Rocznica utkana wspomnieniami
Ginger: Chyba każdy uczeń naszego liceum odnotował w swojej pamięci, że miniony piątek był dniem wyjątkowym. Ludzie, w końcu znów mieliśmy wolne! Doczekaliśmy się chwili odpoczynku po trzech tygodniach intensywnego wkuwania matmy i biologii na przemian. A wiecie z jakiej okazji mogliśmy w piątek pospać kilka godzin dłużej? Mam nadzieję, że wszyscy wiedzą o tym, iż tego dnia odbył się zjazd absolwentów naszego liceum w 105 rocznicę jego powstania.
Felico: Nie chcemy jednak zanudzać Was typowym reportażem z tego dnia. Wystarczy przecież zajrzeć do naszej szkolnej galerii, by przekonać się, jak to wszystko wyglądało. My postanowiłyśmy postawić na coś innego. Do wielkiego worka zebrałyśmy garść niesamowitych wspomnień absolwentów tej szkoły, którzy przybyli tego dnia, by uświetnić jej jubileusz. Wystarczyło zadać tylko jedno proste pytanie: „Jakie jest pana/pani najlepsze wspomnienie z czasów, gdy chodził/a pan/pani do tego liceum?”
Ginger: Może nie miałyśmy ze sobą profesjonalnego dziennikarskiego wyposażenia, ale wystarczył nam spryt, uśmiech i dyktafon w dłoni. Te trzy rzeczy umożliwiły nam zebranie niezwykle interesującego materiału, którym chciałyśmy się z Wami podzielić. Pozwólcie więc, że przytoczymy teraz kilka najlepszych, starannie wyselekcjonowanych wspomnień, którymi podzielili się z nami absolwenci naszego „Kopernika”.
F: Jakie jest pana/pani najlepsze wspomnienie z okresu, gdy chodził/a pan/pani do tej szkoły?
G: Niektórzy z zapytanych ograniczali się w swoich wypowiedziach do zdawkowych opinii…:
„Przeprowadzka ze starej szkoły do nowej.” - Jerzy
F: …ale byli też tacy nieco bardziej rozmowni, którzy chcieli zabłysnąć!
„To była najfajniejsza klasa, najbardziej znana w historii tego liceum. Klasa F. Rocznik 73 – 77. Możecie spytać innych. Lepszej klasy nie było. Takich rozrabiaków, ale i fajnych ludzi nie znaleźlibyście nigdzie indziej. W stu procentach zdaliśmy maturę. Sukces.” – Jerzy.
G: Spotkałyśmy i takich, którzy z sarkazmem odpowiadali na nasze uprzejme pytania:
„Byłam w klasie matematyczno-fizycznej i ciągle pamiętam, jak stałam w poniedziałek rano w sali nr 30 przy tablicy.” – absolwentka.
„Matura. I koniec tej męczarni.” – grupa absolwentów.
F: Udało nam się jednak spotkać i znacznie życzliwszą postać, którą nasza szkoła powinna jak najszybciej zaangażować w charakterze człowieka od reklamy - panią Teresę!
„Ja mam same najlepsze wspomnienia. I chyba tak już zostanie. Były i gorsze dni i lepsze. Niemniej jednak o tych gorszych się już po tylu latach nie pamięta. Maturę zdawałam w ‘80 roku, więc upłynęło już tyle lat, że pamiętam tylko to, co dobre. Pamiętam wspaniałych profesorów, którzy zawsze dawali nam szansę, nawet gdy się czegoś tam nie nauczyliśmy. Widać było, że im też zależało na tym, żeby uczeń miał jak najlepsze oceny. I z perspektywy tylu lat, a też jestem obecnie nauczycielem, dyrektorem jednej z tarnobrzeskich szkół podstawowych, jestem im bardzo wdzięczna, ponieważ znalazłam tu wiele wzorów godnych naśladowania. A po iluś tam latach, po skończeniu szkoły, studiów zaczerpnęłam wiele nawyków właśnie z ich zachowania, z ich sposobu przekazywania wiedzy, które naprawdę do tej pory w swojej pracy wykorzystuje. Jestem im po prostu wdzięczna.”
Ginger (w przerwie na nabranie oddechu): Mówiąc tak pięknie o tej szkole robi jej pani wspaniałą reklamę <śmiech>
„Bo wiecie, to po prostu jest moja wymarzona szkoła i jestem dumna z tego faktu, że ją ukończyłam. Teraz tak rozglądam się dookoła i widzę swoją młodość. O, tutaj była sala od fizyki, a tu od matematyki. To się pamięta nawet 34 lata – to się po prostu pamięta.” – Teresa
F: Znaleźli się również tacy, którzy z wielką nostalgią wspominali niezwykłych nauczycieli tej szkoły:
„Muszę zacząć od najlepszej profesorki, jaką miała ta szkoła, profesorki Orzełowej, która bardzo dużo nam dała, nie tylko wiadomości przedmiotowe, ale i nauczyła nas życia. Była polonistką, a lekcje prowadziła przepiękne, jej wykładów słuchało się bardzo przyjemnie. Nie wszyscy profesorowie byli tacy jak ona, jej wykłady naprawdę były inne, wyróżniające się. A poza tym, cóż, tak jak wy teraz jesteście młode – tak i my kiedyś byliśmy i było naprawdę miło.” – Alicja
Felico: Na pojedynczych wspomnieniach jednak nie poprzestałyśmy i już po paru chwilach dałyśmy się wciągnąć w wir wspomnień większej grupy ludzi.
„Spotykamy się dziś w 54 rocznicę naszej matury. Na pewno odnotowujemy niezwykłą temperaturę tego spotkania, mierzoną jednostkami ludzkiej pamięci. Sprawdzimy niebawem, co pozostało w tej naszej pamięci z tego szkolnego okresu. Gdy kiedyś myślało się o zjazdach absolwentów, wydawało nam się, że przyjedziemy wszyscy i będziemy wyglądać tak samo jak w szkole – fizycznie podobni, a więc łatwo rozpoznawalni, a przy tym zdrowi, radośni, umysłowo sprawni i pełni pomysłów. Teraz jest jednak trochę inaczej. Zdarza się, że siadamy tyłem do kierunku jazdy, czyli nie angażujemy się w problemy przyszłości i chętniej patrzymy na to, co zostało za nami. Dobrze, że ten czas miniony pełen jest wspomnień, które nieustannie cieszą. Dziś szukamy tu czasu, który przeminął. Łudzimy się, że tu uda nam się wrócić do tych młodych lat, tych najpiękniejszych. Bo przecież każdy z nas był kiedyś obdarowany siłą, zdrowiem, młodością i na swój sposób urokiem. A potem przychodzi czas, gdy kolejno jesteśmy pozbawiani tych darów.”
„Nieprawda, Andrzeju! Bzdury gadasz! <śmiech>.”
„Tak, tak, dzisiejszy świat, zwłaszcza świat polityki, karmi nas chytrością, przebiegłością, obłudą, wyrachowaniem. My żyliśmy wtedy w zupełnie innym świecie. W świecie szczerości, życzliwości i ufności. Byliśmy z sobą naprawdę zżyci. Garnęliśmy do nauki, bo szkoła dawała szansę na znalezienie pracy zaraz po maturze lub po studiach. Wiele osób żyje losami ludzi z seriali: „Klanem”, „M jak miłość”, „Barwy szczęścia”. A dziś kolejny odcinek serialu „Maturzyści 1960” i dowiemy się, co nowego u osób z tego serialu. Coś nas uraduje, coś wzruszy, a coś zasmuci – jak to w serialu. Tu jesteśmy blisko naszej budy, słychać dzwonek. Mocne głosy profesorów, może profesora Sworca, a może Jakubowicza. Ćwiczymy pamięć u profesora Pazia, ucząc się wierszy i u profesora Zimoląga, wkuwając twierdzenia i definicje. Specyficzne tradycje trzymające się szkolnych murów, zachowania profesorów, metody wychowawcze, czy porządek dnia w internacie. To wszystko tworzy i wzbogaca obraz szkoły. Skoro wracamy tu co jakiś czas, to znaczy, ze zostawiliśmy w murach tego liceum troszkę swojego młodego serca i staramy się teraz zespolić tę cząstkę z tym coraz starszym sercem. Kiedyś tu wszystko cieszyło – przyroda, piękne koleżanki, przystojni koledzy, życzliwi profesorowie. Przy takich fascynacjach pogoda nie miała najmniejszego znaczenia. Nie przeszkadzał nam nawet deszcz, gdy chodziliśmy na posiłki do żeńskiego internatu. Lecz owszem, piękna słoneczna pogoda świetnie współgrała z tym młodzieńczym zauroczeniem światem. Pamiętam taki incydent: profesorka, co uczyła nas geografii, dała mojemu koledze dwie dwóje na jednej lekcji. Było mi go wtedy szkoda, i szkoda mi go też teraz, bo ten incydent gryzł go naprawdę długo. Powinien wyrzucić to z pamięci lub zmienić kategorię wydarzenia. Ja też dostałem dwie dwóje na jednej lekcji, za atlas, za to czy tamto, ale wiecie, ja traktuje to jako przygodę, ciekawe zdarzenie.”
„Kiedy to było, Andrzeju? Nie pamiętam!”
„To było tak. Po świętach Bożego Narodzenia pani profesor, co uczyła nas geografii, położyła jakoś niechcąco ręce pod katedrą no i zobaczyła, że jest kurz. I pyta: „Kto ma dyżur?”. No to oczywiście ja wstałem, razem z moim kolegą Rafałem Nowakiem. Profesorka popatrzyła na nas i kazała usiąść. A za chwilę mówi: „To przyjdzie do odpowiedzi Andrzej Nowak. Atlas masz?” Nie miałem, wpisała dwóję do dziennika. „A zadanie masz?” Miałem na całą kartkę. „Takie krótkie?” – pyta, i wpisała kolejną dwóję. A po chwili mówi: „A teraz zobaczymy, co się nauczyłeś” Dostałem 3+. Ale to była pierwsza klasa i wcale nie wspominam tego w takich kategoriach, że była profesorka, która mnie dręczyła i tylko pytała cały czas, ale jako przygodę i coś, co mogę wspominać na stare lata.”
„Ale przeszliśmy przecież i chyba to się liczy!”
„Tak właśnie. Ta szkoła ma po prostu swoich złotych Paziów, zawsze szczerych Zimolągów, stanowczych Jakubowiczów, serdecznych Wnęków, życzliwych Jankiewiczów i wielu innych. Wszyscy na swój sposób oddają serca uczniom i te serca z wolna słabną. Egzamin wstępny do LO z matematyki zdawaliśmy u profesora Zimoląga. Zawsze sprawiał wrażenie groźnego. Pytał mnie, ile to jest pięć dzielone przez zero. Odpowiedziałem zero. A profesor: „Nie”. To może pięć? Też nie. Więcej szans do odpowiedzi nie miałem, łzy napływały mi do oczu. Na korytarzu czekała moja mamusia, mówię jej więc, że nie zdałem. Potem wszystko potoczyło się jednak dobrze. Znalazłam się w tej szkole, a profesor od matematyki powiedział mi później, jak to było z tym pięć dzielone przez zero. Zapamiętałem na zawsze!”
„A pamiętacie to? Lekcja matematyki, Zimoląg wstaje i mówi tak: „Teraz będzie ciąg dalszy tragedii „Romeo i Julia”. A do tablicy poproszę Anię i Franka.” No i tragedia się odbyła.”
„Słuchajcie, zabawy szkolne były zawsze starannie przygotowane. Oprócz tańczenia z wybraną partnerką był biały walc czekoladowy, szukanie partnerki zakodowanej tym samym serduszkiem, była wiązanka tańców z wodzirejem, ogólny taniec, panowie proszą panie, ileż to było niespodzianek i zachęt do pokonywania nieśmiałości. Coś się burzyło w człowieku i nie było to wcale wapno jak obecnie. Jak to wtedy mawiano: „Krew nie woda, majtki nie pokrzywa.” Na zaspokojenie tego wszystkiego zostawało nam kino „Wisła” z kuszącymi, elektryzującymi filmami od lat osiemnastu. Po seansie na ciekawskich uczniów wyczekiwali jednak najczęściej profesor Jakubowicz i profesor Jankiewicz. Tak więc po filmowych przyjemnościach czekało nas także dużo nieprzyjemności – rozmowa, reprymenda, obniżone zachowanie, rodzice – oj, odbijało się nam długo po takim filmie. W internacie nie spotkałem żadnej książki rozbudzającej męskie namiętności – były tylko lektury i książki historyczno-sensacyjne. Uzależnieni od nikotyny dym z papierosów kierowali do pieca grzewczego, a pety wrzucali do popielnika, bo tam wysoki profesor Jakubowicz raczej już nie zaglądał. W chwilach kryzysowych te pety ratowały palaczy. Czasami urządzaliśmy sobie także małe koncerty. Starsi koledzy nie raz zrobili ze mnie artystę. Na środku ustawiano krzesło, na które wskakiwałem i śpiewałem. Najlepiej szły mi pieśni patriotyczne, szczególnie przy akompaniamencie harmonijki ustnej jednego z kolegów. Było naprawdę wesoło.” – Andrzej Nowak i jego koledzy z klasy
Ginger: Nic dodać nic ująć. Zasłuchałyśmy się w opowieści ludzi, którzy mogli by być naszymi dziadkami, ale epatowali niesamowitą energią życiową… Ale to jeszcze nie koniec zwierzeń rocznika matury 60’. Jeden z panów postanowił w tym momencie zdradzić nam nieznaną dotąd szerzej historię odważnej młodzieży z naszego liceum:
„Dziewczynki, poczekajcie jeszcze chwilę. Skoro piszecie coś dla szkolnej gazety, to powiem Wam coś o sprawie, o której w szkole na pewno do dziś nic nie wiadomo. A i wydawnictwa poświęcone historii szkoły nic o tym nie wspominają, co bardzo mam za złe tym, którzy to wydają. Gdy byliśmy w 9-tej klasie, a musiał to być rok 1957, skorzystaliśmy z protekcji ojca naszego klasowego kolegi, który w tym czasie był wiceprzewodniczącym Powiatowej Rady Narodowej i w budynku starostwa powiatowego, tutaj obok, niedaleko, zorganizowaliśmy sobie w piwnicach klub młodzieżowy. Oczywiście najpierw wyczyściliśmy w tych piwnicach jakieś trzy pomieszczenia, w których był jakiś węgiel, koks i inne stare graty. Był to pierwszy klub młodzieżowy w województwie. To pewne. A nazywał się „Muchomorek”. Spotykaliśmy się tam przede wszystkim jako drużyna starszo harcerska, którą właśnie tam założyliśmy. Była to jedna z pierwszych drużyn w województwie po odrodzeniu się Związku Harcerstwa Polskiego. O tym fakcie, że była ta drużyna starszo harcerska nigdzie się prawie nie mówi ani o tym klubie młodzieżowym, który był przecież ewenementem, bo to w głowie nikomu przez długie lata nie powstawało, żeby się młodzież z liceum potrafiła tak zorganizować. Młodsza siostra obecnej tu Haliny grywała nam w tym klubie na akordeonie, a my tańczyliśmy. Więc klub młodzieżowy i drużyna starszo harcerska zorganizowana przez uczniów tej szkoły była naprawdę wielkim wydarzeniem.”
„A ja dodam jeszcze, że ta nasza drużyna miała chusty różne od innych drużyn. Ogólnie było przyjęte, że te chusty były czerwone, a my mieliśmy takie niebieskie w drobne kwiatuszki. Kupiliśmy materiał w sklepie i mama któregoś z nas nam je uszyła.” - Andrzej Nowak i jego koledzy z klasy.
Felico: Ciekawych historii dowiedziałyśmy się także od rocznika matury 1982.
„Najlepsze wspomnienie to studniówka o godzinie 12 w południe.”
Felico: O 12 w południe, naprawdę?
„Tak, my byliśmy rocznikiem, który w stanie wojennym miał studniówkę. I mieliśmy ją tylko do godziny 20, bo to była godzina policyjna. Ale później w podgrupach spotykaliśmy się na prywatkach i to był czas, gdy ja, osobiście, pierwszy raz mogłam wrócić do domu po godzinie szóstej nad ranem. Bo do tej godziny była godzina policyjna.”
„A jeśli chodzi o ten okres, to powiem Wam jeszcze jedno. Ale najpierw pytanie: czy całe liceum może iść na wagary?”
Ginger: Raczej się tak nie zdarzyło.
„A czy narada: „idziemy/nie idziemy” może być pod oknem pokoju nauczycielskiego? Bo tak było! I tylko dyskretnie jakaś niewidzialna ręka zamknęła okno, żeby pokój nauczycielski nie słyszał. Tydzień później pani Ola Wiącek (profesor Krzemińska), nauczycielka fizyki, siedzi przy biurku i patrząc w dziennik pyta: „Dlaczego my nie mieliśmy tydzień temu lekcji? Aaa, wiem. Zdążyliście? Ja też. A wiecie, co wtedy było? Papież przylatywał do Polski. A całe liceum poszło na wagary za cichą zgodą i wiedzą nauczycieli, by oglądać to wydarzenie w telewizji.”
„Było też raz tak, że jeden mój kolega, który siedział zawsze w pierwszej ławce, usiadł pewnego dnia z nami w ostatniej. Profesorka chodzi, patrzy, coś jej się nie zgadza, nie podoba. Rozgląda się. W końcu go zauważyła. Stanęła przy nas i mówi tak: „Oj chłopcze, taki byłeś porządny i już zaczynasz kombinować.”
„Opowiemy Wam jeszcze o Pancerniku. Słuchajcie, w sali biologicznej zawsze stały takie gablotki. I tam między innymi stały różne eksponaty – wiewiórki w klatkach, czy też jakieś inne stworzenia, i stał tam też pancernik. Pani profesor Gapys bardzo starannie się opiekowała tymi gablotkami. I wiecie co? Pewnego dnia zginął jej pancernik. Trzeba dodać, że w tej klasie biologicznej był kantorek, w którym były też różne eksponaty. I ten pancernik był takim bardzo rzadkim eksponatem i był zamknięty w tym kantorku. Ale pewnego razu pani kazała nam ten kantorek sprzątnąć, coś tam uporządkować. No i stało się tak, że ten pancernik zaginął. Ale potem się odnalazł. To było tak, że cała szkoła go szukała, wszyscy mówili o zaginionym pancerniku. To był oczywiście jeden z żartów. Ale chodzi nam tu o zupełnie inny dzień, kiedy po jakimś tygodniu, gdy eksponat się już odnalazł, znów wróciliśmy do tego tematu. Siedzieliśmy w klasie i zauważyliśmy, ze pancernika znów nie ma tam, gdzie być powinien. No więc któryś z kolegów odważył się zapytać: „Pani profesor, co z tym pancernikiem? Znów go nie ma!” A ktoś z tyłu klasy zawołał: „A może wyszedł!” A pani profesor na to: „Nie, pancernik jest zamknięty w klatce z wiewiórką!”
„I już ostatnia historia! Pierwsza liceum, my mamy lat piętnaście. Trzymają się nas żarty, oczywiście na poziomie lat piętnastu. Wiecie, proca, małe kawałki kredy i strzelamy do celów, czyli do tyłków naszych koleżanek. Profesorka Szymańska wypatrzyła taką procę pod moją ławką i zabrała mi ją. Minęły 4 lata, zbliża się matura, człowiek już wydoroślał, myśli już zupełnie czymś innym, a pani profesor mówi: „Jeszcze jedną rzecz chciałam oddać. Maciek, proszę, to jest twoja proca.”
Ginger: I tak oto poważni dorośli ludzie zwierzyli nam się ze swoich licealnych tajemnic, pośród zupełnie nieprzystojących ludziom w ich wieku, chichotów i wzajemnych przekrzykiwań.
Felico: I obiecali, że gdy przyjedziemy za 30 lat na taki zjazd absolwentów do naszego liceum, to opowiedzą nam wiele więcej, abyśmy mogły przekazać tą wiedzę następnym pokoleniom.
Ginger: Ale to nie był koniec naszych poszukiwań.
Felico: Co powie nam pan o czasie, gdy chodził pan tutaj do liceum?
„Wiecie, to było jeszcze w tym drugim budynku. To był trochę inny system niż obecnie, lata pięćdziesiąte. A ja interesowałem się wówczas dwoma rzeczami: polityką i dziewczynami. Nauka mnie specjalnie nie interesowała. I pewnego dnia, gdy byłem już w ostatniej, jedenastej klasie, przyjechał do nas prelegent z komitetu centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. I chciał nas uświadamiać. Było nas dwie klasy maturalne, a ten człowieczyna chciał nas uświadamiać o wyższości ustroju socjalistycznego nad ustrojem kapitalistycznym. A ponieważ ja całymi wieczorami słuchałem Wolnej Europy, to zadałem mu pytanie, na które on nie potrafił odpowiedzieć. To było bardzo kłopotliwe dla niego pytanie, przekreślające całą jego prelekcję. A musicie wiedzieć, że wówczas na takim spotkaniu, prawie już dorosłej młodzieży, każdy z nas orientował się mniej więcej o co chodzi i wiedział, na czym polegało moje pytanie. Także po tym, jak je zadałem, to oprócz nauczycieli i dyrekcji szkoły, a wtedy dyrektorem był dyrektor Tokarz, wszyscy wstali i zaczęli mi bić brawo. No a ja już wtedy wiedziałem, że to koniec. Dyrektor mnie za kołnierz prawie z sali wyciągnął, sekretarz od razu oskarżył mnie o słuchanie Wolnej Europy, o bycie przeciwko Polsce, o to i tamto. Ja tam się specjalnie nie bałem, ale koniec końców wywalili mnie ze szkoły. Przed samą maturą! Tylko mnie jednego. Ale wiecie, ja się teraz z tego cieszę. Dzięki temu, że mnie wywalili – byłem dłużej młody!” – Stanisław Szwed
Felico: Zadawałyśmy pytania również ludziom, których spotkałyśmy w drzwiach wyjściowych do szkoły i choć ci byli niezwykle tajemniczy, to jednocześnie interesujący…
F: Czy są państwo absolwentami tej szkoły?
