Testament
To nie będzie zwyczajny testament. Nie mam bowiem żadnego majątku. Chcę natomiast opowiedzieć wam o swoim życiu. Co teraz? To pytanie towarzyszyło mi każdego dnia od zakończenia wojny. Odpowiedź była zawsze tylko jedna. Pustka. Pustka w głowie i w życiu. Moje ciało upstrzone jest bliznami. Różnymi. Czasem ledwo zauważalnymi punkcikami, dużo częściej jednak większymi, podłużnymi lub okrągłymi plamami.
Ale te blizny to drobiazg w porównaniu z tymi niewidzialnymi dla ludzkiego oka bliznami znajdującymi się w mojej głowie. Na wojnie straciłam wielu bliskich, między innymi ukochanego mężczyznę i nasze nienarodzone jeszcze dziecko. Poroniłam. To musiało się stać. Przecież wojny nie kończą się z powodu ciąży jakiejś kobiety. To stało się wtedy, gdy przegraliśmy bitwę. Uciekaliśmy, ale kilkoro z nas schwytali, w tym i mnie. Chcieli wyciągnąć z nas informacje. Oczywiście nic nie powiedzieliśmy. Nie mogliśmy zdradzić przyjaciół. Zaczęli bić i kopać po brzuchu, plecach i głowie. Kiedy dotarło do mnie, że straciłam dziecko, wszystko stało mi się obojętne. Nie miałam już po co żyć. Mąż zginął kilka tygodni wcześniej. Był żołnierzem, tak jak ja . Gdy wybuchła wojna mieliśmy 21 i 19 lat. Przerwaliśmy naukę i pracę. Chcieliśmy bronić naszej wolności. Nas, obrońców, było niewielu. Większość wolała się ukrywać i czekać na dalszy rozwój wypadków. Nie wiedzieliśmy czy i komu można ufać. Kiedy mój mąż został ranny, poprosiłam znajomych o opiekę nad nim przez kilka godzin. Zdradzili go i został rozstrzelany. Był jedyną ofiarą tamtej akcji.
Wojna trwała 3 lata. Pochłonęła wiele ofiar, ale wygraliśmy. Mało kto cieszył się jednak z tego zwycięstwa. Każdy znał przynajmniej jedną osobę, która wtedy zginęła. Nie miałam nikogo ani rodziny, ani przyjaciół. Żyłam jak w kieracie. Śniadanie, praca, obiad, prace domowe, kolacja.
Pewnego dnia, wracając z pracy, spotkałam Ją. Zaprzyjaźniliśmy się. To ona obudziła mnie z tego letargu, nauczyła na powrót żyć. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że mąż chciałby, abym żyła dalej i była szczęśliwa. Pewnego dnia zniknęła jednak z mojego życia. To trochę moja wina. Kiedyś podczas rozmowy pocałowała mnie. Odepchnęłam Ją stanowczym ruchem, dodając, że nie gustuję w kobietach. Odeszła. Szukałam Jej później, ale nie znalazłam. Ale to ona nauczyła mnie cieszyć się życiem. Może nie zawsze było ono kolorowe, ale teraz, gdy jestem bliska śmierci, mogę śmiało powiedzieć, że jestem z niego zadowolona.
Moja ostatnia wola? Bądźcie szczęśliwi!
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?