Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Niezwykłe wakacje – cz. 1   

Dodano 2009-04-29, w dziale opowiadania - archiwum

Piąta czterdzieści, sobota. Niby tak wcześnie, ale słońce grzało już niemiłosiernie. Czułem, jak T-shirt klei mi się do ciała. W końcu to lato – pomyślałem. Z trudem zdjąłem plecak i schowałem go w luku bagażowym autobusu. Zająłem miejsce z tyłu, obowiązkowo przy oknie, bo wtedy jakoś lepiej mi się myśli, a i muzyka też jakoś lepiej dociera. Rozłożyłem sobie siedzenie. Po chwili dotarł do moich uszu cichy warkot silnika. Tak rozpoczęły się moje wakacje.

* * *

Wyruszyłem dosyć wcześnie, bo do celu mojej podróży miałem prawie sześćset kilometrów. Na piechotę raczej bym tam szybko nie dotarł. Celem mojej wakacyjnej wyprawy był Sopot. Podróż minęła mi szybko. Byłem tu już drugi raz w życiu. Co zapamiętałem po pierwszej wizycie? Chyba nie będzie to zbyt odkrywcze, gdy powiem - molo. Czytałem nawet gdzieś później, że to najdłuższe drewniane molo w Europie. I pomyśleć, że wtedy przeszedłem je całe. Teraz nie byłby to już z pewnością żaden wyczyn, ale wówczas miałem chyba pięć, no może sześć lat! Dziś przyjechałem tu jednak nie tylko po to, by odpocząć, lecz przede wszystkim po to, by odnaleźć swoją matkę.

* * *

- Mamo, mamo! Tu jest pięknie! Ile tu wody! – krzyczał co tchu Kamil, nie mogąc oderwać wzroku od niezmierzonej ilości wody, którą tak bardzo próbował ogarnąć swoimi bystrymi, dziecięcymi oczkami.

- Spokojnie synku, to jest właśnie morze, które pokazywałam ci na zdjęciach. – mówiła czule matka. - Ale pamiętaj, nie możesz sam wchodzić do morza, bo jest bardzo głębokie – dodała po chwili, tuląc chłopca do siebie.

- Ale mamusiu, ja nigdy nie widziałem tyle wody. A czy mogę jej sobie trochę zabrać do domu? - mówił dalej chłopiec, nie odrywając wzroku od morza.

- Dobrze kochanie, masz tu konewkę i nabierz sobie trochę wody - powiedziała matka, uśmiechając się do synka, który ile sił w nóżkach pobiegł już na brzeg i zaczął nabierać wody do konewki.


Matka nie spuszczała z niego oczu. Był dla niej najważniejszy. W wyobraźni przeniosła się jednak w czasy, gdy to ona po raz pierwszy zobaczyła sopocką plażę. Miała wrażenie, że morze, na które teraz patrzyła, miało wówczas, jakieś dziesięć lat temu, inny kolor. Bardziej szafirowy. Brzeg, którym niegdyś codziennie chodziła, obserwując zachody słońca, wydał jej się teraz zupełnie obcy. Nawet piasek pod stopami był także inny niż wtedy. Wiedziała jednak, że to tylko tęsknota za tym, co bezpowrotnie odeszło. Narastające wspomnienia przerwał jej widok syna, który o mały włos nie wpadł w miedzy czasie w ubraniu do wody.


- „Kamil, Kamil! Stój! Zaczekaj! Gdzie ty tak pędzisz! Przecież nawet nie zdjąłeś ubrania! – krzyknęła i pobiegła co tchu w stronę syna…

* * *

Tyle zapamiętałem. W pamięci utkwiło mi może jeszcze to, że lato tamtego roku było równie upalne jak teraz, a słońce przypalało tak, że bez olejku z wysokim filtrem raczej trudno by było wytrzymać. Pobiegłem wtedy w stronę morza trzymając w rękach wszystkie zabawki, które przyniosłem ze sobą na plażę. Przekonują o tym zdjęcia, które zachowały się po tamtych wakacjach. Szkoda, że z biegiem lat zatraciłem nieco w sobie tę dziecięcą spontaniczność. Tak czy inaczej, tamte wakacje zapamiętałem najlepiej ze wszystkich. Może dlatego, że były to ostatnie wakacje, które spędziłem razem z mamą? Później nigdy już nie wyjechaliśmy na wakacje, a każde następne lato spędzałem w mieście.

