Opowieść narkotykowa
Marysia wyszła z pokoju i pobiegła do łazienki. Popatrzyła w lustro – wyglądała jak upiór. Zapłakane oczy, czerwone policzki. Przemyła swoją twarz zimną wodą i wytarła ręce. Tak, upiór to odpowiednie imię dla jej chłopaka. Nagle usłyszała jakiś głos, jakby ktoś jej szeptał do ucha.
Nie wytrzymała. Nie! Miała kompletnie dosyć! Nikt nie starał się jej pomóc. Nie! Nikt nie brał jej na poważnie. To już przechodziło wszelkie pojęcia. Trzasnęła drzwiami wprost przed jego nosem.
- Otwórz, proszę – cichutko podszedł do drzwi, mając nadzieję, iż i tym razem wybuch jej złości da się jakoś okiełznać.
- Nie! W ogóle mnie nie rozumiesz! Ty już mnie nie chcesz, prawda?
- Proszę nie mów tak - wyszeptał łamiącym się głosem.
Siedziała na łóżku cicho szlochając. Nie miała ochoty nikogo słuchać. Wzięła do ręki pluszowego misia, którego otrzymała od swojego chłopaka na Walentynki. Co teraz znaczą te słowa wypisane na brzuszku tego pluszaczka? Ile by dała, by znać odpowiedź na to pytanie. Bardzo chciała zrozumieć, czy miłość może dzielić kochających się ludzi.
- Kochanie… Jesteś tam? Proszę wysłuchaj mnie… Daj mi coś powiedzieć. Już nigdy więcej tego nie zrobię… - Przemek bardzo chciał z nią porozmawiać. Palcem na drzwiach narysował malutkie serduszko z jej imieniem.
- Odejdź… Nie chcę już tego dłużej słuchać! – łezka popłynęła jej cieniutkim strumyczkiem po twarzy.
Gdy się ocknęła się z zamyślenia, zauważyła, że pod drzwiami nikogo nie ma. Odruchowo wstała z łóżka i podeszła do biurka. Gdzie chusteczki? Pusta szuflada, pusta torebka, więc gdzie? On je ma? Zarumieniła się na to wspomnienie. Chciał zetrzeć jej błyszczyk ze swoich policzków. Wyjrzała przez okno chcąc się oderwać od wspomnień. Wydawało się jej, że Przemek właśnie wychodził z jej podwórka. Jak można tak bardzo ranić? Czy odrobina przyjemności warta jest więcej od ludzkiego życia? Od niej? Ale on już podjął decyzję – podjął ją, kiedy pierwszy raz przyłożył do swojej żyły strzykawkę, obiecując, że to pierwszy i ostatni raz.
Marysia wyszła z pokoju i pobiegła do łazienki. Popatrzyła w lustro – wyglądała jak upiór. Zapłakane oczy, czerwone policzki… Przemyła swoją twarz zimną wodą i wytarła ręce. Tak, upiór to odpowiednie imię dla jej chłopaka. Nagle usłyszała jakiś głos, jakby ktoś jej szeptał do ucha. To była tylko komórka.
- Tak? – zapytała, starając się uspokoić.
- Co tam słychać? Obiecałaś, że zadzwonisz. Pewnie zasiedziałaś się znów z Przemkiem.
Wyglądacie razem jak dwa gołąbki. Ślicznie, poważnie mówię – stwierdziła jak zwykle radosna Kasia.
- W sumie to niedawno poszedł. Przed chwilą jeszcze tu był. A czemu pytasz?
- No nie wiesz? Przemek szykował podobno dla ciebie jakąś niespodziankę. Powiedz, co to było?
- Słucham? Jaką niespodziankę? Ach! Już wiem - dodała, starając się nie rozczarować przyjaciółki – dostałam cudowny prezent. W myślach widziała jego zakrwawione dłonie i słyszała te cicho wypowiedziane słowa „kochanie to nic takiego, tylko się skaleczyłem”.
- Ale jaki? Powiedz coś więcej.
- Wiesz, ja już muszę kończyć. Przepraszam. W szkole opowiem ci resztę.
- Do jutra.
