Smutna historia
Było ich czterech. Trzech grało w karty, a Czwarty grał jakąś melodyjkę na harmonijce. Ubrani byli w dresy, by było im wygodnie. Strych, który ich otaczał, przepełniony był starymi gratami. Dwóch pierwszych siedziało na skrzynkach, Trzeci na starym, bujanym fotelu ze złamanym oparciem, a Czwarty stał opierając nogę o taboret od fortepianu, który leżał w kącie przykryty wielką, brązową płachtą.
Na samym środku stał solidnych rozmiarów dębowy stół. W pokoju, pod stertą kurzu i flegmy, dostrzec można było jeszcze konia na biegunach, ogrodowego flaminga i koło ratunkowe. Nie wspominam już o ustawionych na nierównych kolumnach płytach z filmami, porozrzucanych po całym pomieszczeniu książkach i wysypujących się z worka migdałach o lekko błękitnym zabarwieniu. Z dołu dobiegł krzyk. Ktoś wołał o pomoc. Nagle ucichło. Panowie odetchnęli z ulgą. Kolejny krzyk był jeszcze donośniejszy. Popatrzyli po sobie. Pierwszy uśmiechnął się unosząc lekko jeden z kącików ust. Drugi nie odwzajemnił jednak tego uśmiechu i wrócił do kart. Grali dalej.
- Przez te wrzaski, nie można się skupić - powiedział Trzeci. - Nie kombinuj. Dawaj hajs - mruknął Drugi i zagarnął ręką forsę z puli. Trzeci próbował się opierać, zasłaniając majątek własnym ciałem, jednak Drugi, człowiek o znacznie większych gabarytach, nic sobie z tego nie robił. Odebrał ją z łatwością. W półmroku można było jedynie zobaczyć, jak połyskuje jego złoty ząb. - Skończmy tą głupią grę - powiedział Pierwszy, na co pozostała dwójka z chęcią przystała. Pierwszy schylił się i wyjął spod stołu cztery butelki, z których dawno temu zniknęły etykietki. Rozdał każdemu po jednej, jednak Czwarty nie miał zamiaru przerywać wygrywanej przez siebie melodii. Wskazał jedynie ruchem głowy podłogę, a Pierwszy tam właśnie postawił napój dla niego. Z dołu znów słychać było wołanie, ale jego nadawca nie krzyczał już tak głośno jak wcześniej – Może byśmy mu zapodali jakiś pomysł? - zagaił Trzeci, spoglądając na jeden z koszyków, w którym były one zebrane w formie zapisanych karteczek. Drugi popatrzył na niego z niechęcią, a na czole Pierwszego pojawiła się spora zmarszczka, symbolizująca tok intensywnego myślenia. Czwarty grał nadal swoją smętną melodię. Pierwszy wziął jedną z leżących nieopodal książek i wyrwał niezapisaną stronę z jej początku - To nie jest takie głupie – odniósł się do słów Trzeciego. – Wiem, co możemy mu napisać - zarechotał Drugi i wyrwał świstek papieru z rąk Pierwszego. Nabazgrolił na nim coś pospiesznie i zmiął go w dłoni nie pokazując nikomu - Przez okno? Myślicie, że się gapi? – zapytał. - Na pewno, co mu pozostało? - odparł Trzeci. Nie zastanawiając się dłużej Drugi rzucił kulką papieru w otwarte okno.
Próbował wziąć się za pisanie, ale stwierdził, że nie można przecież robić tego w takim bałaganie. Postanowił doprowadzić pokój do świetności. Gdy po pracy miał już zasiąść na swoim stanowisku, w oczy rzuciła mu się kolejna rzecz warta odniesienia na właściwe miejsce i pyłek wart odkurzenia. Nucił przy tym przygnębiającą melodię, która chodziła za nim przez cały dzień. Kiedy pokój był już gotowy na wizytę Papieża, Człowiek zasiadł wreszcie do komputera. Siedział teraz w wysprzątanym pokoju, w którym wszystko było odłożone na miejsce, równo ułożone i lśniące na błysk. Już miał wystukać pierwsze słowo, gdy nagle jego wnętrzności zaczął palić głód. Chwiejnym krokiem udał się do kuchni i wepchnął w siebie wszystko, co można było zjeść, popijając wszystkim, co można było wypić, a co nie wymagało dodatkowego przetworzenia. W drodze powrotnej uzmysłowił sobie, że przecież nie ma szans na napisanie porządnego tekstu, bez kubka gorącej herbaty. Tak więc jeszcze raz obrał kurs na kuchnię. Kiedy miał już wszystko, zasiadł wygodnie przed komputerem, oparł się o krzesło i zaczął się zastanawiać - O czym ja mam w ogóle napisać? Nie wziął tego wcześniej pod uwagę. Miał po prostu wygospodarować godzinkę i ciapnąć felieton czy recenzję z najwyższej półki. Temat? No taki, żeby był dobry. Chwilę postukał długopisem w nieklikalną część klawiatury i doszedł do wniosku, że jest w czarnej... dziurze. Kompletnie nie miał pojęcia, o czym chciałby napisać. Jak się skupi, to wymyśli, nie ma bata.