* * *

Do dziś nie wiem, dlaczego mnie zostawiła. Gdy skończyłem jedenaście lat, wyszła pewnego dnia do pracy i nigdy już nie wróciła. Próbowałem jej nawet szukać. Jak to mówią lekarze „zrobiłem wszystko, co w mojej mocy”, lecz bez skutku, a dziadkowie, którzy przejęli w tym czasie opiekę nade mną, też nie bardzo chcieli mi w tych poszukiwaniach pomóc. Przypuszczam, że i oni nie rozumieli, dlaczego matka opuściła mnie tak bez słowa wyjaśnienia i nie próbowała już nigdy nawiązać ze mną kontaktu. Po prostu nie wróciła do domu i już… Dziś jestem tu więc znowu, bo podświadomie czuję, że ona musi być gdzieś w tym mieście. W końcu pochodziła z Sopotu. Nie wiem, dlaczego odeszła, ale czuję, że muszę ją odnaleźć.

* * *

Na dworcu w Sopocie kupiłem mapę i przewodnik. Postanowiłem udać się jednak najpierw do hotelu. Pokój zarezerwowałem sobie już dużo wcześniej i to w jednym z najdroższych hoteli w tym mieście. A co, jak szaleć, to szaleć! W Internecie znalazłem interesującą ofertę i zażyczyłem sobie pokój z widokiem na morze, plazmą, telefonem, super wygodnym łóżkiem i innymi bajerami. W końcu to miały być wakacje mojego życia. Gdy tak rozmyślałem, stojąc przed budynkiem dworca, podjechała taksówka.


To musi być ten Grand Hotel – pomyślałem patrząc przez boczną szybę samochodu. Wysiadłem i nie zastanawiając się zbyt długo, ruszyłem zdecydowanym krokiem w kierunku drzwi wejściowych. Słońce nadal mocno prażyło, choć zbliżał się już wieczór. Przy drzwiach rozejrzałem się dookoła i uśmiechnąłem się w myślach do siebie.

* * *

Po chwili byłem już w swoim pokoju. Recepcjonistka poinformowała mnie uprzejmie, że ze względu na kluby i dyskoteki położone w sąsiedztwie hotelu oraz nieodległe centrum miasta, pokoje od północy i południa trudno zaliczyć do cichych. Po chwili wiedziałem już, dlaczego mi to powiedziała. Mój pokój położony był w skrajnie południowej części budynku. Wprawdzie hałas niespecjalnie mi przeszkadza, bo i ja nie przyjechałem tutaj czytać książek, ale... Rozejrzałem się po pokoju. To, co ujrzałem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jednak przewodniki turystyczne nie zawsze kłamią. W końcu za coś ten hotel musiał te pięć gwiazdek dostać – pomyślałem. W moim pokoju (to znaczy w pokoju, który miałem zajmować przez najbliższy tydzień, bo na tyle wystarczyło mi kasy, którą dostałem na osiemnastkę), stało ogromne łóżko (przez chwilę pomyślałem nawet, że dwuosobowe) i plazmowy telewizor (do dziś nie wiem, ile miał cali). Ucieszyłem się jak dziecko na widok nowych zabawek, ale jedyną rzeczą, o której teraz marzyłem, była kąpiel i to kąpiel w morzu. Chwyciłem ręcznik i wybiegłem na hotelową plażę – cudowne uczucie. Wszedłem do wody. Płynąc, nie zastanawiałem się czy jest już głęboko i ile mam metrów wody pod sobą. Czułem się fantastycznie. Kiedy oddaliłem się już spory kawałek od brzegu, fale zaczęły niepokojąco rosnąć. Spojrzałem w górę. Pogoda zaczynała się psuć. Niebo pokryło się ciemnymi chmurami, które zwiastowały nadchodzącą ulewę. Gdy z trudem wygramoliłem się z wody na brzeg, lało już jak z cebra. Na nic zdał mi się ręcznik, który zostawiłem sobie na plaży. Chwyciłem go jednak w ręce i czym prędzej i pobiegłem w stronę hotelu. Zmarznięty i przemoczony wpadłem do swojego pokoju. Jeszcze tylko gorący prysznic i do łóżka.

* * *

Nie pamiętam nawet, kiedy zasnąłem. Obudziłem się następnego dnia, dosyć wcześnie rano. Wyjrzałem przez okno. Deszcz nie przestawał padać. Po śniadaniu udałem się więc na hotelowy basen. Po południu zaczęło się jednak przejaśniać, więc postanowiłem wyruszyć na miasto. Może uda mi się dowiedzieć czegoś o matce? – pomyślałem. Z planem miasta w ręce ruszyłem po chwili przed siebie.


CDN.

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.9
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.9 /26 wszystkich

Komentarze [1]

~loll
2009-04-30 13:11

Bardzo sprawnie napisany tekst. Fajnie budujesz napięcie.

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 96luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Gutek 22gutek

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry