyjaśnić? Filip był w tobie naprawdę zakochany, więc wątpię, że poszło o taką głupotę – westchnęła. – Niczego ci nie wyjaśnił?
Jagoda wyswobodziła się z objęć koleżanki, wstając i nerwowo gestykulując.
- Już ci mówiłam, że nie widzi w tym wszystkim sensu – wzruszyła ramionami, ocierając łzy.
Jagoda ubrała kurtkę i wszyła na dwór. Pragnęła być teraz sama. Nie chciała widzieć nikogo, kto wydawałby się na tyle znajomy, że mogłaby zacząć łkać w jego rękaw. Musiała być silna – jak zawsze. Myślała, że pod żadnym pozorem nie może się teraz poddać, jednak było to niewykonalne. Tak bardzo kochała Filipa. Jej świat zawalił się po raz wtóry. Nic nie miało już takiego samego kształtu ani woni jak wcześniej. Dziewczyna skierowała się w to samo miejsce, w którym ostatni raz widziała Filipa. Był to stary, zapuszczony park. Chłopak zaprosił ją tam przed kilkoma godzinami. Chciał z nią porozmawiać i zakończyć to, co rozpoczął. Dziewczyna uniosła głowę ku górze i ujrzała gwiazdy. Te same, które świeciły nad jej głową, kiedy siedziała z Filipem na plaży i było im tak dobrze. Coś rozdzierało ją od środka i za nic nie chciało złączyć się w jedną całość. Koniec bajki. Game over. Jagoda nigdy nie robiła nierozsądnych rzeczy – zawsze była spokojna i zrównoważona. Jednak te zdarzenia sprawiły, że coś w niej pękło. Nie potrafiła się pozbierać i musiała dać sobie jakieś inne źródło bólu. Rozejrzała się po ściółce i nagle w trawie zamigotała zardzewiała żyletka. Dziewczyna bez zastanowienia chwyciła ją, rozpięła spodnie, opuściła lekko i dwa razy przecięła prawe biodro. Zasyczała z bólu, nie zdając sobie sprawy z tego, co właśnie zrobiła. Okaleczyła się – to raz, a dwa, że wzięła żyletkę niewiadomego pochodzenia, która wdała się w kontakt z jej czystą jak łza krwią. Dziewczyna poczuła się tak, jakby właśnie dostała w twarz. I to tak porządnie. Nie była w stanie oddychać. Bała się, że za chwilę coś niedobrego będzie miało miejsce w jej życiu, a przecież ona nie miała już na nic siły. Była pewna, że gdyby Filipowi coś się stało, to oddałaby za niego życie. Musiała z nim koniecznie porozmawiać. Jak mogła dopuścić do tego, aby przestał ją kochać? Sądziła, że nie zasłużył na taki chłód z jej strony. Naprawiłaby to, gdyby tylko mogła. Tylko zupełnie nie wiedziała jak. Była pewna, że on nie będzie chciał jej nawet widzieć. Jagoda zapięła spodnie i nie zważając na ból, ruszyła przed siebie. Biodro cały czas ocierało się o szorstki materiał, ale w końcu nie to było teraz najważniejsze. Układała w głowie zdania, które wypowie, gdy zobaczy chłopaka. Musiała go jakoś przekonać, żeby wrócił. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Szła przez ciemne uliczki, co chwilę ocierając łzy. […]
Po niecałym kwadransie była już na miejscu. Długo walczyła z myślą: zapukać czy nie? W końcu odważyła się na to. Po chwili w drzwiach pojawiła się mama Filipa.
- Jagoda, witaj – rozpromieniła się. – Wejdź.
Dziewczyna zapytała o to, czy przeszkadza i czy może zająć chwilę synowi. Pokierowana na górę, udała się po schodach i zapukała do drzwi pokoju Filipa.
- Cześć – uchyliła je lekko, widząc, że u Filipa jest też Adam.
- Cześć Jagoda – spojrzał na nią, wstając. Wyszedł z pokoju na korytarz.
- Co się stało? – westchnął, przewracając teatralnie oczami.
- Jak to co?! Filip, nie odchodzi się tak z dnia na dzień – warknęła.
- To co, może miałem cię stopniowo przygotowywać? Uczucie się wypaliło, wielkie mi halo, często zdarzają się takie rzeczy, nie rozumiesz? – wzruszył ramionami.
- Jasne, jasne, że rozumiem. Tylko po co przyprowadzałeś mnie do siebie na kolację, co?
- Wydawałaś się wtedy taka smutna. Musiałem cię przecież jakoś pocieszyć. Nie jestem aż takim potworem – odparł.
- Czy aby na pewno? – Jagoda uniosła brew ku górze.
- Wiesz co, ta rozmowa nie ma kompletnego sensu. Lepiej będzie, jak już pójdziesz.
- Wyganiasz mnie? – zaatakowała go.
- A jeśli tak, to co? – zawtórował jej.
