„Lesser” w Małopolsce.
Pozwolimy sobie sparafrazować słowa naszego byłego, nieocenionego redaktora naczelnego Aigela, który swoją relację z ubiegłorocznej wycieczki webmasterów i dziennikarzy SGI Lesser do siedziby Gazety Wyborczej w Warszawie rozpoczął w ten właśnie sposób - Ostatni czwartek był dla naszego Lessera wyjątkowy…
Nie inaczej było bowiem i w tym roku. Niemalże całą redakcyjną ekipą (wraz z naszymi kolegami i koleżankami webmasterami i fotomakerami) - po raz drugi w historii - udaliśmy się na wspólną, niezwykłą i wyjątkową wyprawę. Odwiedziliśmy kolejno: Park Miniatur w Inwałdzie, dom rodzinny Jan Pawła II i bazylikę w Wadowicach oraz Galerię Plaza w Krakowie.
Rybosom: Dwadzieścia po siódmej - zbiórka przy tarnobrzeskiej fontannie. Mimo tak wczesnej pory, to my pierwsi zameldowaliśmy się na wyznaczonym miejscu (jeszcze przed naszymi szefami, prof. Rybą i prof. Lipcem) i szybko wsiedliśmy do busa, aby zająć jak najlepsze miejsca. Przesuwane i rozkładane fotele okazały się dla nas niezwykle pozytywnym zaskoczeniem. Takich ekstrawagancji i wygód dawno nie doświadczyliśmy. Szefowie sprawdzili obecność i wystartowaliśmy. Pędziliśmy prawie jak rakieta.
Fleurette: Kto wsiadł, ten wsiadł. Ja z językiem na brodzie wbiegłam do naszego wehikułu nieco spóźniona, ale moje ulubione miejsce (na samym końcu przy oknie) czekało na mnie. Co do wygody, to racja – komfort nie do opisania! Jednakże w towarzystwie lesserowo-webmasteringowej ekipy trudno było zasnąć. Opowiadanie dowcipów, śpiewanie Backstreet Boys, wyjadanie prowiantu sąsiadom, to tylko niektóre rozrywki, których doświadczaliśmy w czasie podróży.
Rybosom: Po pewnym czasie, umilanym przyjemną - jak lekcje fizyki - rozmową o egzorcyzmach oraz licznymi żartami, zatrzymaliśmy się na krótki postój na parkingu pod słynnym „świerkami”. Najbardziej zaskoczyły nas tam luksusowe toalety TOI TOI i ten niesamowicie przyjemny zapach w ich wnętrzu. Wprawdzie zupełnie inne zapachy dobiegały nas z sąsiedniego „bunkra”, ale nie będę się na ten temat rozwodził, bo być może niektórzy z was coś teraz jedzą. Po wypiciu kawy ruszyliśmy w dalszą drogę, która minęła nam błyskawicznie. Być może dlatego, że zabawialiśmy się tworzeniem na mokrych szybach busa artystycznych karykatury znanych i nieznanych szerzej osób. W zabawie tej brylowali ViKi, Fleurette, Dasz i Voy. Zanim się obejrzeliśmy, byliśmy już w Krakowie. Na razie tylko przejazdem. Wspominam o tym tylko dlatego, że na słynnej „Zakopiance” trwał właśnie remont, co z jednej strony niezwykle spowolniło nasze dotarcie do celu, ale za to przekonało nas, że na Euro 2012 z drogami zdążymy!
Fleurette: A ja rozmowy o egzorcyzmach nie słyszałam! Najwyraźniej musiałam być zajęta kimś, to znaczy czymś innym. Jeśli chodzi o TOI TOI’e, to my, dziewczyny, skorzystałyśmy jednak z toalety w barze, co - jak podejrzewam - okazało się znacznie bardziej luksusową opcją. Ale jak to mówią, co kto lubi. Następnie kupiłyśmy razem z Viki cztery wielkie lizaki, których jedzenie zajęło nam resztę drogi do Krakowa. Czy na Euro zdążymy, nie wiem, ale gwałtowne hamowania i podskoki spowodowane robotami drogowymi niekoniecznie odpowiadały naszym żołądkom. Karykatury natomiast były piękne, choć do tej pory nie wiem, dlaczego Dasz narysował mi świński nos i wyłupiaste oczy?
Rybosom: Ja też tego nie wiem, ale zastanawiam się czy autorem wspomnianego rysunku nie był czasem Voy. Z tego co widziałem, wasze spożywanie lizaków faktycznie trwało dość długo. Około godziny dwunastej byliśmy już w Inwałdzie, a dokładniej mówiąc zaparkowaliśmy przy Parku Miniatur, w którym - jak sama nazwa wskazuje - wiodącą rolę pełnią zminiaturyzowane wersje najważniejszych kulturowo budowli na świecie i w Polsce. Niezwykle istotnymi atrakcjami tego miejsca są: kino 4D, zielony labirynt i swoisty lunapark. Najpierw mały szok. Po wejściu na teren parku dostrzegliśmy głównie dzieci ze szkół podstawowych. Szybko okazało się jednak, że to było tylko pierwsze złudne wrażenie, bo już chwilę później dostrzegliśmy również kilka wycieczek z ludźmi w naszym wieku, a atrakcje, które nas czekały, były niemałe. Pierwsze kroki skierowaliśmy jednak do miejsca załatwiania potrzeb fizjologicznych, które i tym razem mile nas zaskoczyło, a już po chwili pomaszerowaliśmy dalej, aby zając sobie miejsce w kolejce do głównej atrakcji parku – kina 4D. Po krótkiej sprzeczce z grupą 10-latków na temat wyboru filmu, który chcielibyśmy wspólnie obejrzeć, doszliśmy do porozumienia. I tak pierwsza część naszej grupy zajęła miejsca na widowni wraz z grupą wspomnianych dzieci, aby rozsmakować się w efektach, o których, jak powiadała reklama przed kinem, nie da się już nigdy zapomnieć. Ta część naszej grupy obejrzała 20 – minutowy film zatytułowany „Dom strachów”. Po nich do kina weszła pozostała część naszej wycieczki – w tym ja i średnio zadowolona Fleurette, aby obejrzeć kolejne dzieło pt. „Wyprawa do kopalni złota”. Jeżeli zastanawiacie się, czym jest kino 4D, to zaraz otrzymacie odpowiedź. Już przy wejściu otrzymaliśmy szałowe okulary, w których wyglądaliśmy jak agenci z „Matrixa”, i które miały pozwolić nam na oglądanie obrazu w trzech wymiarach. A gdzie był wspomniany czwarty wymiar? Otóż szybko przekonaliśmy się, że fotele na widowni też się ruszają, współgrając z fabułą filmu.
Fleurette: Na początku zostaliśmy zaproszeni przez trójwymiarowego ducha do zwiedzania kopalni złota. Po kopalni tej jeździliśmy w wagoniku, który jako żywo przypominał pojazd, którym porusza się w podobnych sytuacjach słynny Indiana Jones. Zanim jednak wsiedliśmy do wspomnianego wagonika, przeraził nas odrażający grzechotnik, który... ochlapał nas wodą! Najbardziej poszkodowanym przez węża okazał się Bloo, który w momencie chlapania spożywał sobie w najlepsze kanapkę. Tak, tak. Czwarty wymiar, to odbieranie filmu niemalże każdym zmysłem, a szczególnie dotykiem.
Rybosom: Wszystko wydawało się na pozór takie trochę dziecinne, ale szybko przekonaliśmy się, że nie wszyscy czują się w tej sytuacji komfortowo, o czym najlepiej świadczyły przeraźliwe piski naszych uroczych koleżanek. Było więc realistycznie i trochę strasznie, bo przecież ucieczka stromym tunelem kopalni przed toczącą się w naszym kierunku skalną kulą, która próbowała nas zmiażdżyć (na twarzy czuliśmy nawet podmuch powietrza wytłaczanego przez nią z tunelu), latające wokół nietoperze, wpadnięcie do kałuży wody (tym razem ochlapanie było znacznie dotkliwsze) czy w końcu buchająca lawa, mogą co bardziej wrażliwych przyprawić o palpitację serca? I choć sam efekt 3D był nieco słabszy niż choćby w krakowskim Imaxie (znacznie mniejszy rozmiar ekranu), to i tak wyszliśmy oczarowani.
Fleurette: Pełni poseansowych emocji podzieliliśmy się na mniejsze grupki i wyruszyliśmy dalej, aby rozejrzeć się po Parku. Viki i Spider pobiegli od razu na diabelski młyn, mylnie nazwany przeze mnie wcześniej London Eye ( bo eksponatem to on na pewno nie był). Miało być strasznie, a okazało się, że emocje na młynku porównywalne były do tych na rybach czy podczas gry w bierki. Lekko rozczarowani udaliśmy się więc na „Pirata” (dla niewtajemniczonych: wielka kołysząca się łódka), gdzie poziom adrenaliny podniósł się nam czterokrotnie, a wszystkie wnętrzności podeszły do gardła. Mało brakowało, a zobaczylibyśmy śniadanie Viki. Na szczęście do tego nie doszło. Na koniec pozderzaliśmy się samochodami na autodromie i zrobiliśmy sobie pamiątkowe fotki przy co ciekawszych miniaturkach.
Rybosom: Dla naszej, około dwunastoosobowej grupy, jak na „elitę intelektualną szkoły” przystało, bardziej interesujący od miniatur dziedzictwa światowego okazał się być lunapark z autodromami. Zabawa była przednia! Wiele niby to przypadkowych zderzeń scementowało naszą znajomość, a może przerodziło ją nawet w coś więcej… . Doprawdy dawno już nie bawiliśmy się tak dobrze, o czym najlepiej świadczy fakt, że niektórzy z nas nie chcieli autodromu opuścić. Po zabawie na autodromie udaliśmy się na przejażdżkę łodzią piratów. Informacja pana z obsługi o rzekomej możliwości pełnego obrotu owej łodzi wokół własnej osi wywołała u naszego kolegi Voya konwulsje. Po licznych okrzykach „stop” i braku reakcji obsługi, nasz niestrudzony dziennikarski bojownik zaczął wygłaszać publiczne groźby o podaniu obsługi do sądu i konieczności zamknięcia parku. Chciał też załatwić panu, który obsługiwał łódź, zwolnienie z pracy, ale ten odkrzyknął mu tylko, że i tak od 1 października rozpoczyna mu się rok akademicki więc ma to gdzieś. Śmiechu było co niemiara. Następnie udaliśmy się do tej części parku, w której wystawiono miniatury. Faktem jest, że były naprawdę ładne, wykonane bardzo starannie i wiernie odwzorowane. Miło było zobaczyć te monumentalne budowle w pomniejszeniu i np. pogłaskać sfinksa po głowie. Cóż, byliśmy nawet lepsi od słynnego pana Phileasa Fogga z powieści J. Verne’a, który potrzebował aż 80 dni, aby opłynąć świat i zobaczyć te cuda. Nam udało się to znacznie szybciej. Ostatnią inwałdową atrakcją, przynajmniej dla wielu z nas, był zielony labirynt. I znów się świetnie bawiliśmy, choć wraz z Sunny, Jugoliną i Noahem przez długi czas nie mogliśmy odnaleźć wyjścia. Po wyjściu mogliśmy się tylko uśmiechnąć widząc nieporadne próby naszych następców, zagubionych Voya, Dasza i Jorga. A nasi profesorowie? Cóż, ci wydawali się być zauroczeni wspomnianymi miniaturami i za nic nie chcieli opuścić tej części parku i poszaleć na autodromie. Specjalne podziękowanie (w imieniu wszystkich wycieczkowiczów) kierujemy jednak do naszych fotomakerów, którzy nie bacząc na przejmujący chłód, starali się wszystkie najważniejsze chwile w parku uwiecznić. Wilu, spider i dżasti – dziękujemy!
Fleurette: Następnie szybko zapakowaliśmy się do autobusu i już po kilku minutach byliśmy w Wadowicach, mimo protestów kilku osób, które wolały zrezygnować z odwiedzenia tego miejsca na rzecz dłuższego pobytu w Krakowie. Zwiedziliśmy dość szybko Dom Rodzinny Ojca Świętego i obejrzeliśmy zgromadzone tam, niezwykle ciekawe pamiątki z nim związane. Razem z Jorgiem podziwialiśmy głównie narty, kapelusze i stroje Ojca Świętego, a także rozmawialiśmy na różne inne ciekawe tematy, niekoniecznie związane z miejscem, w którym się akurat znajdowaliśmy.
Rybosom: Warty zauważenia jest niezwykły, choć nie zawsze chyba pozytywny, kult tego miejsca. Po obejrzeniu domu rodzinnego Jana Pawła II udaliśmy się do przepięknej, przepełnionej wspaniałymi obrazami i zdobieniami w stylu barokowym Papieskiej Bazyliki. Bardzo zbulwersowało nas tutaj sprzedawanie pośrodku kościoła... pamiątek. Następnie opiekunowie dali nam pół godziny czasu na skosztowanie papieskich kremówek i ruszyliśmy w drogę do Galerii Plaza w Krakowie. Tutaj najważniejszą potrzebą okazało się w większości przypadków uzupełnienie pustych żołądków. Niektórzy w Mc Donald’s, inni zwykłą kiełbasą w budce przy wejściu. A jeszcze inni udali się na szybki maraton po sklepach.
Fleurette: … a jeszcze inni do Fantasy Parku! Ja, Bloo, Spider i Viki postanowiliśmy wydać nasze ostatnie pieniądze na odrobinę rozrywki. Śmiechu było sporo, niestety nie obyło się też bez strat – porwane rajstopy, bolące stopy, przepocone koszulki. Na końcu jeszcze niecodzienne zakupy w aptece… Czas minął nam szybko i już po chwili siedzieliśmy znowu w busie, aby wyruszyć w drogę powrotną do naszych kochanych domostw.
