Moja mała przyjaciółka
Długo zastanawiałem się, o czym by tu napisać. Tyle ciekawych, niezwykłych rzeczy dzieje się dookoła. Ostatecznie postanowiłem jednak opowiedzieć Wam o swoim psie, który okazał się być tak niezwykłą i bliską mi istotą, że teraz będzie mi bardzo ciężko się z nim rozstać…
Cofnijmy się jednak trochę w czasie. Mamy rok 2008, grudzień, dzień 24. Do Sylwestra pozostał równy tydzień, ale najpierw czekała nas kolacja wigilijna. Moje siostry w wielkiej tajemnicy ukrywały przede mną prezent, jaki miałem znaleźć pod choinką. Niby jak zawsze, ale tego roku były jakoś bardziej czujne niż wcześniej. Za nic nie mogłem odgadnąć, co to mogłoby być. Właśnie zbliżała się godzina, o której mieliśmy usiąść do stołu i podzielić się opłatkiem, gdy w drzwiach pokoju pojawiła się nagle jedna z moich sióstr z ogromnym pudłem. Postawiła je ostrożnie na podłodze. Chwila ogólnej konsternacji. A tuż po niej zauważyliśmy, jak ze środka próbuje wygramolić się jakieś małe stworzenie. Był to mały amstaff. Okazało się, że był dosyć sprytny i już po kilkunastu sekundach biegał po całym pokoju i merdał radośnie ogonem na wszystkie strony. Widać było, że jest zadowolony.
Ja także. Tak szczęśliwy byłem ostatni raz chyba w podstawówce, gdy dostałem szóstkę z historii. Nie mogłem przestać bawić się z moją nową koleżanką, bo trzeba wam wiedzieć, że była to suczka, ale trzeba było ją jakoś nazwać. Pomyślałem chwilę i dałem jej na imię Zuza. Domownicy szybko zaakceptowali mój wybór. No, może poza tatą, który stwierdził, że jeśli ma ona zostać pod naszym dachem, to będzie się nazywała tak, jak on chce. No i cóż było robić. Nie wiem kogo tato skrzywdził bardziej, mnie czy tego małego psa, bo dał mu na imię Zyta. Gdy spytałem dlaczego wybrał takie imię, odpowiedział mi, że u każdego, kto je usłyszy, będzie ono wywoływało uśmiech. No i faktycznie miał rację.
Wróćmy jednak do jej pierwszych dni w naszym domu. Na początku nie mogła się ta moja psinka przyzwyczaić do spania w pudełku, więc „przygarnąłem” ją i pozwoliłem spać w moim łóżku. To był mój największy błąd, ponieważ do dziś nie mogę jej z tego łóżka wypędzić. Przez długi czas nie szczekała. Trwało to może nawet 3 miesiące. Na początku wychodziłem z nią na dwór z wielkim zapałem, nawet po kilka razy dziennie. Z czasem ten mój zapał zgasł, ale na pewno nie zgasło moje uczucie do tego stworzenia. Mimo mojej niechęci do częstych spacerów, zabierałem ją zawsze ze sobą, jeśli było to tylko możliwe. Tam gdzie byłem ja, była zazwyczaj i Zyta. Co bym bez niej zrobił? Uwielbialiśmy szczególnie wieczorne spacery, których teraz będzie mi najbardziej brakowało. Dlaczego? Bo ta radosna i tryskająca przez lata zdrowiem suczka zachorowała na raka i nikt nie wie, ile czasu będzie jeszcze ze mną. Wiem jednak, że teraz każdy nasz kolejny dzień musi być lepszy niż poprzedni. Wiem także, że moje uczucie do niej nie zgaśnie i nigdy o niej nie zapomnę, chociaż całe swoje życie przeleżała w moim łóżku albo w salonie na fotelu.
Żałuję, że nie nauczyłem cię niczego, choć tak wiele chciałem cię nauczyć. Podawałaś tylko łapkę i to tylko wtedy, gdy wyciągałem w twoim kierunku kawałek chleba. No tak, umiesz jeszcze siadać, ale co to za umiejętność, skoro siadasz tylko wtedy, gdy czegoś chcesz? Na zawsze pozostaniesz jednak moim ukochanym psem, moją przyjaciólką. Na zawsze!
Grafika: własna
Komentarze [6]
2012-11-10 15:44
Wzruszyłam się prawie jak przy opowiadaniu Nesty.
2012-11-08 12:12
Od kiedy Lesser to pamiętnik czwartoklasisty?
2012-11-07 20:27
sprzatasz po swoim psie?
2012-11-07 15:50
kochana Zytka… szkoda psiny :(
2012-11-07 13:45
Przeciez to nie koniecznie musi być wyznanie. Jak widzę jest to raczej opowiadanie.
2012-11-06 20:29
To raczej kiepskie miejsce miejsce na takie wyznania ;)
- 1