Pasażer
Ospałe drzewa budziły się do życia. Patrzyłam przez brudne okno na powoli zakwitające pąki kwiatów. Ten mój mały, piękny pejzażyk, dziwnie kontrastował z szarością ulicy i wieżowców gdzieś w oddali. Razem tworzyło to przygnębiający obraz. Nie chciało mi się nic, zresztą w moim obecnym położeniu nie czułam się w ogóle komfortowo. Tak jakoś bezcelowo patrzyłam na magicznie układające się fusy na dnie filiżanki. Wokół mnie panował rozgardiasz, nad którym już nie potrafiłam zapanować. Odechciało mi się żyć, tak po prostu, jak nudzi się nowa zabawka. Wcale nie chciałam być wyjątkowa i na siłę tajemnicza w tym moim oderwaniu od rzeczywistości. Dobrze było spędzać całe dnie, stukając o blat starego dębowego stołu, pić hektolitry pachnącej kawy i słuchać klasyków. Denerwowały mnie ciągłe telefony od znajomych, dzwoniących w obawie o moje samopoczucie. Zbawienny wniosek z okresu tak zwanej depresji: precz z telefonią jakąkolwiek.
Pamiętam wczesnojesienny, wyjątkowo ciepły dzień, kiedy to postanowiłam wrócić do miejsc mojego dzieciństwa. Liczyłam się z ogromnym rozczarowaniem, ale ta przeze mnie wymyślona misja, wzbudziła we mnie dreszczyk emocji. Naciągnęłam na siebie starte sztruksy, jakiś dziwnie optymistycznie kolorowy sweter i starą ortalionową kurtkę. Wyglądałam niedbale, zresztą jak zawsze. Dotarłam na upatrzony dworzec kolejowy i bez wahania kupiłam bilet Warszawa – Zakopane. Horrendalna cena nie wzbudziła we mnie negatywnych emocji. Trochę obawiałam się zetknięcia z przeszłością. Gdy człowiek staje przed perspektywą spojrzenia na coś, co było najlepsze w jego egzystencji, a teraz jest tak odległe, nabiera obaw czy będzie w stanie powrócić do szarawej rzeczywistości. Starałam się o tym nie myśleć. Tysiące różnobarwnych krajobrazów przesuwało się szybko przed moimi oczami. W moim przedziale nie było ani jednej osoby i dobrze, bo nie znoszę tych natrętnych i niezręcznych rozmów. Trudno mi było nawiązywać jakiekolwiek znajomości. O czym można rozmawiać z obcą osobą? Stanowczo potrzebowałam wyciszenia. Po długiej i męczącej podróży dotarłam na miejsce. Od razu poczułam to charakterystyczne górskie powietrze, chłonęłam je całą piersią. Szłam wolno uliczkami magicznego miasta, przypominałam sobie każdy szczegół, w oddali rysowały się śnieżne szczyty gór. Byłam już pewna, że podjęłam właściwą decyzję. Zmierzch zaczął powoli zapadać i musiałam czym prędzej znaleźć miejsce na nocleg. Trafiłam w końcu do schroniska, które pamiętam jeszcze z czasów młodości. Parę złotych, które znalazłam w kieszeni wystarczyło na szczęście na ciepłą zupę i miejscówkę na podłodze. Zasnęłam z poczuciem nieziemskiej euforii.
Rankiem wybiegłam na zewnątrz. Umyłam twarz w czystym i chłodnym źródełku. Biegałam boso jak oszalała po łąkach pełnych kwiatów o przyjemnej woni, leżałam na trawie zieleńszej niż zazwyczaj, układałam kształty z chmur na błękitnym niebie. Promienie słoneczne przyjemnie ogrzewały moją zmęczoną twarz. Słyszałam jeszcze szczebiot ptaków, siedzących na gałęziach starych drzew…
Pośpiech jest obłędną pogonią za czymś materialnym. Dusza ściśnięta w zaduchu cierpi najboleśniej. Trzeba nam czasem zatrzymać się na małą chwilkę, odetchnąć, wrócić do miejsc szczęśliwszych od teraźniejszych, oderwać się od rzeczywistości… odrodzić się niczym feniks…
Komentarze [7]
2005-12-02 17:07
To jest coś!!! Takie bardzo “moje”, dlatego mi się podoba.
2005-11-30 19:32
O tak..bardzo potrzeba czasu dla samego siebie. A jeszcze jak można być tak, gdzie radość i euforia..
2005-09-21 17:51
Poprostu brak mi słów :*
2005-09-21 13:46
Cudnie , pieknie, wysmienicie, wspaniale….
2005-09-21 12:10
MARTUNIUNIU KOFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFANA AŻ BRAK MI SŁÓW!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!CIESZĘ SIĘ, ŻE MAM CIĘ PRZY SOBIE KILKA GODZIN DZIENNIE! JESTES JEDNĄ Z TYCH OSÓB KTÓRE MAJĄ O JENĄ TWARZ ZA DUŻO!
;-))
2005-09-19 07:57
O rzesz ty.
2005-09-15 14:58
Jak dla mnie-piękności:)
- 1