Tajemnica - cz. 1
- Chyba kręcimy się w kółko - powiedziała niepewnie Beata. Była przekonana, że świerk złamany przez wichurę mijali już co najmniej dwa razy.
- Nie bredź - żachnął się Wojtek - przecież idziemy według wskazań kompasu.
- Może się popsuł - zasugerowała Beata ostrożnie.
- Sama jesteś zepsuta - burknął. - Poza tym kieruję się położeniem słońca, a ono raczej nie nawala.
- Bez nerwów - odezwał się milczący dotąd Łukasz. - Myślę, że oboje macie rację. Szliśmy w dobrym kierunku, ale i mnie zaczyna się wydawać, że już tędy przechodziliśmy.
- Łazimy po tym lesie od pięciu godzin. Już dawno powinniśmy z niego wyjść. Rano zapewniałeś nas, że dzięki skrótom dotrzemy na miejsce przed szóstą wieczorem –przypomniała Beata.
- Owszem, ale przegapiłaś zapewne pewien drobny fakt: musieliśmy nadłożyć spory kawał drogi na tych moczarach. Mamy opóźnienie, więc lepiej nie traćmy czasu, strzępiąc język po próżnicy – powiedział Wojtek.
- Obyś miał rację, bo inaczej noc nas tu zastanie - mruknął Łukasz.
Pomaszerowali dalej. Beata wyjęła z kieszeni spodni niezbyt czystą chusteczkę i zawiązała ją na gałęzi powalonego świerka. W przeciwieństwie do Wojtka ufała swoim zmysłom, a te mówiły jej wyraźnie, że zabłądzili.
Dobiegał końca trzeci dzień ich pieszej wędrówki po Roztoczu. Towarzystwo znało się głównie z licznych studenckich imprez. Dotąd nie podejrzewali się o zamiłowanie do turystyki pieszej i w istocie dla niektórych z nich ten wypad za miasto był jedynie pretekstem do pobalowania w schronisku. W ich ośmioosobowej grupie znalazło się tylko dwóch mężczyzn gotowych stawić czoła trudnościom na szlaku - Wojtek i Łukasz. Od razu było widać, że są uzależnieni od wysiłku fizycznego, zakwasów i odcisków na stopach.
Beata od początku nie była zachwycona pomysłem pójścia na skróty. Uwielbiała zwiedzać mijane po drodze wsie, zaglądać do małych kościółków, miejscowych knajp, sklepów. Chciała pogadać sobie z ludźmi, a las takich atrakcji raczej nie zapewniał. Po kilku kolejnych kilometrach postanowili trochę odsapnąć. Z ulgą pozbyli się ciężkich plecaków i usiedli na ciepłym mchu.
- Lada moment dotrzemy do drogi - stwierdził Wojtek, wpatrując się uważnie w rozłożoną mapę. - A potem zostaną nam do przejścia jeszcze jakieś trzy kilometry.
- „Nie byłabym tego taka pewna”- pomyślała Beata, ale zachowała tę wątpliwość dla siebie. Wrażenie że zbłądzili nie mijało. Każde drzewo, każda ścieżka wydawały się jej znajome i ogarniało ją zdziwienie, że chłopcy zdają się tego faktu zupełnie nie dostrzegać.
- Kto ma ochotę coś przekąsić? - zapytał Łukasz, wyjmując prowiant z plecaka.
- Ja chętnie - Beata wyciągnęła rękę po apetycznie wyglądającą bułkę, lecz przed jedzeniem postanowiła się jeszcze nieco orzeźwić. Wstała i zwilżyła kark chłodną wodą. Kiedy schyliła się, by schować butelkę do plecaka, zauważyła między drzewami jasną, poruszająca się na wietrze plamę. Domyślała się, co to jest i zrobiło jej się ciężko na sercu.
- Panowie, miałam rację. Kręcimy się w kółko - westchnęła zrezygnowana. Nawet kompas się pogubił.
Nie od razu zrozumieli, o co jej chodzi. Dopiero kiedy przyniosła chusteczkę i wyjaśniła skąd się wzięła na gałęzi, Łukasz zakrztusił się, a Wojtek rozdziawił buzię i posłał jej niedowierzające spojrzenie.
- Jaja sobie z nas robisz, tak? - spytał z nadzieją.
Pokręciła przecząco głową.
- W życiu mi się coś takiego nie przytrafiło, a przeszedłem, nie chwaląc się, całe Bieszczady. Jesteś pewna, że to twoja smarkatka?
- Jak niczego na świecie. I co teraz będzie? – zapytała Beata.
- A co ma być? Idziemy dalej, tyle, że tym razem nie spuszczę oka z kompasu – rzucił Wojtek.
- Trzeba zadzwonić, że dotrzemy mocno spóźnieni – odezwał się Szczepan i wyciągnął komórkę. - Zero zasięgu - stwierdził smętnie po chwili.
- No to pięknie - prychnął Wojtek. – Dobra, ruszamy, ale za chwilę, bo muszę jeszcze na stronę - krzyknął i pobiegł między drzewa.
Wrócił nadspodziewanie szybko. Był blady i mocno zdenerwowany, a może nawet przestraszony. Zachowywał się tak, jakby zobaczył ducha.
- No, już! Ruchy, ruchy! Spadamy stąd! – poganiał ich ściszonym głosem, w którym słychać było napięcie.
Udzieliło się ono i pozostałym, bo zaczęli w pośpiechu nakładać plecaki.
