Za plastikowym szkłem - cz. 2
Często zastanawiałam się nad tym, czy każdy z nas ma scenariusz swojego życia, zapisany przez Boga. Jeżeli tak, to życie ludzkie nie ma najmniejszego sensu. No bo po co żyć według jakiegoś, narzuconego odgórnie schematu? Sprawa nabiera jednak innego znaczenia, kiedy pomyślimy, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś.
Jadąc z dziadkiem do szpitala wiele rozmyślałam. Nigdy nie byłam przykładem do naśladowania. Rodzice nie mieli ze mnie żadnego pożytku. Potrafiłam jedynie posprzątać w domu. W sumie oni i tak nigdy o nic więcej mnie nie poprosili. Jako jedynaczka miałam cudowne życie. Dostawałam zawsze wszystko, co tylko chciałam.. Gdy dorosłam, przestałam bawić się lalkami i zamieniłam je na chłopców.
Teraz spoglądałam jednak tępo na dziadka, który praktycznie żegnał się ze światem żywych. Śmierć kogoś bliskiego zawsze była dla mnie powodem do głębszej refleksji. Miałam jednak nadzieję, że ta czarna, wychudzona kostucha da sobie dzisiaj spokój.
Siedziałam przy łóżku szpitalnym i trzymałam dziadka za rękę. Lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie. Twierdzili, że sam fakt przeżycia tego wypadku, był już jakimś cudem. Poza tym ilość promili alkoholu, którą dziadek miał we krwi, jest po prostu śmiertelna. Dziadek nic sobie jednak z tych wyliczeń nie robił i w końcu pokonał śmierć. Liczyłam, że zda sobie teraz sprawę z powagi sytuacji. Tak bardzo się pomyliłam.
Babcia nie potrafiła spojrzeć dziadkowi w oczy. Wiedziałam, że gdzieś tam głęboko w sercu nadal go kocha, choć przykrywała się peleryną nienawiści i wrogości. Przez wiele ostatnich lat nie stawała obok niego. Nie chciała mu też gotować ani prać jego rzeczy. Był dla niej jak obcy człowiek. W zasadzie to nawet się jej nie dziwiłam. W końcu tyle razy przez niego cierpiała. Tak naprawdę to wszyscy cierpieli przez niego na swój sposób. Może to dziwne, ale dla mnie dziadek był nawet wtedy jedną z najbliższych mi osób. Był mi bliższy niż mój rodzony ojciec.
Lekarze, robili, co było w ich mocy, by uratować dziadka. Po pewnym czasie stwierdzili nawet, że wszystko może być dobrze, ale pod warunkiem, że dziadek nie sięgnie znów po alkohol. Myślę, że i on zdawał sobie z tego sprawę. Wytrzymał ponad dwa lata.
Z rodziną wychodzi się ponoć najlepiej na zdjęciach. Czy zgadzam się z tym stwierdzeniem? Tak, myślę, że tak. Przykład odnalazłam w swojej rodzinie. Moja ciotka, córka mojego dziadka, kompletnie się do niego nie przyznawała, chociaż to on podał jej kiedyś pomocną dłoń. Gośka, bo taj jej na imię, została porzucona przez męża, który zostawił ją z dwójka dzieci. Była bezrobotna, została z dnia na dzień bez środków do życia, więc mogę się tylko domyślać, jak było jej ciężko. Wtedy to właśnie pomógł jej dziadek. Ona tę pomoc przyjęła. Co z tego, skoro po pewnym czasie traktowała go już jak śmiecia.
Nigdy nie zrozumiem konfliktu w mojej rodzinie. Sytuacja jest mocno zagmatwana. Wszyscy są ze sobą skłóceni. Nie zagłębiałam się w to jednak. Dwa lata minęły jak z bicza strzelił. Wydoroślałam, zmieniłam się. Podobno na lepsze. Spotkałam też świetnego chłopaka, który był moim wymarzonym ideałem. Żyłam tylko dla niego. Był środek października, kiedy zadzwoniła do mnie moja mama i powiedziała, że musiała wezwać pogotowie do dziadka. Po raz kolejny złamał daną mi i innym obietnicę. Znów zaczął pić.
W tym czasie byłam na spotkaniu z moim Karolem. Niezadowolona z takiego obrotu spraw wróciłam jednak do domu i podeszłam do okna, wpatrując się tępo przed siebie w jeden punkt. Nieustannie zadawałam sobie to jedno pytanie - dlaczego? Wytrzymał przecież dwa lata, a to naprawdę bardzo długo. W środku czułam jednak, że skłoniły go do tego pewne wydarzenia. Pamiętam, jak pewnego dnia podczas rodzinnego grilla powiedział, że wkrótce i jego anioły zabiorą do nieba. Nie potrafiłam wtedy zrozumieć, o co mu chodzi.
Po godzinie rozległ się telefon. Odebrałam go niepewnie. Dowiedziałam się, że dziadek nie wyraża zgody na dalszy pobyt w szpitalu. Zawołałam tatę. Ktoś musiał w końcu odebrać dziadka ze szpitala.
CDN.
Grafika:
Komentarze [2]
2012-11-19 18:01
nie.
2012-11-18 19:34
tak.
- 1