Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

Pożegnanie Adama   

Dodano 2011-10-28, w dziale opowiadania - archiwum

Gdy żegnamy się na dość długi czas – śmieję się. Nie dlatego, że jest mi wesoło z powodu Twojego wyjazdu. Ja po prostu nie raz już to przechodziłam. Na tydzień, pół roku, na zawsze… Jestem przyzwyczajona. I chociaż Ty denerwujesz się i pocisz, to na mnie ten jeden miesiąc nie robi takiego wrażenia. Chyba nie. To takie zabawne, że musimy czekać na ten pociąg dwadzieścia minut, a potem i tak prawie nie zdążysz do niego wsiąść.

Bolałoby. Świadomość, że oboje ciągle jesteśmy w jednym mieście, ciągle tak blisko siebie, a nie wykorzystujemy tych chwil wspólnie… Dwa razy, zanim Ciebie poznałam, zmarnowałam te kilkanaście drogocennych minut i przebaczyłam sobie dopiero wtedy, gdy Cię pokochałam. Zapomniałam o tym, co mnie wówczas trapiło.

I tłumaczę Ci to, a Ty boczysz się na mnie jeszcze bardziej, bo śmiałam wspomnieć o tamtym mężczyźnie, co niby psuje nasze pożegnanie. I jeszcze bardziej chcesz, abym już poszła. A ja znowu na złość, w tym swoim głupim mniemaniu, bo przecież wiem lepiej, co jest dla Ciebie lepsze. A przynajmniej, co lepsze jest dla mnie. Oboje wiemy, jak wielką jestem egoistką. Ale tak to ma podobno wyglądać, no nie? Uczenie się na własnych błędach.

I mówisz mi „odejdź”, a ja tkwię w miejscu. Staję na ławce, gdy nadjeżdża pociąg i rzucam Ci się na szyję. Nie marnuję ani chwili. Całuję Cię. W ostatniej chwili wbiegasz do pociągu, chociaż drzwi zostały już zamknięte. Udaje Ci się. Pożegnanie przez szybę.

Wracam do domu, śmieję się, nucę piosenkę, rozmawiam z mamą przez telefon i nic mi nie jest. Trzymam się tak dobrze, jak idzie mi prowadzenie samochodu. Nie płaczę, a przy tamtym mężczyźnie płakałam dwa dni i dwie noce. Ale wówczas nie miałam pojęcia, na jak długi czas się rozstajemy. Gdy myślałam, że będzie to długie dwanaście miesięcy, on pojawił się po czterech. A gdy byłam przygotowana na pół roku… okazało się, że przy tym pożegnaniu całowałam go po raz ostatni. Jak długie rozstanie będzie tym razem? Nie wiem, ale mam takie durne poczucie „dobrze spełnionego obowiązku”, że niby stałam na peronie dopóki światła pociągu nie zniknęły w ciemnościach. Tym razem nie miałam powodu, by czuć się winną.

Ale to jednak nie to samo, kochanie. Dobrze, że jest weekend, mogę po prostu spędzić te dwa dni i dwie noce w łóżku, tłumacząc sobie, że to wina przeziębienia, i że w rzeczywistości jestem twardą babką. Ale nasze dwa kubki z resztką herbaty od dwóch dni stoją na biurku niczym święte relikwie. Żywy znak, że tutaj byłeś.

Nie lubię zasypiać bez Ciebie u boku. Odczuwam taką drażniącą pustkę. I nie mówię tylko o tej pustce w moim łóżku, ale też o tej w sercu, której nie potrafię zagłuszyć, ujarzmić. Zmuszam się do wyjścia z psem. Dwadzieścia minut przed blokiem to dla mnie absolutne maksimum. Łażenie z Tobą, nawet przez cztery godziny, nie męczyło mnie. I tracę radość z robienia przyjemnych rzeczy, bo przecież dawniej każdą z nich robiłam w Twoim towarzystwie. Już nie mogę sobie przypomnieć jak to było przedtem.

Nie czuję się zbyt dobrze, gdy sam sobie uświadamiasz, że (oczywiście) miałam rację. Dzwonisz do mnie i mażesz się jak dziecko, chociaż masz trzydzieści dwa lata. Tęsknisz, przepraszam za zrujnowanie pożegnania, czujesz się jak śmieć, po tym jak za wszelką cenę starałeś się mnie od siebie odepchnąć, chociaż ja cały dzień „byłam dla Ciebie taka dobra”, spakowałam Cię dokładnie, nie zapominając o żadnej drobnostce, zrobiłam najpyszniejsze kanapki na drogę, jakie w życiu jadłeś. Śmieję się do słuchawki. Mówię, że rozumiem, że nie masz mnie za co przepraszać, że to wszystko to nic, że kocham Cię bardziej niż kogokolwiek na świecie. I pewnie powtarzałabym Ci te same słowa, nawet gdybyś na pożegnanie splunął mi w twarz, uderzył, rzucił mną o ziemię. Ja nadal będę tak naiwnie wierna i uległa. Kocham Cię takiego jakim jesteś, gdy jesteś dla mnie dobry. Przymykam oczy na to, jak bardzo potrafisz mnie zranić, gdy masz gorszy dzień. Dziwię się, że kochasz mnie taką słabą i głupiutką. I za to ja kocham Cię jeszcze bardziej, mocniej i straszniej. Pewnego dnia to nas zniszczy, ale my jeszcze o tym nie wiemy. Teraz cieszymy się naszą miłością, choć dzielą nas setki kilometrów.

Gdy płaczesz, ja też zaczynam płakać, ale tłumaczę Ci, że to tylko moje przeziębienie nie pozwala mi się zaśmiać i dlatego tak tragicznie brzmię. Nie wierzysz, ale jakoś wymuszam na Tobie, żebyś skończył mi ryczeć do ucha. To nie dlatego, że potrzebuję silnego ramienia, a nie faceta-beksę. W żadnym wypadku! Po prostu słuchanie Twojego szlochania rani mnie o wiele bardziej, niż słowa, które wypowiadasz, gdy chcesz, abym zeszła Ci z oczu.

Gdy kończę rozmowę, Azor (nadal nie mogę pojąć jak mogłeś wybrać takie durne i zwyczajne imię dla naszego psa!) tuli się do mnie, a ja ryczę w jego czarną sierść, bo dopiero teraz odczuwam tak wyraźnie brak Twojej obecności tutaj. Ciężko mi. Boję się, że ten miesiąc rozłąki przedłuży się. Znów nie wiem, czego powinnam oczekiwać.

Nie wiem, w co mam włożyć ręce. Usycham. Umieram. Powitanie będzie namiętne, ale ja jeszcze nie mam o tym pojęcia. Na razie ciężko mi się oddycha i myśli. Nie mogę nic ze sobą zrobić. Nie umiem bez Ciebie spać, jeśli nie jestem wystarczająco pijana. Jedyne co mi pozostaje, to czekanie i udawanie, że w rzeczywistości nic nie uległo zmianie.

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.7
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.7 /15 wszystkich

Komentarze [2]

~Villemo
2011-10-28 22:22

dobrze ujęłaś naiwność kobiet…
wciągające :)

~Agape
2011-10-28 20:53

ode mnie masz 6 za mnóstwo doskonale opisanych emocji, tak dobrze mi znanych, niestety… :)

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Luna 100luna
Komso 31komso
Artemis 25artemis
Hush 11hush

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry