Psychodelia
Półmrok. Gdybym tylko wiedziała, jak to się stało. Śmierdzące pomieszczenie. A w nim ja – niewinna istota. Choroba opanowała moje myśli. Przykuta kajdankami do metalowego łóżka bez materaca, staram się poruszyć. Nie daję rady. Krzyczę. Nikt nie słyszy. Spuszczam głowę i myślę o wszystkim, co doprowadziło mnie do tego stanu.
Zaraz zwariuję. Przypominają mi się długie wieczory wokół Saskiego. Tak... Lublin. Pięknie było móc z ukochanym przechadzać się alejkami, gdy w oddali zachodziło słońce. Drzewa szumiały, grając jakąś cudowną melodię. Jednak głośniejsza była muzyka naszych serc. Ten sam rytm, w głowach te same myśli, pragnienia... Szeptałeś: „Jesteś moja, najpiękniejsza, jedyna...”. I twoje pocałunki. Zwiastowały prawdziwą miłość. Obiecałam sobie, że nic nie zniszczy tego uczucia. To było jak lek na moje wszystkie zmartwienia. Wtedy myślałam: „lek”. Teraz wiem – to był narkotyk.
Przez zaklejone okno nie dochodzi tu ani jeden promyk słońca. Świeci tylko lampka w rogu, ale i to bardzo słabo. Chyba jest dzień. A może noc. Cholera! Zegarek znów się zepsuł. Nieważne. Znów płaczę. Łzy spływają mi po policzkach i spadają na nagie nogi. Jest mi zimno, a na sobie mam letnie ubrania. Zamknął mnie. Przecież wiedział, że tu jest tak potwornie zimno. Czyżby był sadystą? Jestem głodna. Nawet nie wiem, jak długo tu jestem. Obgryzam paznokcie. Nie wiem - z głodu czy może ze strachu? Słyszę dziwne odgłosy, powtarzają się i nie dają mi spokoju. Są jak echo w górach. Właśnie... Góry... Wciąż jeszcze pamiętam...
Moja klasa wybrała się na wycieczkę. Miałam dobre oceny, zdałam z fizyki, więc mama pozwoliła mi jechać. Bawiłam się świetnie. Wspólne śniadania, wycieczki na szczyty, picie czystej wody z górskich potoków, wieczorne ogniska. Nigdy nie byłam smutna. Zawsze uśmiechnięta, pełna radości. A może i przepełniona bezgraniczną miłością. Miłością do niego. On pamiętał o mnie. Dzwonił co pięć godzin. A wieczorem... Maksymalna dawka leku. Pisanie wiadomości i to przez kilka godzin. Ale przecież nie przez to zwariowałam.
Zastanawiam się, co tu tak cuchnie i dlaczego jest tu tak ciemno! Boję się. W mojej głowie mam najczarniejsze myśli. On kontroluje jednak moje myśli. Jest jak choroba, która opanowuje powoli, aczkolwiek bezlitośnie całe ciało. Dlaczego mu zaufałam? To, co on teraz ze mną zrobił, jest tak okrutne, że sama myśl o tym boli. Bardzo boli. Krzyczę. Po raz kolejny. Nadal nikt nie słyszy. Łóżko jest bardzo niewygodne. Zimne metalowe pręty wżynają mi się w nogi. Nienawidzę cię! Co zrobiłam, że pozwalasz mi tak cierpieć?! Próbuję wydostać się z tych kajdan. Nie daję rady. Kaleczę tylko swoje dłonie. Mój przeraźliwy płacz słychać w całym pomieszczeniu i chyba tylko w nim, bo nikt z zewnątrz nie przychodzi mi z pomocą.
Kiedyś utknęłam w budce telefonicznej. Nie wiem jak to się stało. Tylko jedna ściana była przezroczysta, więc mało kto zauważył, co się stało. Wołałam „na pomoc”, ale długi czas nikt nie słyszał. W końcu pomógł mi pewien chłopak. Poczułam, że to może być ten. Po chwili wiedziałam już, że tylko jego pragnę. Poszliśmy na spacer. Rozmawiało się nam cudownie. Potem jedna randka, druga, trzecia, dziesiąta. Zakochałam się. Wszystko wokół przestało się liczyć. A zaczęło się tak banalnie, od zwykłej pomocy. A teraz on mi nie pomoże. Już nigdy więcej tego nie zrobi.
Cały czas powtarzam sobie, że nie zwariowałam. Moje ręce są już sine. Chce mi się pić. Jest tak zimno, że mam dreszcze. Przechodzą po mnie jak robaki, a ja nie mogę nic zrobić. Nie mam już sił krzyczeć. Nawet nie chce mi się już płakać. Słyszę czyjeś kroki. To on! Co będzie tym razem? Trzęsę się. Ze strachu czy z zimna…? Jest coraz bliżej. Otwierają się drzwi. Krzyczę...
- Kochanie, co ci jest? – usłyszałam głos mamy. – Słyszałam jak krzyczysz. Wszystko w porządku?
Rozejrzałam się dookoła. Byłam w swoim pokoju. A przecież nie spałam. To nie był sen. Poprosiłam mamę, żeby mnie uszczypnęła. Tak, to jednak nie był sen. Co się ze mną dzieje – zwariowałam? Ale przecież to się skończyło. Jestem w pokoju, bezpieczna. Nie ma już żadnej zimnej piwnicy. Moje ręce są wolne. Fakt, ostatnio mało jadam, więc jestem trochę głodna. To były chyba tylko złe myśli.
Mama ucałowała mnie i wyszła z pokoju. Odetchnęłam z ulgą i zamknęłam na kilka sekund oczy...
Cholera! Znów piwnica, zimne łóżko i kajdany... a ja wciąż krzyczę!
Komentarze [18]
2008-12-23 21:10
Co wy tak z tym łóżkiem…
2008-12-18 10:33
Fakt… dlugie kajdanki sa tylko i wylacznie stosowane do lozka (erotico) :]
2008-12-15 16:31
Fantazje erot.?? Aha…
2008-12-15 16:31
Fantazje erot.?? Aha…
2008-12-15 10:57
nie rozumiem tego. ale masz fajne fantazje erotyczne :*
2008-12-14 17:10
ok <hahaha>
2008-12-14 16:48
dwa razy do roku.
Banan ma rację
2008-12-14 15:49
Prosi to się świnia…
2008-12-14 10:15
zgadzam się z bananem.
2008-12-13 23:19
atmosferę proszę tworzyć warsztatem, a nie muzyką
2008-12-13 20:32
To (moim skromnym zdaniem) ma problem :]
2008-12-13 20:05
jak ktoś tego nie rozumie to?
2008-12-13 19:23
co 5 minut zmieniałaś płytę jak to pisałaś?
2008-12-13 18:59
Tego nie da się przeczytac bez odpowiedniej muzyki. Do nieparzystych akapitów smutna i pełna cierpienia (powiedzmy) a do parzystych romantyczna itp… Ktoś tego nie rozumie to.. pozdrawiam ;)