Tylko trzy razy
Urodził się w półmroku nocy - nagi, bezimienny. To wtedy zapłakał pierwszy raz. Oddany Matce w ramiona poczuł, że to będzie ktoś ważny w jego życiu. I była. Dorastał szybko, każdą chwilę spędzając przy Matce. Chodził z nią na zakupy, mieszał zupę w garnku, lepił z nią pierogi, próbował obierać ziemniaki, nie raz się przy tym kalecząc. Ona czytała mu książki (uwielbiał Piotrusia Pana), bawiła się z nim w Indian, huśtała na huśtawce zawieszonej pod jabłonią. Często zabierała go na spacer po okolicznych lasach i łąkach, pokazywała mu świat, a on to kochał.
W końcu nadszedł dzień, którego nie mógł się doczekać. Każdego ranka zrywał kartkę z kalendarza, który wisiał na ścianie w kuchni, ciesząc się, że to coraz bliżej. Tym wypatrywanym przez niego dniem był pierwszy dzień w szkole. Jak każde dziecko chciał poznać nowych kolegów i koleżanki, nowe, nieznajome otoczenie. Poznać ten inny świat.
Pierwsze lata szkoły minęły mu bardzo szybko. Spadły pierwsze liście, a on już zaczynał kolejny okres w swoim życiu. Ukończył podstawówkę i z dobrym wynikiem przekroczył próg gimnazjum.
Przez ten czas podrósł, spoważniał. Miał dobrych znajomych, na których mógł liczyć. Mimo iż był bardzo samodzielny, ciągle towarzyszyła mu Matka. Nadal była dla niego kimś bardzo ważnym. Często z nią rozmawiał. Mógł jej powiedzieć wszystko, co go dotknęło, bolało. Zawsze u niej pierwszej szukał pomocy i dobrej rady.Kochał ją.
Kochał też inną kobietę, a raczej dziewczynę. Niewiele starszą, choć różnicę tę dało się zauważyć. Była bardziej „dojrzała”. Miała długie ciemne włosy, które sięgały jej za łopatki, brązowe oczy i wydatne usta. Ucieleśnienie piękna kobiecego. Stała się drugą najważniejszą osobą w jego dotychczasowym życiu.
W jego oczach świat wydawał się być piękny, doskonały. Był szczęśliwy, pracowity i uzdolniony we wszystkich kierunkach. Jego jedyna piętą Achillesową była geografia. Miał piękną, bezgranicznie kochającą go dziewczynę, której każdy mu zazdrościł i Matkę – wartość największą.
Lecz ta bańka szczęścia nagle pękła w jednej chwili, a jego świat przewrócił się do góry nogami. Spotkała go tragedia, której ani on, ani nikt inny się nie spodziewał - śmierć Matki. Nie dopuszczał do siebie myśli, że stracił ją na zawsze, że stracił osobę, która napełniała jego świat. Teraz jego świat runął.
Totalnie się załamał. Nie chciał się już uczyć, z nikim rozmawiać, z nikim się spotykać. Tym razem przyjaciele nie mogli mu pomóc. W głowie miał jeden wielki kłębek myśli, które tak szybko uciekały, jak i przychodziły. Zamknął się w sobie i… zapłakał po raz drugi.
Całej tej sytuacji przyglądała się jego dziewczyna. Współczuła mu i w pewnym sensie rozumiała jego ból, przecież wiedziała, kim była dla niego Matka. Postanowiła mu pomóc, choć wiedziała, że nie była dla niego aniołem.
Stała się jego przyjaciółką, taką, jaką jeszcze nigdy nie była, próbowała z nim rozmawiać, pocieszać go, napawać pozytywnymi emocjami. Starała się przywrócić mu uśmiech. Chciała, żeby się jej wyżalił, chciała mu pomóc. Tylko tyle mogła dla niego zrobić. Kochała go i często mu o tym mówiła.
Starała się, lecz nie zawsze jej to wychodziło. Czasem zapominała i choć wcześniej obiecywała mu, że spędzi z nim wieczór, szła na imprezę. Można jednak powiedzieć, że mu pomogła. Udało jej się to w pewnym sensie. Starała się, a on to docenił. Stanął na nogi i ruszył dalej przed siebie z podniesiona głową. Jego Matka na pewno by tego chciała.
Gdy minął rok od tego tragicznego wydarzenia, przyszło mu wybrać nowa szkołę. Ze swoimi osiągnięciami i ambicjami mierzył wysoko i dostał się do dobrej szkoły, z czego był niezmiernie dumny. Marzył o tej szkole. Udało mu się spełnić swoje kolejne małe marzenie.
Znów był uśmiechniętym, rozmownym chłopakiem. Poznał nowych ludzi, nowe środowisko, do którego szybko się przystosował. Przez cały rok pomagał słabszym uczniom w nauce, udzielał się dla szkoły. Był lubiany nie tylko wśród uczniów, ale i nauczycieli.
Jedynie, gdy pomyślał o Matce jego twarz smutniała, lecz po chwili znów z uśmiechem patrzył w niebo. Dziękował jej za wszystko. Za to, że z nim była i że nadal jest. Codziennie odwiedzał ją na miejskim cmentarzu, przynosił świeże kwiaty, zapalał kolorowe znicze. Przynosił jej listy, które codziennie do niej pisał, kładąc pod doniczką lub pod zniczem. W ten sposób rozmawiał z nią. Nadaj ją kochał.
Wszystko wydawało się powracać do harmonii. Świat, uczucia. Jednak pewnego wiosennego poranka postanowił, że odwiedzi swoją dziewczynę. W końcu nie widział jej całe dwa dni. Cieszył się, że ją zobaczy, dopóki nie zapukał do jej drzwi. Wtedy zapłakał po raz trzeci…
Komentarze [8]
2006-11-01 19:38
Bardzo mi się spodobało to, co napisałeś :) Uważam, że takie zakończenie jest ok, gdyż nie narzucasz konkretnego scenariusza i każdy może go sobie wyobrazić na swój sposób. Oby tak dalej :*
2006-10-25 23:46
jakas wzmianka o ojcu by sie przydala tylko matka to, matka tamto, motyw z dziewczyna troche za bardzo tajemniczy, nie do konca wiadomo co autor chcial przekazac. Troszke mnie zemdlilo, chyba za duzo mam krytycyzmu w sobie;p
2006-10-17 17:09
nie no…konicznyna… Edyp, to k#$%a literatura współczesna ;)
2006-10-13 13:26
a po co ciąg dalszy ? przecież wiaodomo co i jak. jakby napisala jeszcze cos to byłaby troche telenowela. jak dla mnie ten fragment o zachowaniu po śmeirci matki troche oklepany, nie wszyscy sie tak zachowują choć wszyscy sie tego spodziewają i sa bardzo zaskoczeni gdy ktoś nie siedzi w ciemnym pokoju i nie kiwa sie pogrążonym w czarnych myślach. Ale ogólnie ok, mnie się podobało.
2006-10-12 21:03
z czasów antycznych jako tako to ja widzę tutaj tylko zw. frazeologiczny ‘pięta achillesowa’ więc bez przesady.. mi się b.podoba..
i pewnie nie takie było założenie autora, ale chętnie przeczytałabym cd. :)
2006-10-10 18:02
też mi się od razu skojarzyło z Edypem… opuśc antyczne klimaty bo mam ich aż nadto w poniedziałki i piątki na łacinie ;)
acha…ogólniem – fajnem
2006-10-10 16:31
No i nie wiem, czy jak coś jeszcze napisze to czy ja przeczytam :[ ... Co z tego, ze świetnie sie mi czyta, co z tego, ze sie mnie bardzo podoba, jak zakończenie takie smutne. Twój talent mógłby cieszyc i rozweselać, a piszesz o smutnych rzeczach … jak dla mnie to troche szkoda.
2006-10-10 12:26
Edyp czy co?
- 1