Godzinę później spojrzał na kartkę zapisaną najróżniejszymi głupotami i doszedł do wniosku, że lekko nie będzie. Zawołał pierwszy raz - a nuż się uda? Brak odpowiedzi. To prawda, że nie otrzymywał ich nigdy po pierwszej próbie. Właściwie otrzymywał je zazwyczaj wtedy, gdy ich nie potrzebował bądź też był przeraźliwie zajęty. Lekko zdesperowany włączył płytę „Jezus Marię Peszek”, by napisać coś kontrowersyjnego o Polsce czy Kościele. Nic. Krzyknął raz jeszcze, jednak mózg nadal nie odpowiadał. Przerzucił się więc na Mozarta. Miał nadzieję, że może uda mu się napisać coś z gracją i polotem. I znowu nic. Kuracja muzyczna nie przyniosła skutku. Wyłączył więc głośniki. Jego uszu dobiegło ciche buczenie. Szybko zlokalizował źródło tego hałasu, którym okazał się wiatrak w jednostce centralnej. Nie zamierzał bawić się w Don Kichota. Nie podjął z nim walki. Energicznym ruchem wyłączył maszynę. Chwila, ale to miało być przecież narzędzie jego pracy. Nic to, postanowił pisać w zeszycie. Kolejny kwadrans spędził na poszukiwaniu jakiegoś zeszytu, w którym byłyby niezapisane kartki. Gdy już taki znalazł, wylał do niego kolejny potok bezsensownych słów. Zaczął gapić się w okno i nucić siedzącą mu w głowie od dawna melodię. Po dokładnym obejrzeniu każdego szczegółu swojego podwórka, zawołał ostatni raz.
Zrezygnowany zatopił głowę w dłoniach. - Poddaję się – pomyślał. Nie miał zamiaru zmieniać tej pozycji, ale nieoczekiwanie usłyszał ciche uderzenie jakiegoś przedmiotu o ziemię, czego był bezsprzecznie pewien. Od dziecka słyszał bardzo dobrze, a teraz wszystkie jego zmysły - w wyniku wyjątkowego stanu skupienia - wyostrzone były do granic możliwości. Nie dziwne więc, że usłyszał delikatne pacnięcie zwiniętej papierowej kulki o trawę przed jego domem. Jego głowa uniosła się powoli. Nie dowierzał jednak. Jego twarz zrobiła się czerwona, jak to się zwykle działo, gdy był podekscytowany. Odpowiedzieli, odpowiedzieli!- wykrzyczał, a jego krzyk rozniósł się echem po pokoju. Wybiegł na zewnątrz, potykając się o własne nogi. Z rozmachem otworzył drzwi i trzasnął nimi doniośle. Gdy był już na dole, przystanął na chwilę, by zlustrować podwórko. - Jest!- zobaczył wystający z kępki trawy kawałek żółtawej kartki. Podbiegł, złapał w dłoń łapczywie starannie zawiniętą kulkę papieru i począł ją niezdarnie rozwijać. Udało się, rozwinął. A tam co? „GÓWNO”
Grafika:
Komentarze [4]
2013-10-03 17:59
Dobre Goti :)
2013-10-01 15:06
Przeczytałam Goti Twoją pracę od początku do końca z rosnącym zaciekawieniem. Dochodząc do końca wiedziałam, że coś mnie jeszcze zaskoczy. I nagle pojawiło się to słowo.. wiadomo które. Przeczytałam je i… wybuchnęłam głośnym śmiechem xD Zaskoczyło. I to bardzo. Na plus, oczywiście :) Dopiero po chwili dotarło do mnie że o ma większe znaczenie (nie śmiejcie się ale tak jest). Czy tylko ja pod postaciami na “górnym piętrze” dostrzegam rządzących naszym wspaniałym krajem? Niby nam dają, ale co? Gówno
2013-09-28 22:39
Świetne, gratuluję pomysłu ^^
2013-09-28 22:28
I like it :D
- 1