Poczekalnia
Zbliżał się walentynkowy wieczór. Justyna wracała z Łukaszem do domu. Nie mogła już doczekać się kolacji. Tak, to z pewnością będzie niezapomniany wieczór - pomyślała.
- Spójrz, jakie niesamowite kolory ma dziś niebo – szepnęła, szarpnąwszy go delikatnie za rękaw. Różowo - pomarańczowe chmury! Widziałeś kiedyś coś takiego? Cudne!
Łukasz podniósł wzrok, popatrzył w górę, ale jakoś tak nieuważnie.
- Co z tobą? O czym myślisz?
Wyglądał jakoś tak nieswojo. Najwyraźniej coś bardzo poważnego zajmowało jego myśli.
- Dzwoniła Marta - odezwał się cicho. - Chce, żebym do niej przyjechał. Ja... - zająkną się, a serce Justyny przeszył strach, bo wiedziała już, co usłyszy.
- A ja, cóż, wybacz Justyna, ale ja też tego chcę - odetchnął głęboko i dodał już pewniejszym głosem - Ciągle ją kocham i bardzo tęsknię. Prawda jest taka, że cały czas za nią tęskniłem.
Justyna zrobiła trzy kroki w stronę stojącej nieopodal ławki i usiadła ciężko. Jeszcze sekunda, a nogi odmówiłyby jej posłuszeństwa. Przymknęła oczy, policzyła w myślach do dziesięciu. Kiedyś to działało. Kiedyś.
- Łukasz, co ty mówisz? Jak to tęskniłeś? A co ze mną?
- Nadal będziemy przyjaciółmi - oświadczył. - Tego nic nie zmieni.
- Ale ja nie chcę przyjaźni! - poderwała się z miejsca.
Łukasz ujął ją delikatnie pod ramię i z powrotem posadził na ławce. Potraktował ją tak, jakby była chora, a nie zrozpaczona!
- Justynko, porozmawiajmy spokojnie, dobrze? - przemawiał do niej cicho, jak do dziecka.
- Spokojnie? Mam być spokojna, kiedy mężczyzna mojego życia oznajmia mi ni stąd, ni zowąd, że od dawna tęskni za inną?! I co, może mam się jeszcze cieszyć, że Martusia przypomniała sobie o tobie? - załkała. - Boże, Łukasz! Pół roku bawiłeś się ze mną w kotka i myszkę, wciskałeś słodkie słówka, a teraz chcesz mnie tak po prostu zostawić? Czym sobie na to zasłużyłam? Ty, ty świnio!
- Wybacz, moja droga, ale tak nie będziemy rozmawiać. Podniósł się gwałtownie, a jego sylwetka zarysowała się wyraźnie na tle ciemnego nieba.
- A niby czemu? Szczerość za szczerość, sam zacząłeś.
- Ja ci nie ubliżam. I zawsze byłem wobec ciebie uczciwy. Nigdy ci niczego nie obiecywałem. Byliśmy tylko przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi? O tak, ja na pewno byłam twoją przyjaciółką i jeszcze chusteczką, w którą wypłakiwałeś się po rozstaniu z Martą! Przecież ta egoistka zostawiła cię i wyjechała robić karierę!
Kiedy Justyna poznała Łukasza, był kupką nieszczęścia, takim bezdomnym kociakiem, którym z radością się zaopiekowała. Ale przecież i on...
- Łukasz, przecież mówiłeś, że mnie kochasz! Planowaliśmy wspólną przyszłość!
- To ty planowałaś - odparł chłodno.- Przykro mi, że błędnie odczytałaś moje uczucia i zamiary. Naprawdę, jestem ci wdzięczny za wszystko, za wszystkie te piękne chwile, ale...
- Marta woła, więc piesek podkula ogonek i grzecznie biegnie do swojej panci!?
- O, przesadziłaś - Łukasz owinął szyję szalikiem, a dłonie wsunął głęboko do kieszeni. - Porozmawiamy, jak ochłoniesz. Na razie.
Odwrócił się i ruszył w kierunku bramy.
- Łukasz, zaczekaj! To przecież niemożliwe!- krzyczała Justyna. - To nie może się tak skończyć. Nie tak...
Justyna długo jeszcze siedziała na ławce w opustoszałym parku. Nagle przyszło jej do głowy idiotyczne porównanie. Pomyślała sobie, że Łukasz wszedł w jej życie tak, jak wchodzi się do dworcowej poczekalni. Ot, uciekł mu pociąg i trzeba było gdzieś poczekać na następny. A ona naiwna myślała, że czekają na ten sam i w dalszą drogę ruszą już razem...
Grafika:
Komentarze [4]
2008-02-15 20:06
ach te Marty;p wieczne wredne baby! :PP
niech ktoś napisze, że Marty są fajne :Da opowiadanie niezłe :)
2008-02-15 19:09
lol, trzykropek
2008-02-14 23:10
smutne, trzykropek
2008-02-14 20:29
wydaje mi się, że miałaś pomysł na zakończenie. ten motyw z tym pociągiem, z ludźmi czekającymi na to samo itd. chciałaś pod to podciągnąć jakąś treść. wyszło łzawo i tandetnie. przepraszam, ale to tylko moje zdanie.
- 1