Motyle
Właściwie nie wiadomo skąd on się tutaj wziął. Może uciekł spod magicznej różdżki dobrej wróżki, uszyty z najbarwniejszych życzeń? A może został sklejony z dusz umierających kwiatów, by skrzydłami miękkimi jak brzmienie porannego trelu ptaków opowiadać o kruchości życia? A może po prostu świt wybierał wszystkie niemrawe oddechy żegnające się z nocą i z nich utkał jego aksamitne skrzydła?
Wiedział tylko, że to najpiękniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek miał okazję ujrzeć na swe wielkie, pełne coraz to nowszych obrazów oczy. Podziwiał jego lekkość, grację z jaką trzepoczącymi skrzydłami przecinał strugi letniego powietrza:
- Och gdybym ja tak mógł. - rozmarzył się, patrząc na beztroskie ruchy motyla.
Nagle do głowy wpadła mu pewna genialna myśl:
- Motylu, a gdybyś tak ty nauczył mnie latać. - cichuteńkim i pełnym nadziei głosem wypowiedział swoją prośbę.
Motyl radośnie zatrzepotał swoimi kruchymi skrzydłami, a następnie zaczął wykonywać w powietrzu coraz to bardziej swawolne akrobacje, jak gdyby chciał go zachęcić do rozpoczęcia lekcji latania. Wyleciał przez okno i pomknął ku błękitnemu niebu, dając jeszcze jeden dowód na to, jak można być wolnym. Bał się, że już nie powróci, że uciekł, zostawiając go ze złudzeniami, że kiedyś i on pozbędzie się ciężaru ciała, że zaprzeczy prawom grawitacji, udowodniając, że życie ma w sobie więcej baśni niż suchych reguł. Jednak, gdy już ze zrezygnowaniem chciał odwrócić wzrok, kolejne marzenie zapisać w kolumnie "niespełnione" zauważył mglisty zarys skrzydeł. Motyl powrócił, przysiadł na parapecie, czekając na swojego małego ucznia.
Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Otworzył szerzej okno, stanął na parapecie, gotowy do wykonania następnego kroku niezbędnego do nauczenia się tej sztuki, jaką jest latanie. Stworzenie swobodnie uniosło się ku górze, zawisło na chwilę w powietrzu, by potem pofrunąć, swoim drobnym ciałem pokonywać bariery.
- Ja też muszę chyba tak zrobić - pomyślał, wpatrując się w swojego nauczyciela. Rozłożył dłonie i rzucił się w ramiona przestrzeni, lecz on po prostu spadał, nawet rozpaczliwe ruchy rąk nie pomagały unieść się ku górze. Za chwilę spotka się z betonowym chodnikiem, roztrzaska wszystkie swoje nadzieje. Już nie mógł się uratować. Dopadł go przeszywający wskroś ból, ale tylko przez chwilę, gdyż zaraz po nim poczuł niezwykłą lekkość, możliwość uniesienia sie ku górze. Pozbył się balastu ciała, obaw, które wciąż przybijały go do podłoża.
Teraz i on był motylem z parą różnobarwnych skrzydeł. Gdy jednak patrzył z góry na swoje ciało, poczuł jakąś tęsknotę. Rozdzielił się na dwie części, dotąd nierozerwalne, zawsze funkcjonujące razem i ta druga część odczuwała smutek po rozstaniu się z pierwszą. Pragnął znów być człowiekiem, mieć granice, ale i marzenia, którymi mógł je pokonywać. Bez bicia serca, świadomości ciała czuł się pusty.
Nagle podleciał do niego nauczyciel latania i spoglądając w jego stęsknione oczy, wyszeptał:
- Ja też żałuję.
Komentarze [2]
2011-02-20 09:22
Luca, jesteś człowiekiem tak przyziemnym, że odbiera mi mowę.
- 1