„Rozkwitały pąki białych róż…”
„…Rozkwitały pąki białych róż,
Wróć Jasieńku z tej wojenki wróć!
Wróć, ucałuj – jak za dawnych lat.
Dam Ci za to róży najpiękniejszy kwiat…”

Był ciepły, słoneczny dzień, gdy Basia prała swoją suknię w starej, blaszanej miednicy, myśląc o powrocie Janka z wojny. Została sama - tak jak większość kobiet w jej wiosce - z 4 letnim synkiem i schorowaną teściową. Stasiu był jej pierworodnym – pięknym, małym chłopcem, radosnym i grzecznym. Gdy tylko na niego spojrzała, od razu przypomniała sobie męża, Jana, który pojechał na wojnę. Pojechał walczyć o Polskę!
Basia doskonale wiedziała, że jego pomoc była narodowi niezbędna. Często tęskniła. Całe dnie potrafiła myśleć o swoim ukochanym, wybranym, jedynym. Tęskniła, lecz była dumna z męża. Bała się o niego. Wojna jest przecież bardzo niebezpieczna. Czuła jednak, że on wróci… Zobaczy jak synek podrósł, że się pozmieniało, że niektóre rzeczy przetrwały. I znów będą szczęśliwi.
Czyszcząc kolejną bluzkę usłyszała, jak dzieci u sąsiadów ganiają się po obejściu. Wzięła więc Barbara mokre ubrania i przewiesiła je przez płot. Koło jej nóg łasiła się stara kocica, a Staszek bawił się z malutkim kociakiem. Ile radości z tej zabawy miało to dziecko!
- Stasiu zostaw kotka, masz tu patyczek, narysuj Mamusi coś na ziemi.
- A co mamusi narysować?
- Konika, synku, konika.
- Takiego, na jakim Tatuś jeździ?
- Tak skarbie, takiego samego.
- Ja też będę taki dzielny jak tatuś! – zawołał chłopiec.
Stasiu ochoczo wziął się za rysowanie w piachu pod bacznym okiem matki. Wtem nadeszła sąsiadka, która wracała z pola.
- Szczęść Boże Jadziu! – krzyknęła do młodej kobiety wychodzącej zza stodoły.
- Ano, Bóg zapłać. Janek jeszcze nie wrócił? Wnet przybędzie! Nie bój nic Basiu, jeszcze dość go będziesz miała. Teraz Ci się tęskni, ale to minie. Minie, jak wszystko. Żal mi go trochę. Taki młody mężczyzna, a już na wojnę. Nie zdążył jeszcze poczuć, jak to jest być mężem i mieć dziecko…
- Ano długo cosik go nie ma… Ile to już? Prawie pół roku… Już powinien wracać. Słyszałam, że Kazio, ten Konopijki syn, w niedziele wrócił. Oj, umordował się biedaczek, ale wrócił. Pewno i mnie już czas Jaśka wyglądać.
- Wojna nas przecież nie ominie… Rośnie ci Stasiu, ładnie rośnie! Wykapany ojciec. A jakie on ma oczka. Wypisz, wymaluj – ojcowskie!
- I to jak, a przy spaniu tak samo jak Jasiek grymasi. Oj tam, wrócą wszystkie chłopy i będziemy dobrze żyć.
- Oby. Obyś rację miała. Idę skończyć w polu robotę, zanim się zupełnie ściemni.
- Ja dopiero pranie kończę, ale też sporo pracy mnie czeka. Szczęść Boże!.
Poprawiła Basia spódnice, która już wyschła na słońcu i pogrążyła się w rozmyślaniach. Kiedy ten Jasiek powróci? Dopiero im 5 rok mija odkąd ślub w Kaplicy wzięli. Pamięta swoją piękną, białą suknię prababki i jego w czarnym stroju, wyczesanego, młodego, pięknego mężczyznę. Od miesięcy nie miała z nim żadnego kontaktu. Na ustach czuła jeszcze jego ostatni pocałunek. Potem wsiadł na konia i pojechał z innymi. Kupa czasu! Ojca nie ma, braci też, same z matką i dzieckiem w gospodarstwie zostały. A dwóm kobietom ciężko obejściem się zająć. Konie trzeba doglądać, w pole pójść… Ciężko bywa…
Niedziela pięknym dniem jest, wiadomo, to Święto Boże. Bóg 6 dni pracował, a 7 dnia odpoczywał – tak stoi w Piśmie Świętym, napisane na wieki wieków. Kto może odpoczywa, cieszy się z przepracowanego tygodnia, nabiera sił przed nadchodzącym. Kto nie może...

Basia postawiła na ogniu garnek i wsypała kaszy. Wytarła mokre dłonie o spódnice i popatrzyła na synka. Babka siedziała przy oknie zadumana, patrzyła gdzieś daleko.
