Święta w listopadzie?
Maszyna marketingowa wystartowała i tym razem już na początku listopada. Pierwszą ulotkę reklamową ze św. Mikołajem i reniferami znalazłem pod drzwiami swojego mieszkania dokładnie 31 października, a więc jeszcze przed Dniem Wszystkich Świętych. O czym piszę? O szaleństwie marketingowym związanym ze Świętami Bożego Narodzenia.
Listopad i grudzień to dla handlowców najlepszy okres. To wtedy obserwujemy we wszystkich marketach istne zatrzęsienie promocji, a w telewizji i radiu, nieprzyswajalną dla normalnego człowieka, ilość świątecznych spotów reklamowych. To wtedy wyciąga się z magazynów nie sprzedane wcześniej – nawet w ubiegłych latach - towary, ponieważ handlowcy liczą zawsze na naiwność klientów i wietrzą kolejną szansę na pomnożenie własnych dochodów. To wtedy w kobiecej prasie dominują artykuły na temat przygotowywania wigilii i porady dotyczące sposobu wybierania prezentów i obdarowywania nimi bliskich. Przede wszystkim obserwujemy jednak w tym czasie w środkach masowego przekazu mnóstwo facetów, przebranych w idiotyczne czerwone stroje, którzy symbolizując św. Mikołaja zachęcają nas do kupowania prezentów i uszczuplania zasobności własnych portfeli. To Amerykanie, a konkretnie fachowcy od spraw marketingu w koncernie Coca - Cola, przeobrazili radosny obraz świąt Bożego Narodzenia w niezwykłe święto komercji. To oni przenieśli wyobrażenie o Świętym Mikołaju z wiersza Clemensa Moore’a na płaszczyznę biznesową. Postępująca konsumpcja i biznesowe podejście do świąt sprawiły, że gdzieś w tym wszystkim zagubiliśmy chyba ich prawdziwy sens i ducha. Media sprawiają, że myślenie o faktycznym przesłaniu świąt zastępujemy myśleniem o prezentach i urokliwych, okazjonalnych wyjazdach. W podejmowaniu szybkich decyzji pomaga nam wystrój sklepów, biur, restauracji i centrów handlowych. W jedenastym miesiącu roku, a więc już na miesiąc przed świętami, nie mamy prawa, robiąc zwyczajne zakupy, zapomnieć o świątecznych podarunkach dla bliskich. Czy to nie jest jakiś koszmar? To nabijanie kabzy przekracza niekiedy granice dobrego smaku. Zewsząd atakują nas świąteczne melodyjki (nieśmiertelne i niezwykle irytujące „Last Christmas”), śnieżynki, choinki, bombki, lampki, gwiazdki, bałwanki, aniołki, renifery i oczywiście czerwone grubasy. Szczerze współczuję ateistom. Grudzień musi być dla nich prawdziwą traumą, podobną do szukania sensu w programie wyborczym Samoobrony. Czasem zastanawiam się, czym tak naprawdę są dziś dla nas te święta?
Zauważyliście zapewne, że w ostatnich latach wiele firm próbuje promować się, naciągając nas na świadomie wspierany sponsoring ich akcji charytatywnych. Często stosowanym w takich sytuacjach chwytem jest deklarowana przez firmę chęć przekazanie części zysków ze sprzedaży jej towarów, oczywiście w określonej wysokości, na rzecz biednych i trochę wirtualnych Jasiów i Małgosiek. Czy zdarzyło się jednak kiedyś, aby dana firma przekazała np. większą sumę niż wstępnie zdeklarowała, bo osiągnęła większy zysk niż zakładała, a przy tym nie robiła wokół tej swojej akcji wielkiego halo? Napis na etykietach wielu produktów, które kupujemy w okresie świąt głosi: "Jeśli mnie kupisz, to część pieniędzy uzyskana ze sprzedaży zostanie przekazana potrzebującym." I tu chciałbym zapytać, czy waszym zdaniem ma to coś wspólnego z duchem zdrowej konkurencji? A może wykorzystywanie drzemiących w ludziach pokładów dobra i chęci niesienia pomocy, dla własnych celów, ma coś wspólnego z duchem i przesłaniem świąt? Może wy widząc na półce dwa produkty, znanych marek, o podobnej klasie, wybierzecie ten, którego właściciel nie deklaruje chęci przekazania część swoich zysków na pomoc innym? Uważam, że to chwyt marketingowy z grupy tych poniżej pasa. Wymuszanie dokonywania zakupów własnego towaru poprzez odwoływanie się do najwyższych uczuć i granie na ludzkich emocjach jest w moim odczuciu absolutnie nie fair. W gruncie rzeczy, po okresie świąteczno - noworocznym i sprzedaniu określonej partii towaru, firmy jakoś nie specjalnie nagłaśniają sposób i wysokość przekazywanej na cele dobroczynne sumy pieniędzy. A jeśli już znajdziemy gdzieś w prasie jakąś wzmiankę, to okazuje się, że kwoty przekazywane na rzecz konkretnych fundacji są tak niewielkie, że trudno byłoby się tym publicznie pochwalić. Czyżby zyski tych firm były równie niskie? Nie wierzę. No ale my, w naszym szlachetnym odruchu serca, wspieramy co rok ten barbarzyński proceder, pomnażając liczbę zer na kontach wielu firm i ich właścicieli. Jedyną pociechą jest fakt, że dzięki takim akcjom choć kilkoro ubogich dzieci więcej zje przyzwoity, ciepły posiłek lub dostanie parę butów na zimę. Okazuje się, że konfrontowanie marketingu z ludzką dobrocią jest jak pole minowe. Można wiele stracić, ale i wiele zyskać.
Grafika:
Komentarze [11]
2008-01-03 19:58
niech robią co chcą, nie zmienisz tego.
2008-01-03 17:01
lubicie ogorki? wstapcie do lessera!
2008-01-02 00:46
to dopiero zgroza
2007-12-31 19:24
W Niemczech gdy byłam 08/09 2007r. były juz dekoracje swiąteczne!
2007-12-27 15:06
na barykady ludu roboczy :P
2007-12-26 20:19
@loll: taki urok kapitalizmu… Myślisz, że na Zachodzie jest inaczej (lepiej) niż u nas w tej kwestii ;]?
2007-12-24 11:08
normalnosc jest nudna
2007-12-23 19:51
Ale czy my musimy zawsze oscylować pomiędzy skrajnościami? Czy u nas nie będzie już nigdy normalnie?
2007-12-23 17:04
Ja tam wolę choinki w listopadzie niż to co było za komuny… więc nie narzekajcie ;D
2007-12-22 23:17
Z komercją nie wygraż najdroższy… ale niezła próba.
2007-12-21 21:20
na przeciwko domu, w którym mieszkam obecnie choinka pojawiła się uwaga uwaga… na początku listopada. :/
- 1