Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Plotkary – cz. 1   

Dodano 2009-03-18, w dziale opowiadania - archiwum

Zwykły londyński dzień. Dokładniej, piątek. NARESZCIE! Niestety, zanim on się skończy, trzeba go jakoś zacząć. Wydaje się, że wystarczy wstać prawą nogą by przeżyć spokojnie kolejne 24 godziny w tym 1/4 tego czasu spędzić, siedząc w szkole. Z pozoru banalne. W rzeczywistości, jeśli nie jesteś kujonem w prywatnym St. Barneys High School, nie zdołasz usiedzieć na tyłku nawet tych głupich sześciu godzin, nie myśląc cały czas o planach na „po szkole”.

Znów trzeba wstawać. Brooke wyjrzała przez okno apartamentowca przy Artwavy Street. Widok z poddasza na ruchliwe ulice Londynu był przepiękny, lecz dziewczyna jak co dzień spojrzała w pośpiechu ponad miasto. Żadnej rewelacji. Jak zwykle z nieba spadały krople deszczu, przypominające brylantowe kolczyki od Tiffany’ego. Dostała takie w prezencie od matki. Właściwie to nie był prezent, a podarunek w ramach przeprosin, ale o tym później. Zakładała je zazwyczaj na wyjątkowe okazje, typu bale, imprezy dobroczynne, bankiety czy wystawne przyjęcia u znajomych. Tych nie było w jej życiu mało, ale Brook nie lubiła tego typu rozrywek. Wolała inaczej spędzać wieczory. Tak zwane parties zaczynały się oraz kończyły w jednym miejscu. Creamy Screamy Hotel przy Goofiers Street, należącym do państwa Pipers, rodziców jej chłopaka – Roba. Tak też było ostatniej nocy.

Pod maską makijażu chciała ukryć skutki wczorajszej imprezy. Sińce pod oczami wyglądały tak, jakby poprzednią noc spędziła z Mikiem Tysonem. Nie mogła spojrzeć w lustro bez uczucia obrzydzenie do samej siebie. Jej twarz przypominała ryjek ogromnego, tłustego chomika syjamskiego, a gałki oczne wyglądały jak dwa czerwone guziki windy do piekła. Czuła się jak dętka i wyglądała jak dętka. Zapowiadało się na to, że przez resztę dnia nie będzie lepiej.

Włożyła na siebie białą koszulę, ulubioną brudno różową marynarkę trzy czwarte, którą przywiózł jej ojciec z wiosennych pokazów w Paryżu, przecierane diesle, a na nogi, skórzane mokasyny. Myślała, że w swoim ulubionym stroju poczuje się lepiej, lecz gdy tylko napięła swoje czerwone policzki i rozciągnęła usta w grymaśnym uśmiechu, stwierdziła, że wygląda jak jakieś dzikie zwierze.

- No nie wiem, może GORYL?! – powiedziała zdenerwowana i padła na łóżko.

Jak mawiała jej matka - „to twarz jest wizytówką człowieka”. Dzisiaj jednak Brook chciała schować tę wizytówkę w szczelnie zamkniętej butelce po winie i rzucić ją gdzieś w rzekę, morze, ocean, w COKOLWKIEK! Mógł być to nawet sedes obleśnego Hugh Hefnera, byleby tylko butelka z tą cholerną wizytówką powędrowała daleko od niej! Niestety, wygląd był dla niej niczym sprawa wagi państwowej. Mimo pozornych blond włosów, była inteligentna, zorganizowana, a jej zachowanie nie budziło zastrzeżeń. Koleżeńska, życzliwa, uczciwa, akceptowała wszystko i wszystkich… No, może prawie wszystkich. Stopnie miała zadowalające, uczęszczała na kółka zainteresowań, nie opuszczała zajęć lekcyjnych. Czasem tylko robiła sobie dłuższe przerwy. Nauczyciele wybaczali jej to. Nie dlatego, że rodzice co miesiąc przelewali niezłą sumkę na konto szkoły, lecz dlatego, że Brooke miała coś urokliwego w sobie. COŚ, czemu nikt, nawet surowy pan Ronson, nie mógł się oprzeć. Dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę i…wykorzystywała to. Oczywiście umiejętnie i z umiarem. Do czasu…

Brooke rozsiewała wokół siebie niebywała aurę. Nie ważne czy wyglądała okropnie, czy nie i tak każdy chłopak przechodzący obok niej marzył, aby na niego spojrzała. To przykre, ale serce tej dziewczyny było już od dawna zajęte i to nie przez byle kogo.