Powrót przebiegał już w bardziej sennej atmosferze. Część z nas próbowała się zdrzemnąć, choć w tym czasie na tyłach busa rozgrywały się iście dantejskie sceny związane z walką o miejsce do spania. W głównych rolach wystąpili w tej potyczce Spider, ViKi, Fleurette, Bloo, Artex i Janek. Inni delektowali się filmem pt. „Wyspa piratów”, a Voy nadal był dziwnie rozbrykany. Co najważniejsze, wszyscy byli zadowoleni. Około 22 dotarliśmy do Tarnobrzega. W końcu to, co miłe, mija niestety zawsze najszybciej. Tak już jest skonstruowany ten nasz świat. Wycieczka była fantastyczna, a po „Aquarium” chodzą słuchy, że następna być może już niebawem.
Grafika: własność naszych fotomakerów
Komentarze [39]
2008-10-01 16:20
Byłem 2 razy w plazie. Dla mnie to takie ło. Zresztą rzecz gustu.
2008-10-01 11:12
Galeria Plaza to uważasz nie atrakcyjne miejsce? Widać, że nigdy tam nie byłeś. Zajrzyj kiedyś a przekonasz się dlaczego tak napisali.
2008-10-01 00:14
Galeria Plaza – co za atrakcja :D :D a naczelna to spoko ziom, get out od niej krasnalu niewyżyty onu niewiadomu !!!
2008-09-30 16:19
Świetne sprawozdanie ;)! Ale się uśmiałam ;D;D;D congratulations :)
2008-09-29 20:11
Voyu – Toż to międzynarodowy spisek, za którym stoją masoni!
Ale mamy dowody.
2008-09-29 19:13
Dajcie sobie spokój z ludźmi, z którymi nawet nie warto rozmawiać;]
A Pani Ona…. chyba jeszcze nie wie, że tu się komentuje teksty i wydarzenia, a nie ocenia dziennikarzy….. Pokazywanie ze ma się coś do kogoś nie jest tu na miejscu,
a co do wspominania wycieczki…. to normalne… pod sprawozdaniem;]
2008-09-29 19:10
Ja też nie rozumiem, dlaczego Ona… uważa ze powyższy tekst jest marny? Nie byłem na tej wycieczce (nie oceniam więc pod wpływem emocji), ale i tak uważam, że tekst napisany jest po prostu dobrze. Jesli pisze się coś takiego jak Ona… to moim zdaniem trzeba uświadomić autorom czego jeszcze nie potrafią, bo inaczej to po prostu czysta złośliwość, małość i nic nie znaczące krytykanctwo. A zatem Ona – co masz im konkretnie do zarzucenia? Jakie popełnili błędy warsztatowe?
2008-09-29 19:01
ładnie ujęte Laziale :)
powiem więc, że wycieczka była świetna i kto nie był, niech żałuje :D
2008-09-29 18:55
Fleurette nie wdawaj się z takimi złośliwymi ludźmi w dyskusje, bo jeszcze sprowadzą Cie na swój poziom i pokonają doświadczeniem…
2008-09-29 17:57
Cóż.. ktoś tu mnie chyba nie lubi i wyraża swą antypatię przy każdej możliwej okazji ;] wydawało mi się, że osobiste uwagi wyrażamy gdzie indziej niż pod tekstem ;] a jeśli rzeczywiście takowe są to miej odwagę powiedzieć mi je prosto w oczy, chętnie wysłucham ;]
2008-09-29 17:54
Voy’u … gdybyś tylko widział swoją zdegustowaną i zirytowaną i zażenowaną minkę, to byś nie mówił, że to wszystko kłamstwa :D i labirynt, cud miód orzeszki, gdy wielki pan Voy się zgubił :D:D:DD :**
2008-09-29 16:55
Zgadzam się z Jugoliną, a tekst wcale nie jest marny. Nie wiem, jakie Ona… ma zarzuty do samego teksty. I nie chciałbym się podlizywać naczelnej, ale nie mam pojęcia, skąd wywnioskowałas, ze “widzi tylko czubek własnego nosa”.
2008-09-29 16:33
hmmm, a ona niewiadoma boi się podpisac? chyba odpowiednim miejscem są komentarze pod sprawozdaniem na to, żeby sobie powspominac.
2008-09-29 16:13
podobno oceniamy i komentujemy tu teksty a Wy (dziennikarze, którzy powinni “dawać przykład”)wymieniacie sie swoimi wrażeniami… super, że byliście na takiej wycieczce ale co do tekstu to marny i chodzi mi tu przede wszystkim o wypowiedzi szanownej pani Flaurette, ciekawi mnie czy widzi coś więcej niż czubek własnego nosa…