„Przetańczyć z tobą chcę całą noc...” - Studniówka 2007
Wychodzący bokiem rytm poloneza rodem z „Pana Tadeusza”, przedstudniówkowa gorączka i notoryczne stresowanie nas (wystarczająco już zestresowanych) zakazami przyklejania plakatów do ścian; jak również śnieg pojawiający się w nieodpowiednim momencie tegorocznej zimy – to wszystko i jeszcze więcej, złożyło się na odbijający się w naszej biografii bal maturalny.
Wraz z wrześniowym przekroczeniem progu „Kopernika” usłyszeliśmy hasło wywoławcze: „studniówka”, które potem śniło nam się po nocach w najgorszych koszmarach (o ile w III klasie śpi się w ogóle). Ten oto teoretycznie niezapomniany bal, wprowadził bowiem więcej zamieszania niż Giertychowskie zmiany w egzaminie dojrzałości. Gdzieś w połowie listopada rozpoczęły się próby, ciągnące się także „po godzinach”, byleby tylko układ każdej klasy wyszedł ładnie i równo. Ale spacerek polonezem, to jeszcze nic w porównaniu do monotematyczności przedstawicielek płci pięknej, które już we wrześniu opracowywały, jak ma wyglądać na tę okazję ich nowy imidż! I choć może wtedy ich głosiki nie miały jeszcze dużego natężenia, to wraz z odliczaniem dni do 27 stycznia nabierały takiej mocy, że niejednemu uszy spuchły.
Same przygotowania, w postaci dekorowania korytarzy i sal, gdzie w swoim gronie miały bawić się poszczególne klasy, też nasycone było nerwówką. Zanim „odgórny wymóg” nakazał określić motyw mający dopiero powstać w wyniku pracy kilkudziesięciu (a może kilkunastu?) rąk, podawało się ilość materiałów potrzebnych do jego realizacji... Jednak, gdy przyszło co do czego, materiałów tych było za mało i pozostało zadowolić się tym, co się dostało, broń Boże, nie dzieląc się nimi z rówieśnikami z innych klas! Zabroniono nam również narzekać i prowadzić jakiekolwiek dyskusje na tenże temat. Moim zdaniem tegoroczny wystrój (zwłaszcza korytarzy) nijak się miał do tego z lat ubiegłych i zastanawiam się czy to ze względu na beztalencie naszego rocznika, czy na to, że jesteśmy pierwszym (kto wie czy ostatnim) rocznikiem zdającym nielegalną maturę z nielegalnym przelicznikiem i objętą nielegalną amnestią, co nas zapewne niezmiernie poruszyło.
Wśród owacji, błysków fleszy paparazzi i tłumu zgromadzonych najbliższych (i tych dalszych) z naszych rodzin, a także potencjalnych gapiów żądnych wrażeń, pamiętnego 27 stycznia A.D. 2007 konsoleta zagrała poloneza. Dzielnie na parkiet wkroczyły klasy maturalne, by nacieszyć oczy zgromadzonej publiki, a z niejednych wycisnąć łzy wzruszenia. Ciekawe czy owe łzy wywoływały najmodniejsze w tym sezonie loczki, które zaistniały na większości głów, czy może obraz nie umiejących poruszać się na szpilkach dorosłych dziewczyn.
Tegoroczne kreacje nie były zbyt wyszukane. Dominowały spódnice i gorsety, choć było też kilka kreacji w stylach epok co najmniej średniowiecznych, jak i retro. Przedstawicielek najmodniejszego w tym sezonie koloru czerwonego było niewiele. Stanowczo dominowała czerń. Dało się zauważyć, że coraz więcej dziewczyn preferuje krótkie kreacje, eksponując swoje łydki, co zapewniało im komfort, gdyż ciężko było je podeptać, chociaż... dla chcącego nie ma nic trudnego.
Ten akapit dedykuję wszystkim przedstawicielom rodu męskiego, którzy pojawili się w murach naszej szkoły w tym szczególnym dniu. Oni na swych włosach prezentowali najnowsze rodzaje „nabłyszczaczy”, pianek, żelów, gum, wosków i o dziwo brokatu! Niejeden mężczyzna swoją fryzurą zniszczył dekoracje, np. przebijając balony albo plącząc się w zwisających z sufitowych żyłek serpentynach. Prezentowaną elegancją i gracją nikogo nie powalili, a ich kultura picia (oczywiście napojów gazowanych) pozostawiała wiele do życzenia. Jednak, co rzucało się w oczy, sporo z nich umiało tańczyć! Nie wiem, na ile jest to zasługa kursów tańca, a ile w tym jest ich wrodzonego wyczucia rytmu. Miło było jednak popatrzeć, jak ktoś wykonuje więcej niż dwa kroki, np. podczas rock and rolla.
