Uczciwe zwycięstwo?
W jeden z ostatnich weekendów miały miejsce finały kilku show: „SuperStarcie”, „The Voice of Poland” (oba produkcji TVP) i „Mam talent!” (TVN). Ten pierwszy, który był chyba najmniej popularny, miał nieco inną formułę niż pozostałe Dlaczego? Bo w szranki stanęły gwiazdy, a nie amatorzy lub ci, którzy się za nich podają (jednym z uczestników „The Voice of Poland” był aktor teatru Buffo). Na scenie mogliśmy oglądać Ramonę Rey, Stanisława Karpiela-Bułeckę czy Adama Sobierajskiego. Nie znacie? Ja też ich wcześniej nie znałem...
Zadanie, postawione przed uczestnikami, było trudne. Mieli na swój sposób wsiąkać co odcinek w inny gatunek muzyki. I tak w jeden piątek śpiewali hity rockowe, a za tydzień już soulowe. Ich występy oceniało trzyosobowe jury, któremu przewodniczył dziennikarz radiowej "Trójki" Wojciech Mann. Jury to jury, eksperci to eksperci, ale czymże byłoby takie show bez głosowania SMS-owego? To przecież oczywiste, że los artystów musi leżeć w rękach widzów. Powiem od razu, że program wygrała (jak wdzięcznie określił ją Kuba Wojewódzki) „wiecznie debiutująca” – pomimo swoich prawie czterdziestu lat – Natasza Urbańska, która oprócz nagrody pieniężnej otrzymała również statuetkę i miano Artysty Doskonałego. Ale czy uczciwie?
Daleki jestem od tego, by zarzucać jej braku talentu, bo on w niej tkwi i to mocno. Ale nie dość, że mocno, to jeszcze głęboko. Pani Urbańska jest jak odtwarzacz płyt CD. Odegra precyzyjnie każdą ścieżkę, nie dodając do niej ani jednej nutki. A szkoda, bo wydaje mi się, że byłoby ją na to stać i efekt mógłby być naprawdę niezły. I chociaż ma to swoje „Rolowanie”, to nie nazwałbym jej prawdziwą artystką, bo brak jej wyrazu i w zasadzie samej siebie.
Moim zdaniem jej zwycięstwo nie było zbytnio przekonujące, bo w programie tym brały udział znacznie ciekawsze i bardziej oryginalne postaci. Za wcześnie odpadła z programu Reni Jusis, po genialnej moim zdaniem interpretacji „Happy” Pharrella Williamsa. Również Monika Borzym - wokalistka jazzowa, której płytę miałem przyjemność kupić - pożegnała się z programem zdecydowanie za wcześnie, notabene kosztem słabej w tamtym odcinku Nataszy. Jako kolejny został wyeliminowany Mieczysław Szcześniak, który powinien moim zdaniem zostać zwycięzcą i zgarnąć nagrodę – po prostu był najlepszy. Ustąpił miejsca Tytusowi, czyli zjawisku i kabaretowi, osobie, która potrafi oryginalnie charczeć, ale na pewno nie śpiewać, co trafnie wytknęli mu jurorzy.
W finale spotkali się Natasza Urbańska i Rafał Brzozowski. Oboje zaśpiewali dobrze, jednak lepszy występ zaliczył według mnie gwiazdor jednego hitu „Tak blisko”. Niestety nie wygrał, choć w międzyczasie, gdy pokazywano wyniki na godzinę 22.00 (program kończył się około 23.00), był na prowadzeniu. Czy to było realne prowadzenie? Nie wiem. Nie chcę być posądzany o tworzenie teorii spiskowych, ale myślę, że temu programowi przyświecał chyba tylko jeden cel: wylansować Nataszę Urbańską (po raz enty zresztą). Czy ta sztuka się udała? Zobaczymy...
A co z „The Voice...” i „Mam talent!”? Otóż znam historię zwycięzcy trzeciej edycji „The Voice of Poland” . Nie jest ona długa ani rzewna czy też chwytająca za serce. Jest krótka i prosta. Przed odcinkiem finałowym producent wyraźnie dał do zrozumienia: „wygrasz ty”. I tak też się stało. Wygrał Mateusz Ziółko. Ma talent? Ma. Pozostali też mieli, ale to na nim najwięcej można było zarobić. A odwieczna zasada mówi, że „jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.”
I wielki mit obalony. Wielki mit o tym, że każdy głos się liczy. Wielki mit o tym, że możemy zmienić sytuację uczestnika wysyłając nasze SMS-y. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby taka historia powtórzyła się w przypadku Adriana Makara, czy innych ludzi biorących udział w takich talent show. Jeszcze raz podkreślę, że nie odmawiam tym osobom talentu, bo bez wątpienia taki posiadają. Pocieszające jest tylko to, że istnieje mała szansa na to, że ktoś taką osobę dostrzeże i pomoże osiągnąć sukces.
Grafika:
Komentarze [0]
Jeszcze nikt nie skomentował. Chcesz być pierwszy?