Ukradłem siebie - część 3
Biegliśmy śmiejąc się i czując jakieś dziwne podniecenie błahą kradzieżą dwóch kubków gazowanej wody z karmelem. Jednak dla mnie wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Patrzyłem na twarz Oli, na jej oczy, policzki, usta. Na jej dłonie, o których w owej chwili marzyłem. Marzyłem, aby jedna z nich powędrowała ku mojej, schwyciła ją i poprowadziła gdzieś w bezpieczne miejsce. Słyszałem jej piękny, szczery, ale i niezdrowy śmiech. W tej chwili czułem się więcej niż przyjacielem Oli, więcej niż kochankiem. Czułem się nią. Czułem, że jesteśmy jedną uradowaną, niewinną, dziecięcą duszą, która nie ponosi za nic odpowiedzialności, która jest wolna, która kocha i jest kochana. Byłem najszczęśliwszy na świecie, bo oto dokonywało się coś, czego zawsze pragnąłem. Przełamanie dystansu, przebicie muru. Tego, co tak pieczołowicie Ola budowała, aby nie wpuścić mnie tam, gdzie właśnie hulałem jak tornado po polu pszenicy.
- No, już nas nie zobaczą - sapnęła Ola, kiedy zniknęliśmy za rogiem ulicy.M
- Napisz do mnie - powiedziałem.
- Dobrze.
- Ale nie masz mojego adresu, czekaj, nie mam nic do pisania...
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się Ola. - Zadzwonię do Ciebie z Krakowa, na pewno zadzwonię.
- Będę czekał. Jedzie już mój autobus. Dziękuję Ci za ten wieczór.
Boże, jak bardzo pragnąłem ją pocałować, przytulić. Nie odważyłem się.
- Zadzwoń, cześć. Trzymaj się!
- Zadzwonię, pa!
Patrzyłem jak znika w głębi ulicy. Kochałem ją. Cały czas ją kocham. Ale jadąc autobusem zdawałem sobie sprawę, że pewnie już nigdy się nie zobaczymy, nigdy już nie będziemy razem. Koniec. Zaszedłem za daleko. To, co przeżyłem tamtego wieczoru, było piękne. Nie chciałem cofnąć czasu. Wiem, że wcale nie ukradłem wtedy tych pieprzonych kilku złotych. Ukradłem wtedy siebie.
Komentarze [5]
2005-12-16 13:18
Po mojemu nie zadzwoni. Mechanizm jest prosty:
1) zadzwonię wtedy i wtedy, o tej i o tej godzinie = najprawdopodobniej zadzwoni
2) po prostu: zadzwonię = za rok może dwa… a ty sobie żyj nadzieją
2005-12-14 15:28
dziękuję za pozostawienie pewnej ilości niedosytu…bardzo dobre zakończenie
2005-12-12 21:30
Istna rzeczywistość. Wszystko zupełnie tak jak w życiu. Może to lepiej, że to koniec, że odjedzie, że nigdy się już nie spotkają. Chociaż z drugiej strony ona obiecała, że zadzwoni. Czuję, że jednak nie zadzwoni. Bo nie zadzowniła od kilku dni. Bo czas o tym wreszcie zapomnieć. Czas odbudować to, co zostało zniszczone albo i nawet rozpocząć wszytsko na nowo. Wystarczy wierzyć, że się uda. Wiedzieć nie wolno, bo i kto wie. Reszta się jakoś ułoży. Cokolwiek to znaczy.
2005-12-12 20:39
i tak właśnie docieramy do siebie… cudne!! pamiętasz, że mialam niejakiego maila dostać na temat niejakiej bajki??:>
2005-12-12 19:15
Bardzo mi się podoba i ubolewam, że tak krótko :P Sensowna całość, luźny i ciekawy styl pisania wystarczają, by chcieć czytać dalej.
- 1