Przegrana
Pomieszczenie było stosunkowo duże i wyglądało trochę jak pudełko. Moje kroki odbijały się tu pustym echem. Jedynym jego wyposażeniem było łóżko i zniszczony mocno stolik. Łóżko było wysokie, poza tym raczej zwyczajne, choć wyglądało trochę jak szpitalne. Na stoliku leżały różne przedmioty: kajdanki, strzykawki, ale i takie, których przeznaczenia nie znałam, choć intuicyjnie wyczuwałam, że mogły służyć do okropnych rzeczy.
Bałam się ich dotknąć, a jednocześnie chciałam tego. Chciałam wiedzieć, do czego służą i co jest w tych strzykawkach. Gdy musnęłam opuszkami palców jedno z tych narzędzi, cichy głos wewnątrz powiedział mi, że ma ono sprawiać ból. Nagle dostrzegłam coś podobnego do korkociągu. Natychmiast przykuło to moją uwagę i wyciągnęłam po to rękę. Ale wtedy uszu moich dobiegł śmiech. Okrutny i jakiś taki zimny. Nie był to śmiech wynikający z rozbawienia, a raczej z zimnego wyrachowania. Zdrętwiałam. Wszedł mój Mistrz.
Bałam się, bo wiedziałam do czego jest zdolny. Zaczęłam przypominać sobie do czego było używane to łóżko i ten stolik. Podświadomie wyczuwałam, że muszę jednak znać każde z tych narzędzi i to z własnego doświadczenia. Sparaliżowana strachem przybrałam jednak obojętną maskę. Drgnęłam nerwowo, gdy zaczął do mnie mówić. Jego głos przerażał mnie nadal, nawet teraz po sześciu miesiącach szkolenia. Przechadzał się po pomieszczeniu i przekładał z ręki do ręki błyszczące obcęgi. Mówił, że poznałam już ból więc teraz powinnam wiedzieć, jak zadawać go innym i że właśnie nadeszła na to pora. Najpierw miałam jednak odkryć przeznaczenie wspomnianych powyżej przedmiotów. Z rosnącą ciekawością, ale i niepewnością oraz strachem, oczekiwałam na to, co miało się wydarzyć. Czułam, że sprawianie innym bólu, słuchanie ich przeraźliwych wrzasków i uczucie władzy nad nimi da mi niesamowitą satysfakcję.
Mistrz wyszedł. Zaczęłam przeglądać przedmioty leżące na stoliku. Po chwili usłyszałam kroki na korytarzu. Nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi i jakiś człowiek został brutalnie wepchnięty do pokoju. Drzwi trzasnęły głucho. Powoli odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w ich stronę. Zamurowało mnie. Te oczy, niebieskie, wielkie, znajome. Uświadomiłam sobie, że skądś znam tę twarz, to wychudzone ciało. Był to syn mojej niani, towarzysz moich dziecięcych zabaw. Nie miałam pojęcia, jak doszło do tego, że stał się niewolnikiem… To był przecież kiedyś bliski mi człowiek, który brzydził się wszelkimi przejawami przemocy i nie rozumiał mojej fascynacji okrucieństwem. Chłopiec podniósł oczy i spojrzał na mnie. Nie wiem czy mnie rozpoznał.
Nagle dotarła do mnie okrutna prawda. Chcą bym unicestwiła tego człowieka. Ostatnią osobę, która łączyła mnie z dobrem i niewinnym dzieciństwem. W zasadzie to zapomniałam już, co znaczą te słowa. Gdy po raz pierwszy zabiłam, przestałam być niewinna. Bajki, które mi kiedyś na dobranoc opowiadano, pełne były dobra, ale ja już dawno zapomniałam, czym ono jest. Nie wiedziałam co robić. Powinnam była pochwycić go, rzucić na łóżko, skrępować i zacząć osobliwe tortury, ale nie mogłam tego uczynić. Nie Jemu. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, będę musiała powtórzyć szkolenie. Nie przeżyję kolejny raz tego bólu. Nie teraz, kiedy już wiem, co mnie może spotkać. Nie miałam wyjścia. Byłam przegrana.
Przysunęłam stolik do łóżka, przymknęłam oczy i podeszłam powoli do kulącego się przy drzwiach ciała. Chwyciłam go za ubranie i powlokłam po podłodze w stronę łóżka. Rzuciłam go na nie brutalnie i zaczęłam zapinać pasy na jego nadgarstkach i kostkach. W końcu pochyliłam się nad nim i swoim najbardziej nieludzkim głosem wyszeptałam: Poznajesz mnie?
Grafika:
Komentarze [1]
2013-01-13 14:44
No no… jedno z lepszych Twoich. Lepiej późno niż później.
- 1