- Stary, co jest?- spytał Łukasz.
- Nic takiego…
- Wojtek, nie ściemniaj. Przecież widzę, że panikujesz. Nigdzie nie pójdziemy, dopóki nie powiesz, co się stało!
Drobny szantaż przyniósł pożądany efekt. Wojtek przestał się miotać i przesłał im niepewne spojrzenie.
- Tam… za tą… za górką… - wyjąkał z trudem - tam… wisi człowiek.
- Jak to wisi? Żywy? - wtrąciła Beata niezbyt mądrze.
- Nie sądzę. Ma gruby sznur na szyi, a nogi dyndają mu pół metra nad ziemią.
- Nie zbadałeś mu pulsu? - zdziwił się Łukasz.
- Zgłupiałeś? Nawet się do niego nie zbliżyłem! Trup, to trup. Dzwonię po policję! Kiedy wreszcie wyjdziemy z tego cholernego lasu?!
CDN.
Grafika:
Komentarze [12]
2009-06-04 20:17
Praca grabarza po pierwsze z ciekawości, po drugie dobrze płacą, po trzecie z chęci obniżenia wagi ciała.
A studia medyczne… cóż, życzę Ci, żebyś się tam dostała, ale Krakówka nie polecam, lepiej Wawa albo Poznań.
2009-06-04 00:49
Yy..to tak z własnej woli? Jakieś badania, reportaż, nie wiem, chęć przygody?:P Zajęcie jakby nie było dość niewdzięczne. Ale wszystko czego w życiu doświadczamy w jakiś sposób nas kształci, więc? Dlaczego nie?;)
Ja mam nadzieję poznać Twoje studia od strony wykonawczej. To dopiero zachwyca./Opowiadanie. Zdecydowanie czekam na cd.
2009-06-03 18:14
A możliwe, możliwe, że gdzieś kiedyś wymagali takich informacji. Może na epidemiologii, może na higienie, może na sądówce. Trudno rozstrzygnąć.
Ale ja się niedługo dowiem w praktyce, jakie są przepisy odnośnie wymiarów grobu, bo w lipcu idę do pracy w charakterze grabarza, więc na pewno poznam całe zagadnienie od strony wykonawczej.
2009-06-03 00:55
Na jakim przedmiocie Was tego uczą? sprzeciw! :P swoją drogą pamiętam jak koleżanka,również z cmuj, musiała uczyć się wymiarów dołów służących wiecznemu spoczynkowi.lekka przesada, ale przynajmniej jest na co ponarzekać, no i pośmiać się od czasu do czasu. nic co ludzkie nie obce przecież ;)
2009-06-02 19:38
Raczej proporcji waga ciała – wysokość spadku. Z tego co wiem, to optymalny spadek to około 0,8cm/kg m.c. ;-)
Oczywiście trzeba jeszcze umieć zawiązać właściwą pętlę, która odpowiednio się zaciśnie i dobrze ułożyć ją na szyi. No i jeśli wszystko ma ładnie wyglądać i nie śmierdzieć, to trzeba przed faktem skorzystać z toalety.
2009-06-02 07:49
O Matko Mario,w życiu bym na to nie wpadła ;] a swoją drogą właśnie stworzyłeś poradnik dla samobójcy, brakuje tylko proporcji: długość ciała:długość sznura ;D pzdr służbo zdrowia;)
2009-06-02 00:48
Noo! Oddycha i umiera!
A dzieje się tak, bo pętla zaciska się na tyle mocno, że zamyka tętnice szyjne doprowadzające krew do mózgu. Utrata świadomości następuje więc szybko, ale faktyczny zgon znacznie później.
W taki sposób pożegnał się z życiem jeden z zabójców Krzysztofa Olewnika. Ciekawe, kto mu zawiązał te węzełki na sznurze w takim miejscu, że akurat na szyi znalazły się w rzucie przebiegu tętnic szyjnych :-) To dopiero profesjonalne samobójstwo!
A z kolei “profesjonalne” powieszenie to nie lada sztuka! Sznur nie może być za krótki, bo przy zbyt małym spadku skazaniec w pętli się dusi lub to co wyżej, a to błąd w katowskiej sztuce. Natomiast przy zbyt długim sznurze i zbyt dużym spadku, pętla zwyczajnie urywa głowę.
2009-06-02 00:19
wisielec-samobójca. rdzeń kręgowy nieuszkodzony. oddycha. i umiera?
2009-05-28 19:01
Strzelać? Pewnie, że można! Tym bardziej, że samobójca się raczej nie obrazi, jeśli pomożemy mu zejść z tego świata.
Jednak zgon opisanych niżej osób ma swoje logiczne uzasadnienie.
2009-05-27 17:01
Można strzelać?
2009-05-26 20:16
No no, ciekawie się zapowiada :) Trup już w pierwszej części. To zapewne samobójstwo. A teraz, drogie dzieci zagadka:
Przy “profesjonalnym” powieszeniu skazańca, śmierć zwykle następuje z powodu zerwania rdzenia kręgowego. Przy powieszeniu samobójczym praktycznie to się nie zdarza.
A zagadka brzmi: jakim cudem wisielcy-samobójcy mający tracheostomię (taką rurkę do oddychania wystającą z szyi), chociaż wisząc, mogą oddychać, to jednak umierają?
2009-05-26 20:04
looo… na poczatku myślalam, ze to bedzie banalna historyjka, a skonczy sie romansem dwoch bohaterow. a tu prosze;)
- 1