Robert Piper był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w całym Londynie. W całym Londynie, to za mało powiedziane. Gdyby ktoś pokusił się o zrobienie listy najseksowniejszych chłopaków świata, to Robert znalazłby się z pewnością w pierwszej dziesiątce. Był kapitanem drużyny futbolowej, a to, że należał do kółka fizycznego, dodawało mu tylko wdzięku. Piękny, wysportowany i inteligentny – kto to przebije? Można więc byłoby powiedzieć, że Brook to wielka szczęściara. Nic bardziej mylnego. Oczywiście była piękna i każdy, nawet te zazdrosne zdziry z jej szkoły, musiał to przyznać, ale nie posiadała jednej rzeczy, na której jej najbardziej zależało. Tak, Robertowi oddała całe swoje serce. Szkoda, że tego samego nie można było powiedzieć w drugą stronę. W rzeczywistości nie mogła nawet oficjalnie powiedzieć, że są parą. Tak. Właściwie to nigdy nią nie byli. Lepszym określeniem na ich związek była „przyjaźń z przywilejami”. Brooke uważała, że to bardzo upokarzające, ale nie wyobrażała sobie, że mogłaby przestać, bo za bardzo jej na nim zależało, a na nic więcej nie mogła na razie liczyć. Nie można jej za to winić. Każda dziewczyna na jej miejscu zrobiłaby dokładnie to samo. Robert jest po prostu typem chłopaka, który ma zawsze to, czego chce i to bez najmniejszego wysiłku.

Wychodząc z domu spryskała się swoimi ulubionymi perfumami od Chanel, do ręki wzięła parasol i zarzuciła na ramię przesadnie ciężką torbę. Nosiła w niej zawsze pełno kosmetyków, tak jakby w ogóle ich potrzebowała. Drzwi na zewnątrz otworzył jej stary portier, przesadnie się do niej uśmiechając. Pomaszerowała w głąb uliczek, wolnym krokiem. Wiedziała, że powinna się pośpieszyć, bo w przeciwnym razie na pewno się spóźni. Szczerze, to miała nadzieje, że tak się właśnie stanie. Nienawidziła biologii, przyprawiała ją o mdłości, więc bardzo cieszyła ją myśl, że spędzi na niej kilka minut mniej. Jej marzenia prysły niczym bańka mydlana, gdy koło jej stóp zatrzymało się czarne BMV. Tak, Charlie zawsze miał wyczucie czasu.

- Wsiadaj. Masz wielkie szczęście, że akurat przejeżdżałem - powiedział.

Wcale nie miała szczęścia i nie zdziwiłaby się, gdyby to nie był przypadek. Charlie od zawsze się w niej podkochiwał. Biedaczek doskonale wiedział, że nie ma u niej najmniejszych szans, odkąd przyłapał ją ze swoim najlepszym przyjacielem Robem na jednej z imprez. Nigdy jednak nie porzucał nadziei.


-Tak, jestem niezła szczęściarą - odrzekła z nieukrywanym sarkazmem, po czym wsiadła do samochodu.

- Słyszałaś najnowszą plotkę? - spytał, gdy tylko zdążyła wsiąść.

- Nie, ale coś czuje, że zaraz poznam.

- Dzisiaj ma pojawić się w szkole nowa dziewczyna. Słyszałem, że wyrzucili ją z poprzedniej szkoły, ale teorii jest dużo. Inni mówią, że jej ojciec przejął w Londynie jakąś wielką firmę. Mam przeczucie, że będzie niezłą sensacją - dodał z uśmieszkiem.