- Nic, nie ważne. Dzięki za wszystko – zaśmiała się gorzko, widząc, jak chłopak odchodzi.
Jagoda zbiegła po schodach, jednak coś nie pozwalało jej stamtąd wyjść. Z powrotem weszła na górę i bez pukania otworzyła drzwi. Ujrzała dwóch obejmujących się i całujących chłopaków. Do jej oczu napłynęły łzy, a serce zaczęło wykonywać milion uderzeń na minutę. Nagle jeden z nich – Filip – ujrzał ją w drzwiach i powiedział cicho:
- Jagoda, przepraszam …
Dziewczyny jednak już tam nie było. Wybiegła z domu, nie żegnając się z jego rodzicami. Biegła przed siebie dobre pół godziny, nie zważając na palący ból w płucach i biodrze. Dotarła na sam koniec opuszczonego parku. Oparła się o drzewo, bijąc w nie pięściami.
- Dlaczego ?! – krzyczała. – Dlaczego to właśnie ja mam takie szczęście ?!
Jagoda poszukała wzrokiem krzaków, po czym schowała się za nimi i położyła na ziemi. Wyciągnęła zardzewiałą żyletkę z kieszeni i spojrzała na jej ostrze. Właśnie teraz uświadomiła sobie, że jej życie nie ma zupełnego sensu. Zrobiła kolejne dwie kreski – tym razem na lewym biodrze i zaśmiała się gorzko. Czuła się oszukana, zdradzona, niekochana i niepotrzebna. Nie wiedziała już co było gorsze. To, że straciła ukochaną jej osobę, czy to, że właśnie TA ukochana osoba zostawiła ją nie dla dziewczyny, a dla chłopaka …
Koniec
Komentarze [11]
2012-03-04 13:17
czy Ty aby na pewno pasujesz na humana? ;o
2012-03-02 21:15
Ostatnie słowo najbardziej mnie ucieszyło.
2012-03-02 18:47
Emocje jak na grzybach…
2012-03-01 16:04
hahaha dziękuje naprawde dostarczyłaś mi sporo rozrywki :)))) to przypomina troche opowiadanie o wielkiej miłości autorstwa czwartoklasistki. Zbyt banalne. Bez pomysłu.
2012-02-29 16:11
Zgadzam się z ~Luca, lepiej ci wychodzi pisanie wierszy chociaż nawet one są słabe. Ta powieść mówiąc w pełni z serca jest coraz bardziej denna…
2012-02-27 18:58
Zakochała się, rzucił Ją, podcina sobie żyły bo się okazuje że jej chłopak ma chłopaka ? zero rewelacji, jakoś nie porwało mnie to co napisałaś, a tym bardziej nie zastanawia mnie co się dzieje z nimi dalej. Mimo to gratuluję, prawie osiągnęłaś poziom swoich wierszy.
Innymi słowy, kolejne opowiadanie napisane chyba tylko po to żeby odbębnić narzucony termin, zero fascynacji i jakbyś tworzyła to zaraz przed fizyką, na jakimś niepotrzebnym stresie.Ocena adekwatna do poziomu opowiadania 2, mimo wszystko przeczytałem i wszystko pozostało w żołądku ;)
Życzę powodzenia w dalszych tekstów i zaskoczenia czytelnika.. hmm.. zaciekawieniem i jakąkolwiek głębią tegoż.
2012-02-26 23:35
@Jaskier – dobra uwaga (ta ostatnia) ... :P
2012-02-26 20:35
czyli ja mam jakąś porytą ;]
2012-02-26 20:24
@Jaskier
Nie ma sensu? Owszem, ma. Nie wszystko sprowadza się tylko do cięcia po dłoni i dobranoc, pozamiatane. Dziewczyna chciała sprawić sobie ból fizyczny, aby uśmierzyć fizyczny. A zakończenie pozostawiam każdemu czytelnikowi, każdy ma inną wyobraźnię ;]
2012-02-26 17:46
No pięknie, ale się dziewczynie życie posypało. Nie, chwila tylko rzucił ją chłopak. Może to lepiej, jeśli był gejem? Tak a propos “Ona nie ma…” napisanego przez Falko.
O ile dobrze kojarzę Jagoda miała silną psychikę, przezwyciężała wszystkie przeciwności, coś było wspominane takiego w pierwszym tekście… Co się w niej zmieniło?
Z tym cięciem sie żyletką po biodrze, to bez sensu. Przecież to się robi inaczej (już wgl odbiegając od faktu, że żyły otwiera się, tnąc wzdłuż ramienia).
Ostatni akapit niby niedopowiedzenie, pozostawia czytelnika w niepewności, aczkolwiek na końcu ładnie by wyglądało:
Jagoda oparła się o drzewo i podciągnęła prawy rękaw jeansowej kurtki. Blada skóra wydawała się lekko świecić w blasku księżyca. Jasnoniebieskie żyłki, wybiegające spod materiału, nikły gdzieś we wnętrzu dłoni…
- 1