Resztę wieczoru Marysia spędziła siedząc na tarasie i popijając swoją ulubioną herbatę. O jakiej niespodziance mówiła Kaśka? Czyżby miały nią być mocniejsze narkotyki? Może on naprawdę ją kocha, a może nie? Zajęta swoim rozmyślaniami, zasnęła wtulona we własne kolana. Obudził ją głośny świst. Przestraszyła się nadjeżdżającego samochodu. Może to znak? Na dodatek ktoś uparcie do niej dzwonił z nieznanego numeru telefonu. Nie odbierała – nie chciało się jej, nie miała ochoty sprawiać sobie kolejnych przykrości. Ktokolwiek to był – musiał poczekać. Wyłączyła telefon, który dostała od Przemka. Może powinna go wyrzucić i powrócić do swojego starego Samsunga ze zwyczajnym wyświetlaczem, bez żadnych bajerów? Nowy telefon, drogie prezenty – skąd on miał na to pieniądze? Nigdy się nie zastanawiała, wiedziała tylko, że Przemek nie należał do najbogatszych ludzi we wsi.
Nie chciała już dłużej o nim myśleć. Poszła do kuchni, cichutko stąpając po podłodze, aby nie obudzić rodziców. Cały tydzień pracowali, więc niech się wyśpią. Zaparzyła swoją ulubioną owocową herbatkę, wzięła szklankę i wróciła do swojego pokoju. Misiek z miłosnym wyznaniem leżał na podłodze przykryty starymi skarpetkami i jakąś bluzką. Spod tej sterty wystawał mu tylko łepek. Zasmucona, położyła się na łóżku wśród wygodnych poduch i włączyła komórkę. Pięć połączeń nieodebranych. Co ta Kaśka chciała?
- Hej Kasieńka, przepraszam, że dopiero teraz dzwonię.
- Maryś!!! Przemka znaleźli dziś nad ranem kompletnie zaćpanego!!! – wykrzyczała co sił Kaśka.
- Co?! Jesteś pewna? Proszę nie żartuj sobie - doskonale znane dławienie w gardle przerywane łzami.
- Nie wiedziałaś?! Mówiłaś, że był u Ciebie!
- Boże błagam niech to będzie okropne kłamstwo!
- Przyjedź natychmiast!
Nie czekała na odpowiedź. Cała zmarnowana godzina! Co ją podkusiło nie odbierać komórki!? Co tchu pognała pod drzewo. Wiedziała, że chodzi o ten dąb z gałęziami ułożonymi na kształt serca. Tam Przemek wyznał jej miłość! Zatrzymała się i zaczęła szukać czegoś wokół drzewa. Pod jednym z korzeni leżał portfel. Zabrała go i pobiegła do domu Przemka. W progu minęła się z Maćkiem.
- Leży, stracił przytomność. Za dużo wziął. Źle z nim. Idź i sama zobacz.
Marysia wbiegła do pokoju. Na łóżku leżał wrak człowieka. Taki szary z krwistymi oczyma. Niezdarnie próbował się do niej uśmiechnąć. Widział, jak wzdrygnęła się na jego widok.
- Nie chciałaś mnie wysłuchać - przywitał ją chrypiącym głosem.
- Skarbie, misiu mój, co ty najlepszego zrobiłeś? – rzekła cichutko, patrząc mu w oczy.
- Ja Ciebie kocham.
- Ja Ciebie też. Ja, ja, ja przyniosłam Twój portfel - załkała, podając mu przedmiot całkowicie niepasujący do tak dramatycznej sceny.
- Przepraszam – wyszeptał cicho i zamknął czy.
Leżał tak długimi godzinami. Marysia nie odchodziła jednak od niego nawet na krok. Wtedy zrozumiała, jak bardzo jest on dla niej cenny. Zmęczona czuwaniem zasnęła. Obudził ją dźwięk telefonu. Dzwonili jej rodzice. Marysia wytłumaczyła im powoli, że Przemek jest bardzo chory i bardzo jej potrzebuje. Rodzice mimo to kazali wracać do domu. Postanowiła wrócić, ale dopiero wówczas, gdy uzna to za stosowne. Gdy tak rozmyślała nad swoim postępowaniem, zauważyła, że Przemek się jej przygląda.