„Tak, jeszcze żyjemy.”
Ginger: A mogliby państwo przywołać jakieś wspomnienie związane z tym liceum?
„Proszę pani, to się nie nadaje.”
„Matura z matematyki, która do tej pory śni mi się w najgorszych koszmarach.”
„Miłość życia tutaj znalazłem, moją żonę!”
„Wspaniali ludzie – wszyscy nadal jesteśmy wielką grupą przyjaciół. Do tej pory każdego roku wyjeżdżamy razem w Bieszczady i robimy tam trzydniowe imprezy. Jesteśmy rocznikiem, który się bardzo często spotyka, utrzymujemy kontakt mimo wszystko.”
„Nie wiem czy wiecie, ale jest taka tradycja. Gdy rocznik maturalny żegna się z tą szkoła, już po maturze, robi się imprezę, przychodzi tutaj pod szkołę i sika się na tamten mur! Przekażcie kolegom!” – rocznik matury 1980
Felico: A na koniec, jako wisienkę na torcie serwujemy jedno ze wspomnień absolwenta naszego liceum, profesora Bożka. Indżoj!
„Wchodziłem do szkoły na próbną maturę po desce. Przez okno. Od szatni przy dużej sali gimnastycznej. A dlaczego? Dlatego, że pan dyrektor Jakubowicz stał przy drzwiach i każdemu sprawdzał tarczę, którą trzeba było przyszywać. My jej nie przyszywaliśmy, tylko mocowaliśmy do materiału na trzy szpilki, żeby spokojnie po szkole je odpiąć, włożyć do kieszeni i uchodzić za normalnych ludzi. A dyrektor sprawdzał, czy tarcze są na pewno przyszyte. Akurat była to matura próbna z języka polskiego. Pani Marysia Orzeł czekała na nas w sali, a nas z kolegą Andrzejem nie było i w związku z powyższym postanowiliśmy poszukać innego wejścia, bo wiedzieliśmy, że dyrektor nas nie wpuści, bo chwyci tarczę i ją po prostu wyrwie. I mówię: Andrzej, jeśli przy szatni jest otworzone to okienko u góry, to tam na pewno będzie deska. Deskę przyłożymy i jakoś wejdziemy. I okazało się, że faktycznie deska była, okno było otwarte i jakoś weszliśmy do środka. Przemknęliśmy tak, aby dyrektor nas nie widział i udało nam się wejść na maturę próbną. Napisaliśmy na piątkę. Koniec historii!”
Grafika: własna
Komentarze [6]
2015-02-01 07:21
„Teraz będzie ciąg dalszy tragedii „Romeo i Juli. A do tablicy poproszę Anię i Franka.” Zimny był zabawny, szkoda, że mnie nie było na tym zjeździe (nie poszłam, gdyż stwierdziłam, że jeszcze za wcześnie na zjazd, rocznik 94), bo mogłabym powymieniać całą masę jego tekstów i różnych zabawnych dla mnie sytuacji z nim :)
2014-10-18 19:35
Na który murek trzeba się wysikać po ukończeniu szkoły? :D
2014-10-02 17:05
Jaskier
2014-10-01 22:29
Pomysł kapitalny.
2014-10-01 21:31
Szacunek dziewczyny za wykonaną pracę. Dzięki wam znów odżyły wspomnienia.
2014-10-01 21:26
Super to zrobiłyście dziewczyny. Możecie mi wierzyć, że zjazd był niezwykły, ale dzięki wam wzruszyłam się po raz kolejny.
- 1