Muzyka serwowana przez orkiestrę USC - Pawła Gosposia, urozmaicająca i nadającą klimat balowi maturalnemu w „Koperniku” już 4 rok z rzędu, subiektywnie rzecz biorąc, była całkiem do przyjęcia. Posiadała tą magiczną cechę, której niejednokrotnie brak współczesnym utworom muzycznym: melodię i rytm, dzięki którym dało się przy niej tańczyć. Nawet ci, którym słoń nadepnął na ucho, mogli znaleźć coś dla siebie, co umożliwiło im poruszanie zarówno ręką, jak i nogą (ot, takie „Kaczuchy”). Choć spotkałam się z brakiem entuzjazmu u niektórych odbiorców i słuchaczy naszego „podkładu muzycznego”, ja wystawiam im 4.
Jako dość wybredna osoba powiem, żeby nie przedłużać, że bawiłam się dobrze, a to przede wszystkim dzięki napisom pod kapslami „tymbarków”, a także dzięki ludziom, którzy przyszli, w jakimś sensie kierowani chęcią zadośćuczynienia naszym nauczycielom za trud, który włożyli w naszą 3-letnią edukację, oraz chcąc świadomie zaakcentować ten ciągle zmniejszający się dystans, jaki nas - tegorocznych maturzystów – dzieli od zakwitnięcia tegorocznych kasztanów.
Komentarze [13]
2007-03-03 13:47
tekst beznadziejny, bez krztyny polotu
2007-02-26 19:44
Domcia, nie małpuj histEryczko jedna, ja tu jestem nieustannym wielbicielem wypocin naszej Paulianki;P
Morgana- nie powiem co zrobiłaś jak już nie chciałaś tańczyć a Twój partner tak;)
Ale fajnie tak powspominać, oj się działo, tygodniowe ubieranie szkoły, żeby poszaleć jedną noc…Ale i tak było warto!Dzięki Paulianna za tak trafne podsumowanie studnióweczki i przywrócenie wspomnień:)
PS:Nie żebym była na focie;P
2007-02-13 23:13
A ja znowu powiem, że mi się podoba pisarstwo Paulianny :) Może zostanę jakimś mecenasem sztuki :P dam 6 :)
ps. Ludzie wezmą się za komentowanie, żeby znaleźć się w rubryce “najaktywniejszych” :P
2007-02-13 09:53
studniówka bardzo udana :) tekst dobry
2007-02-12 19:25
studiowka byla w porzo. a tekst tez niezly.
2007-02-12 17:57
Powstrzymam się od oceny. To nie moja akurat sprawa jest.
2007-02-09 11:14
Mi się tam muzyka podobała! To właśnie jest studniówkowy klimat! Nie schodziłam z parkietu :D No może za wyjątkiem jednej piosenki- coś tam śpiewali “Już niedługo coraz bliżej…” hmm… wiecie o co im chodziło? :| :P
2007-02-08 22:31
Gdzie ja wtedy byłam,że tego nie widziałam? ;) Poza tym ten KTOŚ musiał być siiiilny ;) :P
2007-02-08 22:03
E tylko bez takich! Mnie zmusili! A właściwie zmusił...
Faceci to świnie.
Jak nie chciało mi sie już tańczyć to zaniósł mnie na rękach na salę gimnastyczną.Razem z krzesłem, na którym akurat siedziałam. To było niehumanitarne.
2007-02-08 18:42
Najzabawniejsze jest to, że bawili się wszyscy, od miłośników popu aż po heavymetalowców. I okazało się, że to nie obciach śpiewać piosenki Łez i in., i że każdy zna słowa hiciorów wszech czasów, do których to znajomości się na co dzień nie wolno przyznawać, bo wstyd.
2007-02-08 17:44
Ale Radziu przyznaj, naljepszy gryps był jak się nam zaczęła zacinać płyta z polonezem.
2007-02-08 17:42
Mnie tam najbardziej się podobało niszczenie dekoracji. Te 1000 balonów, które zginęły pod naszymi butami. Ten durny napis Studniówka (10 metrów na cztery + 6 godzin w pozycji klęcząco siedząco pochylonej nad nim), który zdarłam ze ściany z ogromną satysfakcją. I te chipsy, które dostaliśmy tego samego dnia (z braku lepszych materiałów przyniesione w worku na śmieci). Pierwszy raz jadłam z worka na śmieci. A kapsle wymiatały. Zwłaszcza ten z napisem Warto Było znaleziony w kilka minut po całym akcie zniszczenia na małej sali. Echhhh…
2007-02-08 11:39
AAaaajjj wiesz jak jak lubię te Twoje artykuły :):):):) Mogłaś trochę więcej wspomnieć o nas :P
- 1