- Misiu, dlaczego nie śpisz? – zapytała, obejmując go swoim ramieniem.
- Dziękuję i przepraszam za wszystko. Uwierz mi.
- Misiu, nie mów już nic, będzie dobrze, zobaczysz – rzekła, wtuliwszy się odrobinę mocniej.
Spojrzała na niego, na swoje ręce. Jej bluzka była cała we krwi. Wszędzie krew!
- Co się dzieje? Dlaczego Ty krwawisz? – zapytała, dotykając drżącymi rękoma jego policzka.
- Kocham cię Marysiu.
- Skarbie! Nie odchodź! Proszę! Przemuś - zapłakana zerknęła na zawalone książkami biurko.
Strzykawka, obok rzucone pudełko z igłami i portfel. Nie przypuszczała, że w nim ukryta była spora działka narkotyków! Gdyby tylko wiedziała, co jest w tym portfelu, nie przyniosłaby go tu na pewno! Nie poszłaby pod to przeklęte drzewo. Zabiła swojego chłopaka.
- Przymuś! Proszę, nie odchodź - szlochała wtulona w jego pierś.
Przemek umierał. Marysia pobiegła po pomoc. Jak się okazało, za późno. Na jego pogrzebie, rozmyślała, co jej pozostało. Setki bolesnych wspomnień zakochanej nastolatki i ogromne poczucie winy. Pierwsza miłość tak dramatycznie zakończona. Przeżarta pragnieniem głodu schroniła się we wnętrzu lekarskiej strzykawki, skąd już nigdy nie powróci.
Grafika:
http://press.try.md/images/body/Narkomania-200.jpg
http://republika.pl/blog_qg_418782/699509/tr/593a767dda3e2d2e9kc.jpg
Komentarze [9]
2007-10-10 23:56
ARKADIO – Potrafisz swobodnie opisywać historyjki. Czyń tak dalej.
2007-10-09 22:54
przede wszystkim dobrze sie czyta.
oby tak dalej.
2007-10-08 15:39
Stylowo jest naprawdę dobrze, chyba najlepiej ze wszystkich debiutów. Ale samo opowiadanie jest – wg mnie – nierealistyczne.
2007-10-07 14:45
a zaraz… wyczaiłem kwiatuszka w postaci “kolegi”.
Chłopcze, twoje dojrzałe spostrzeżenia i bogata leksyka wywołały we mnie…szeroki, szczery, serdeczny uśmiech. politowania
ale wiem – czepiam się :P
2007-10-07 14:42
Bravo Radoslav…
Jak już musisz opowiadac – to utrzymaj ten poziom, bo jest nieźle…
(kurde, jak ja sie dzisiaj mało wykłócam)
2007-10-07 00:36
Do mnie takie odpowiadania nie trafiają. Wolę “klasyczną” publicystykę ;-). Ale trzeba przyznać – piszesz bardzo dobrze (przygadał kocioł garnkowi) tak trzymaj i nie bój się gryźliwych tematów (ale pamiętaj o rybiej cenzurze ;-))
2007-10-06 18:10
moim zdaniem najbardziej udany debiut, chociaż zakończenie zbyt ckliwe i jakieś takie przewidywalne. mimo to plus za styl i ogólnie miłą lekturę.
2007-10-05 16:54
Chwalić? Chwalić, chwalić.
Historia, którą opisałaś, jest niezwykle wzruszająca, taki wyciskacz łez. Fantastycznie oddałaś przeżycia wewnętrzne bohaterki. Te sprzeczności, te wahania…
W imieniu wszystkich, którzy biorą narkotyki, dziękuję Ci za tak pouczającą historię.
2007-10-05 14:11
Szanowna Arcadio! Chciałbym rzec, że posiadasz charakterystyczny styl. Nie dość, że przedstawiłaś tę historię bardzo emocjonalnie, to jeszcze osiągnęłaś swoiste apogeum i motyw moralizatorski. Cieszę się, że ze mną do klasy chodzi taka uzdolniona koleżanka. Pozdro!
- 1