- Stasiu powiedz pacierz, jak cię babunia uczyła. – zagadała Matka. – Ale najpierw proszę mi tu ręce pomyć! Nie wolno brudnych łap mieć przy modlitwie!
- Dobrze mamusiu – posłuszne dziecko szybko zanurzyło ręce w wiadrze wody, które stało przy piecu. Umyty podszedł do łóżka i klęknął.
- Aniele Boży stróżu Mój, Ty zawsze przy mnie stój…
Wtem do izby wpadł zdyszany Wojtek – mąż Jadzi, sąsiadki.
- Basiu… Janek nie żyje! Wczoraj rano został postrzelony na koniu. Wzięliśmy go i opatrzyli… Dziś rano jeszcze dychał. Ledwo żywy kazał dać to tobie – podał Basi pożółkłą kopertę. – I jeszcze to – poczym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki krzyżyk. Ten sam, który Jasiek miał na piersi, gdy go Basia ostatni raz widziała. Przykro mi – powiedział.
Kobieta zaszlochała głośno. Dziecko pochlipywało przy łóżku, a Babka nadal siedziała przy oknie i patrzyła w dal zapłakanymi oczyma. Czuła, że coś się stało…
„… Jasieńkowi nic nie trzeba już,
Bo mu kwitną pąki białych róż,
Tam pod Jarem gdzie w wojence padł –
Wyrósł na mogile białej róży kwiat…”
***
Mała Krysia już zaczynała się nudzić, chodzenie po cmentarzu wydawało się jej bardzo nudne, a na pewno mniej ciekawe od zabawy lalkami. Postawiła znicz, który podał jej tata. Ustawiła go tuż pod drewnianym krzyżem.
- Tatusiu, a dlaczego dziadzia tu nie ma? Dlaczego sama babcia? A gdzie dziadziu? – 5 Letnia dziewczynka zadawała swojemu ojcu mnóstwo pytań.
- Dziadek kochanie, jest między nami. A babcia razem z nim. – W oczach Stanisława pojawiły się łzy.
- A dziadziu, co lubił? Lubił lody tak jak ja? – ciekawskie dziecko nie dawało spokoju.
- Dziadek lubił konie i na koniu zmarł. Wierny Polsce do ostatnich chwil życia.
Grafika:
Komentarze [9]
2009-04-16 23:42
odpowiedź na ostatni komentarz:
Żołnierze polscy w czasie września jeśli zostali internowani to często przydzielani byli do majątków ziemskich w prusach. W mojej rodzinie też był taki przypadek i mój wujo wrócił do domu dopiero po półtora roku. Ale w sumie myślę, ze ten tekst to bardziej by pasował do pierwszej wojny światowej, albo wojny z lat 1919-20
2007-11-30 17:41
ja nie widze tu nic napisane o kampani wrzesniowej, opowiesc jak opowiesc – nie ma napisane jaka wojna i zadnych dat
2007-11-21 22:39
tekst szcerze mówiąc podoba mi się średnio – nic tu nie ciekawi, fabuła zdecydowanie za banalna. Ojciec pojechał, no bo wojna, matka z synkiem czekają, a potem ten odnośnik do współczesności :/. no w zasadzie to dzieci takie historie już układają, ale ok, ja rozumiem że była “okazja” (11 XI) i “trzeba było” coś takiego skrobnąć ;).
ciekawi mnie też jedna rzecz. piszesz, że ojciec nie wracał do domu od pół roku, więc ja mam takie pytanie: co on przez ten czas robił? mobilizacja była ogłoszona dopiero 31 IX 1939. może był “zawodowym”, ale to po co miał wyjeżdżać z domu wcześniej? kampanie wrześnowa trwała w zasadzie miesiąc,a gdzie pozostałe 5? a może ojciec był żołnierzem Hubala?;)a tak już na poważnie to powinno się pojawić jakieś wyjaśnienie co tak naprawde z ojcem się stało bo będzie to budzić jakieś kontrowersje. to tyle ode mnie:*
2007-11-12 20:03
małe błędy w utrzymaniu jednolitej formy konkretnie różne style mówienia tej samej osoby , ale ogólnie tekst do przeczytania
2007-11-12 15:50
świetny tekst trzymaj tak dalej pozdrawiam powodzenia!
2007-11-11 14:00
Kolosalny postęp. Tak trzymaj!
2007-11-10 12:43
jeszcze nie fenomenalne, ale jesteś na dobrej drodze ku temu jak dla mnie;)
2007-11-09 18:28
:)miłe.. :) wzruszające:)
2007-11-08 22:27
dobrze sobie radzisz w opowiadaniach. czytalem z przyjemnoscia, tak jakos leko, w ogole sie nie zmeczylem. do tego poruszylas wazny temat. duzy plus.
- 1