Brooke nienawidziła, gdy w mieście pojawiał się ktoś, kto budził większe zainteresowanie od niej samej. Uspakajała się jednak faktem, że o nowych zawsze się plotkuje i że dziewczyna nie musi być dla niej żadnym zagrożeniem. Musiała się jednak przygotować na to, że będzie to największa sensacja dzisiejszego dnia i że będzie musiała wysłuchiwać niestworzonych historii na temat tej nowej.

Na podjeździe pod szkołą czekały już na Brooke jej dwie przyjaciółki, Jennifer i Amber. Ta pierwsza miała długie, rude włosy, dzisiaj związane w luźnego kucyka. Miała na sobie, tak jak i jej towarzyszka, ubrania z najwyżej półki, podobnie jak i wszyscy inni uczniowie St. Barneys High School. Była niezwykle chuda. Zawsze rzucało się to w oczy. Gdy przechodziła obok, miało się wrażenie, że za chwilę złamie się w pół. Urody mogła pozazdrościć jej jednak nie jedna gwiazdka filmowa. Oczywiście nijak miało się to do urody Brooke, ale z nią nic nie mogło się równać. Amber była wysoką brunetką. Odznaczała ją para piwnych oczu, które krzyczały - jestem wspaniała. I w rzeczywistości nic jej nie brakowało, jeśli wiecie co mam na myśli. Widząc wysiadająca z samochodu przyjaciółkę od razu do niej podbiegły.


- Słyszałaś!? Jest nowa dziewczyna! –zaszczebiotały.

- No nie, znowu ONA! - krzyczała w myślach Brooke - Tak obiło mi się o uszy – odparła, tym razem na głos.

- Musisz ją zobaczyć! Wszyscy są w szoku. Chłopaki nie mogą po prostu od niej oderwać wzroku – ostatnie zdanie powiedziały z nieukrywanym przekąsem.

- Tak, dzień zapowiada się niezwykle przyjemnie – pomyślała Brook zaciskając pięści ze złości, po czym ruszyła w stronę frontowych drzwi.

CDN.

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.8
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.8 /30 wszystkich

Komentarze [4]

~Funky
2009-03-19 22:14

Jak już wcześniej napisałam postaramy się zaspokoić Twój czytelniczy głód. Jeśli się nie uda – trudno. Wszystko jest dla ludzi, a krytyka w życiu jest niezbędna, a nawet bym rzekła (czasem) KONIECZNA! :)

~anoniM.
2009-03-19 21:43

To nie był zarzut, ale następnym razem nie pozostawiajcie inspiracji anonimowej. Dobrze znana jest mi treść wszystkich części tej książki, z niecierpliwością czekam na wasze kolejne kawałki, tylko wymyślajcie konsekwentnie nadal coś czego nie przeczytałam jeszcze dotychczas. Być może właśnie to opowiadanie zaspokoi głód nienasyconej czytelniczki, miejcie jednak na uwadze że pozostane bezwzględnym krytykiem..so be prepared =>

~Funky
2009-03-19 21:19

Drogi anonimie tudzież anonimko historia ta może i jest podobna lecz to nie jest plagiat, mogę sprecyzować nawet, że jest zainspirowana twórczością Cecily von Ziegesar. Niestety może pierwsza część tej historii jest łudząco podobna lecz to tylko wstęp do tego, co inspirowane twórczością amerykańskiej pisarki lecz przedstawione naszymi oczami. Bardzo nam się spodobała ta książka dlatego postanowiłyśmy spróbować napisać własną wersję. Mamy nadzieję zaskoczyć cię kolejną częścią :)

~anonim
2009-03-19 17:46

Znajoma historia, styl i język. Jakbym już kiedyś czytał(a) coś podobnego, hmm… “Plotkara” Cecily von Ziegesar?

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najczęściej czytane

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry