Szkolna Gazeta Internetowa Liceum Ogolnoksztalcacego im. Mikolaja Kopernika w Tarnobrzegu

She’s got a ticket to ride and she don’t care!   

Dodano 2011-09-07, w dziale felietony - archiwum

Mam ochotę stąd nawiać, serio. W sumie to nic dziwnego, że taka myśl naszła mnie dopiero pod koniec wakacji, ale ta potrzeba, zachcianka, jest we mnie tak ogromna, że… no jejku, po prostu. Nie wiem, może to dlatego, że oglądałam ostatnio zbyt dużo filmów w takim klimacie?

/pliki/zdjecia/map-usa-Big.jpg

Mr. Nice musiał uciekać, bo był najbardziej poszukiwanym dilerem narkotykowym w UK, a Jude, Lucy i ta reszta z Across the universe po prostu wsiedli sobie do nieźle już chyba przyćpanego autobusu i pojechali nie wiadomo dokąd, na dodatek bez „biletów” powrotnych. Chociaż ja na ich miejscu nawet bym nie wysiadała w połowie drogi, tylko ruszyła prosto do Californi. Mam na iPodzie sześć piosenek, w tytule których pojawia się California.

W ogóle to marzy mi się hipisowskie życie, serio. Robienie tego, co się chce, mówienie tego, co ma się na myśli. Miłość, pokój i święty spokój. Podczas seansu tego Across the universe doszliśmy do wniosku (ja i pewien długowłosy chłopiec), że tak właśnie zrobimy – zwiejemy!

Na podróż niestety będą potrzebne jakieś zasoby finansowe, a oboje jesteśmy teraz spłukani i w moim przypadku będzie tak jeszcze przez pewien czas. Moja mama woli kupić podręczniki trójce swoich skarbków, zamiast uszczęśliwić pierworodną i dać jej pieniądze na samochód rozpusty. Samochodem rozpusty będzie oczywiście ogórek wymalowany na kolorowo, w kwiatuszki i tęczę i wszystko co piękne, słodkie i dobre. W środku będzie grał Lennon i Morrison, koniecznie!

Podróż chciałam zacząć od Las Vegas, żeby tam się móc pobrać, bo to takie cool, no nie? Co prawda jakoś nieszczególnie marzy mi się bycie czyjąkolwiek żoną (chyba, że będzie to książę Harry), ale sam fakt wzięcia ślubu w Vegas, bez rodziny, bez białej sukni, bez czegokolwiek…!

Niestety po przyjrzeniu się mapce Stanów Zjednoczonych uznaję, że to niewykonalne, bo nie na Vegas świat się kończy (chociaż mi by to wystarczyło). Trudno. Lepiej chyba będzie jednak zacząć od Nowego Jorku.

Wypłyniemy z Liverpoolu (mam nadzieję, że tak będzie się dało), bo to przecież miasto The Beatles! I jaki tam mają cudowny akcent! Wylądujemy na wschodnim wybrzeżu, bo to w sumie wstyd – odwiedzić USA, a zapomnieć o mieście, które nigdy nie zasypia? Zostaniemy tam trochę, po czym ruszymy dalej, zahaczając po drodze o Filadelfię, która niegdyś była stolicą tegoż kraju. Na trasie dalej jest Waszyngton, a po Waszyngtonie niewielkie miasteczko, Point Pleasant (West Virginia). Słyszał ktoś o Mothmanie? Człowiek-ćma, można sobie poczytać na wikipedii, jest nawet film. Zawsze jak o tym myślę – przechodzą mnie ciarki. Więc Pont Pleasant jest obowiązkowe! Potem jedziemy na południe, na Florydę, konkretniej do Jacksonville, ciągnie mnie tutaj ze względu na piosenkę Brandona Flowersa o takim właśnie tytule. Poleżymy na plaży, a później ruszymy w stronę Miami, czego wcale nie trzeba tłumaczyć.

/pliki/zdjecia/las-vegas-sams-town.jpg

Kolejny przystanek to Memphis. Nie, oczywiście, że nie ten w Egipcie. Graceland to posiadłość Elvisa Presleya. Warte uwagi, prawda? Po Memhis następuje dylemat. Na północ mamy Chicago, na południe Houston i Texas w ogóle. W zasadzie to jednak bardziej ciągnie mnie, żeby zobaczyć Chicago, więc ogórek skręca w prawo. Po Chicago odwiedzimy moją dobrą przyjaciółkę w Longmont (to w Colorado). Tak mniej więcej zaznaczyłam na mapce. Stamtąd mijamy trzy stany, by zatrzymać się w czwartym. Seattle. Nirvana jest z Seattle. Mój ulubiony serial, „Chirurdzy”, też. Chwila odpoczynku, bo przed nami długa droga do San Francisco, potem do Los Angeles, by w końcu dotrzeć do upragnionego Vegas. Jejku, jejku, kasyna, hotele i nikomu niepotrzebny, bez-sukniowy i bez-rodzinny ślub około trzeciej w nocy, jak w The Hangover albo Przyjaciołach! Koniecznie trzeba zajrzeć na ulicę Flamingo, przespać się w hotelu Sam’s Town. Dlaczego? Bo jedna z płyt The Killers nazywa się Sam’s Town, a solowa płyta Flowersa to właśnie Flamingo. Na koniec czeka nas Dolina Słońca, czyli gorące Phoenix, a stamtąd ostatni odcinek – polecimy do Honolulu! Hawaje!

Ale nie ma co, nie będziemy jeździć w prostej linii, jak na obrazku! Trzeba będzie trochę się przejechać osławioną Route 66, główną amerykańską drogą! I jak sobie myślę o tym wszystkim, to aż mi wesoło.

Na początek to obrabujemy kilka banków w Europie, bo potrzeba nam trochę pieniędzy. Trzeba kupić samochód, potem czymś go karmić. Siebie też wypadałoby nakarmić. A noce w najtańszych motelach przydrożnych też kosztują. Więc będziemy jak Bonnie i Clyde. Ale bez przemocy, nawet jako bandyci! To przecież takie nie hipisowskie, no nie? Będziemy jechać kolorowym samochodem rozpusty, głosić pokojowe hasła i kochać wszystkich po kolei. Pewnie wyjdzie tak na koniec, że na cudowne Hawaje dotrzemy z gromadką dzieci, na dodatek pewnie nie swoich… tak więc trzeba będzie się pilnować, bo całe wakacje szlag trafi. To co, kto zabiera się z nami?

* tytuł: Ticket to ride, The Beatles

Grafika:

Oceń tekst
  • Średnia ocen 4.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
Średnia ocena: 4.4 /14 wszystkich

Komentarze [3]

~fernir
2011-09-10 17:06

I to się ceni ;)

~Mila
2011-09-10 14:28

fenrir, zawsze opłaca się stukać w klawiaturę, nawet jeśli to co powstanie nie jest zbyt udane. trening czyni mistrza, NO NIE? ;)

~fenrir
2011-09-08 00:00

Nie jara mnie to. Za dużo określeń typu “serio” lub “no nie?”. Poza tym ciągle próbuję się doszukać sensu tego tekstu. Opłacało się stukać w klawiaturę, żeby tylko odbębnić jeden tekst?

  • 1

Dodaj komentarz

Możesz używać składni Textile Lite

Aby wysłać formularz, kliknij na słonia (zabezpieczenie przeciw botom)

Najaktywniejsi dziennikarze

Artemis 27artemis
Hush 15hush
Hikkari 11hikkari

Publikujemy także w:

Liczba osób aktualnie czytających Lessera

Znalazłeś błąd? - poinformuj nas o tym!
Copyright © Webmastering LO Tarnobrzeg 2018
Do góry