Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Objęło mnie światło – cz. 2   

Dodano 2014-05-13, w dziale opowiadania - archiwum

Niechętnie podniosłam się z łóżka. Czułam jakieś wewnętrzne rozdwojenie. W sumie to nie wiedziałam, co się ze mną stało, ale też miałam jakieś niejasne przeczucie, że wszystko jest w idealnym porządku. To nie była myśl. To była niezachwiana pewność, jakby optymizm był wpisany w mój kod genetyczny. Powłócząc nogami, nie całkiem rozbudzona, wyszłam jednak ze swojego pokoju.

/pliki/zdjecia/ob1_1.jpgSchodząc w dół schodów przygotowywałam się mentalnie na spotkanie z rodzicami. Czułam wielką radość z tego powodu, ale też podświadomie bałam się ich reakcji. Wzięłam głęboki oddech, przełamując niezrozumiały zupełnie strach i niepewność, i spojrzałam w to miejsce, gdzie zawsze wszyscy się gromadzili. Wokół stołu w salonie siedział szereg nieznanych mi osób, w większości mundurowych, a w najbardziej odległej jego części, tuż przy oknie, moi rodzice. Zawsze pełna wewnętrznego ciepła matka, patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a mój wiecznie zajęty tata, był jakby trochę bardziej siwy. Jakby nie wystarczyło, że łysieje, to jeszcze siwieje… Uśmiechnęłam się do własnych myśli, a on pierwszy raz tego dnia spojrzał na mnie. Rozmowy ucichły. Czułam napięcie wiszące w powietrzu. Ale taki był mój tata, roztaczał wokół siebie atmosferę władzy, ten specyficzny urok, który sprawiał, że gdy przemawiał, wszyscy go słuchali. Ale ty nie - odezwał się ktoś z głębi mojej duszy.

- Musiałaś mieć ważny powód, skoro zgromadziłaś tu nas wszystkich - zatoczył ręką koło wskazując na gości, którzy wybuchnęli nerwowym śmiechem. Mogłam im się teraz lepiej przyjrzeć. To były jakieś żółtodzioby, oceniłam z uśmieszkiem na ustach, skoro tak łatwo dali się wciągnąć w grę ojca.
- Zabrzmiało to trochę tak, jakbyś się wcale nie ucieszył, że wróciłam - udałam smutek i odbiłam piłeczkę w jego stronę - a w końcu wróciła twoja ukochana córeczka, czyż nie?
- Dobrze, że wróciłaś - wstał z miejsca. - Bez ciebie było tu jakby smutno - podszedł do mnie i ku mojemu zaskoczeniu uściskał mnie mocno. Przez ramię widziałam, że mama ze świstem wciągnęła powietrze do płuc. Widać było, że schodzi z niej stres ostatnich godzin. W końcu jednak wstała i ona, i podeszła do mnie. Gdy ojciec mnie puścił, również i ona mnie objęła.
Usłyszałam jej stłumiony szept:
- Jak ty do nas wróciłaś, dziecko… To chyba cud.
Spojrzałam na nią zaskoczona, ale nie powiedziała już nic więcej, tylko odwróciła się, aby ściągnąć z gazu gwiżdżący czajnik. Zaproponowała wszystkim gorącą herbatę na uspokojenie emocji.

Policzyłam, że przy stole było w tym momencie siedem osób, nie licząc mojej siostry, która gdzieś zniknęła. Czterech mundurowych wyczekująco spoglądało w moją stronę. W końcu jeden z nich, najwyraźniej najwyższy rangą, odezwał się:

- Czy zdajesz sobie sprawę, jaki kłopot sprawiłaś swoim zniknięciem, młoda panno?! Twoi rodzice zamartwiali się, nie spali, podobnie jak większość ludzi we wsi i spory oddział moich kolegów. Nie zakładałaś zapewne, że twoja ucieczka z domu będzie miała aż takie konsekwencje… - przerwał i karcąco spojrzał na moją mamę, która upuściła łyżeczki. Po chwili ciągnął dalej swoją tyradę „na głupotę dzisiejszej młodzieży”.

Słuchałam więc i ja, w pierwszej chwili osłupiała, potem już tylko rozbawiona. Nie było sensu mu przerywać. Mówiąc, nakręcał się w niekończącą się spiralę niechęci do mnie, podbudowując jednocześnie własne ego („jaki to ja jestem mądry i sprawiedliwy, bla bla bla”). Zauważyłam, że mój ojciec przygląda mu się z pobłażliwym uśmieszkiem. Wreszcie nie wytrzymał i wtrącił się w kolejny paragraf przywoływany przez pana komendanta:

- Może dałby pan mojej córce opowiedzieć swoją wersję wydarzeń? Nie dopuścił pan do siebie myśli, że ona nie jest „klasycznym przypadkiem”, jak pan to zgrabnie ujął?

Policjant zmieszał się i zaczął przepraszać. Wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię. Stwierdziłam, że mimo wszystko jest wyjątkowo sympatyczny.

- Oczywiście odpowiem na pana wszystkie pytania czy też zarzuty. Samej mi jest trudno wyjaśnić, jak się w to wplątałam. Proszę mi uwierzyć. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że obudziłam się dzisiaj rano gdzieś w trawach na skraju Kasztanowej - machnęłam ręką w tamtą stronę - do tego cała byłam przemoczona, chociaż, jak dobrze się zastanowić, to mogło to być spowodowane poranną rosą. Mniejsza z tym. Powiem tak: nic nie pamiętam z ostatnich dwóch dni ani tego, jak się tam znalazłam, ani tego, co się ze mną przez ostatnie dwa dni działo - dokończyłam, odetchnęłam głęboko, złożyłam ręce na kolana i spojrzałam na gości.

Chyba nie spodziewali się takiej lawiny słów z moich ust, bo nadal wpatrywali się we mnie. Granatowy opamiętał się najszybciej i powiedział:

- Jeżeli jest pani na siłach, pojedzie pani z nami złożyć oficjalne zeznania - uśmiechnął się do mnie. Miał bardzo ładny uśmiech, ale…
- Nie ma mowy. Ona dzisiaj zostaje tutaj, musi odpocząć, żeby odzyskać siły - wtrąciła się niespodziewanie, ale z dużą determinacją mama.

Tata natychmiast ją poparł:

- Nie było jej dwa dni. Dajcie jej trochę czasu na przypomnienie sobie wszystkiego - uśmiechnął się szeroko do mundurowych, grzecznie ich wypraszając.
- Oczywiście, nie mieliśmy zamiaru… My nie… - tłumaczył się młody policjant - Zadzwonimy do państwa w najbliższym czasie i poinformujemy o terminie złożenia zeznań. Pani jest pełnoletnia? - zwrócił się do mnie.
- Niestety, jeszcze nie, ale już niedługo - puściłam do niego oko.
- W takim razie musi pani stawić się z jednym z rodziców.
- Nie ma problemu, osobiście przywiozę córkę na miejsce - położył mi rękę na ramieniu ojciec. - A jeśli nie mają nam panowie już nic do powiedzenia, prosiłbym o chwilkę spokoju. - Jasne, nie będziemy przeszkadzać pana rodzinie, panie pośle - wtrącił komendant.

/pliki/zdjecia/ob22.jpgPo tych słowach pożegnali się i wyszli.

Siedzieliśmy w ciszy wokół stołu, w którego centralnym punkcie stał dzbanek z herbatą. Poczułam, że muszę jakoś rozładować to napięcie. Nalałam sobie herbaty i zwróciłam się do rodziców:

- Mam nadzieję, że nie wydzwanialiście po wszystkich moich znajomych z pytaniem, czy mnie u nich nie ma? Wiecie, że zawsze dałabym wam znać, gdyby coś się działo.
- Nie wiemy - przerwał ojciec - choć jesteś naszą ukochaną córeczką - dokończył z przekąsem, a mama wstała miejsca i odruchowo zaczęła zbierać naczynia.
- Bardzo was kocham - zaczęłam jeszcze raz. - Nie kłamię, nie uciekłam z domu. Nie wiem, jak się tam znalazłam ani co się ze mną działo - powtórzyłam machinalnie. - A chyba najważniejsze jest to, że się odnalazłam. Nie jest tak?!
- Ostatnie 48 godzin były najgorszymi w moim życiu. Szukaliśmy cię po całej okolicy, a gdy to nie przyniosło oczekiwanego skutku, skupiliśmy się na twoim chłopaku.
- Myśleli, że z nim uciekłaś - wtrąciła mama odwrócona do nas tyłem. Zmywała naczynia i tłukła talerzami, przez co nie mogłam się skupić.
- Ja nie mam chłopaka tato. O czym ty w ogóle mówisz? Dlaczego cały czas coś mi wmawiacie? - zirytowałam się. - Zawsze cię słuchałam, więc nie rób teraz ze mnie wariatki.
- Dosyć tego! Za takie właśnie pyskówki dostajesz cotygodniowy szlaban. Idź do siebie, przemyśl to, co powiedziałaś - brutalnie uciął wszelką dyskusję.

Jakbym dostała obuchem w głowę. Pierwszy raz mój ojciec zwrócił się do mnie w taki sposób. Okropnie zabolało. Zagryzałam wargi, aby nie wybuchnąć płaczem. Popatrzyłam bezradnie na mamę, ale ona tylko delikatnie pokręciła głową. Wstałam więc i już miałam wyjść, gdy coś sobie przypomniałam.

- Przepraszam tato. Wiem, że to trudny czas dla ciebie, kampania wyborcza i w ogóle. Pogadamy jutro - uśmiechnęłam się przez łzy.
- I taką ciebie wolę. Jutro pogadasz ze mną i może z kimś jeszcze, ale to niespodzianka - zakończył i pokazał mi żartobliwym gestem, żebym wyszła.

Było już dosyć późno. Na zewnątrz zaległy ciemności. Nie byłam specjalnie zmęczona, więc uruchomiłam swojego laptopa. Masa nieodebranych wiadomości, jak miło... Stęskniłam się za paroma osobami i postanowiłam nadrobić stracony czas, tym bardziej, że nie miałam telefonu. Jesteś głupia i jak zwykle zapomniałaś powiedzieć o tym rodzicom… To zaczęło się robić upierdliwe. Jakiś dziwny ból głowy i złośliwy głos sączący się gdzieś z tyłu mojej czaszki, stawały się naprawdę irytujące. Muszę poszukać w Internetach. Może to schizofrenia? Tak, to wyjaśniałaby wszystko.

Zapomniałam powiedzieć im, że nie pamiętam o paru rzeczach, które się podobno wydarzyły. Zapomniałam zapytać ich, o co chodziło z chłopakiem, którego rzekomo miałam i przede wszystkim, co się ze mną stało jakieś 48 godzin temu. Schizofrenia wyjaśniałaby każde z tych wydarzeń. Muszę im jutro powiedzieć, że jestem chora. Chyba się nie ucieszą. Albo lepiej to zapiszę, żeby nie zapomnieć.

Myślisz racjonalnie, punkt dla ciebie. Ale niektórych rzeczy nie można wyjaśnić w racjonalny sposób.

Po raz drugi tego dnia uświadomiłam sobie, że czuję się przytłoczona. Z grzeczności odpowiedziałam kilku osobom, że już wszystko u mnie w porządku, odnalazłam się, zgubiłam tylko telefon i w ogóle, długa historia, opowiem osobiście przy najbliższej okazji. Wszyscy, którzy akurat byli dostępni, dziwili się, że jestem taka spokojna. Rozesłałam więc drugą partię uspokajających tekstów i buziek, żeby w końcu zamknąć ekran i odetchnąć w spokoju.

Poszłam pod prysznic, nucąc sobie po drodze jakąś popularną melodię. Chyba fajnie jest być schizofreniczką i nie martwić się, co będzie jutro. Niech teraz inni się za mnie pomartwią, zachichotałam w myślach. Czułam się wyjątkowo beztrosko jak na przejścia ostatnich dni. W końcu wyszłam suchą stopą z łazienki i zmęczona rozmyślaniem nad plusami nowo odkrytej choroby psychicznej usiadłam na łóżku. Nie miałam siły już nic robić, dlatego rozścieliłam je (dwa dni temu je pościeliłam? to nie w moim stylu…), położyłam się i zamknęłam oczy. Mgliście uświadomiłam sobie jeszcze, że ktoś wszedł do mojego pokoju, ale było mi wszystko jedno, kto to był. Już spałam.

Błogo i spokojnie. Czułam tę obecność, jak gdyby ktoś przyjaźnie ściskał mnie za łokieć i chronił przed wejściem na ulicę pełną samochodów. Odwróciłam się, by zobaczyć, kim jest mój wybawca, ale tam nie było nikogo. Pomyślałam, że to ręką Boga, tak jak uczyli mnie dawno temu rodzice.

Dużo się od tego czasu zmieniło, ojciec jeździł gdzieś non stop, a jeśli już przyjeżdżał, to zazwyczaj nie był zbyt miły. Szczególnie dla mnie. A mama, jak zwykle unikała konfliktów i robiła wszystko, by ojciec miał święty spokój. Doszło nawet do tego, że usuwała mnie z jego drogi. Nie umieliśmy się dogadać z ojcem. Tak jak ostatnio…

-… cię przepraszam, tak bardzo, spróbuję ci to wynagrodzić, obiecuję. Już nie będę cię ukrywać, bardzo cię kocham, wiesz córeczko? - szeptała mi do ucha moja matka. - Nie dopuszczę, by ktokolwiek doprowadził cię jeszcze kiedyś do takiego stanu, przysięgam.
- Ty nigdy nic nie robiłaś - odrzekłam i z powrotem zapadłam w sen, w którym zawsze było miło.

Koniec

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 3.9
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 3.9 /11 wszystkich

Komentarze [0]

Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na żyrafę (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 99luna
Komso 31komso
Artemis 24artemis
Hush 10hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry