Gdy twoje jutro było wczoraj, czyli naturalnie maturalnie
Pożegnali nas, odesłali z kwiatkami do domu, każąc czekać na 4 maja, kiedy to mieliśmy rozpocząć swój maturalny maraton. Licznik na stronie szkoły odliczał zarówno dni, godziny, jak i minuty do tego armagedonu, co podnosiło ciśnienie, niczym kawa z co najmniej pięciu łyżeczek. Było minęło. Teraz w napięciu możemy tylko oczekiwać wyników i analizować to, co towarzyszyło egzaminowi dojrzałości w roku 2007.
Do tej pory niezrozumiałym dla mnie zjawiskiem są nerwy, które towarzyszą wszystkim w mniejszym lub większym stopniu, ale najbardziej udzielają się chyba naszym rodzicom. Przecież to TYLKO matura! Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Wielu moich znajomych, przed tym pierwszym poważnym życiowym sprawdzianem, przechodziło także różne przeboje ze swoim żołądkiem i jelitem grubym. Bezsenność, brak apetytu, były na porządku dziennym... i po co to wszystko? Czwartego maja przyszliśmy do szkoły, temperatura była optymalna, ciśnienie atmosferyczne w normie, arkusze zaklejone, długopisy piszące. Usiedliśmy, otworzyliśmy arkusze poziomu podstawowego lub rozszerzonego, zdziwiliśmy się mniej lub bardziej i przystąpiliśmy do lania wody, byle uzyskać wynik powyżej trzydziestu procent.
Oj, przepraszam, zapomniałam o najważniejszym!
Zacna OKE wymyśliła nam jeszcze naklejki, zarówno z numerem pesel, jak i z kodem szkoły. Każda komisja egzaminacyjna, przed rozpoczęciem pracy, udzielała nam szczegółowego instruktażu, gdzie i jak należy owe kody kreskowe przyklejać. Nie wiem czemu, ale można się było wówczas poczuć jak przedmiot, jak jakiś towar, który został wyceniony. A przecież jesteśmy bezcenni i nasza wiedza również! W każdym razie z naklejkami było zarówno dużo zabawy, jak i dla niektórych dodatkowego stresu. Bo jak opanować drżenie rąk, które dopadało nawet twardziela i trafić z tą naklejką w niewielki prostokącik na arkuszu?! Powyższą czynność powtarzało się za każdym razem przystępując do egzaminu pisemnego, a jak wiadomo, obowiązkowo zdajemy trzy przedmioty. Przez ci najmniej trzy dni zmagaliśmy się więc zarówno z naklejkami, jak i ze stresem. Niejeden wychodził z sali przed czasem, z miną veni, vidi, vici, ale byli też i tacy, którzy pośpiesznie poszukiwali chusteczek, by tam wypocić oczy, czy to przez swoją głupotę, czy też tak ogólnie, aby porozpaczać sobie nad pomysłem naszego Ministra Edukacji. Ale co do jednego chyba wszyscy maturzyści są zgodni: nasz los leży teraz w rękach egzaminatorów i każdy liczy na ich dobre serce, życzliwość i patrzenie przez palce, bo szczęściem było zapewne trafić w odpowiedź zawartą w kluczu, a niestety nie każdy z nas urodził się pod szczęśliwą gwiazdą.
Oprócz egzaminów pisemnych, zdajemy również i ustne. Jedna wielka loteria. Jeśli trafisz na dobry dzień przewodniczącego komisji, napotkasz jego łaskawe spojrzenie, możesz uzyskać 100% , czyli dwadzieścia punktów. Jeżeli jednak przywita cię on z miną cierpiętnika, przeklinającego los, który zmusił go do siedzenia w komisji przez większą część dnia... twoje szanse (na maxa) topnieją. Podczas matury ustnej z języka polskiego, oprócz wystąpienia, czyli popisów oratorskich (przez ok. piętnaście minut), przewidziana jest również rozmowa z egzaminatorem, który zadaje ci trzy pytania do twojej prezentacji ułożone wcześniej przez nauczyciela, który uczył cię w szkole przez trzy lata i świetnie zna twoje słabe punkty, co w konsekwencji pozwala egzaminatorowi zapędzić cię w kozi róg. Dobrze, że podczas rozmowy z egzaminatorem można usiąść, bo słysząc niektóre pytania człowiek bywa bliski omdlenia. Egzamin z języka obcego, to już prawdziwy łut szczęścia. Wylosowanie najbardziej pasującego ci zestawu, to niczym wygrana kilku milionów w totolotku.
To, co spotyka każdego z maturzystów podczas egzaminu jest nieuniknione jak śmierć, chyba że ktoś nie zdecyduje się przystąpić do tej nierównej walki. Pocieszającym akcentem jest jednak to, że kciuki za ciebie trzymają znajomi, rodzina i ludzie ci życzliwi, co w chwilach umysłowej pustki pozwala trafnie strzelać.
Możliwe, że po latach będziemy wspominać ten majowy okres z uśmiechem, stanie się on dla nas pożywką do snucia żartobliwych wspomnień. Teraz jednak buduje on napięcie i nie pozwala cieszyć się w pełni z tych czekających na nas czteromiesięcznych wakacji.
Komentarze [22]
2007-05-24 15:55
Wiesz, że ja zawsze lubiłam te Twoje opisy :)
Co do matury- matura to bzdura. Marnowanie czasu przed, w trakcie (180min na rozsz WTF :|) i po (czekanie do ustnych, które są na końcu maja jak już człowiek zapomina nawet co to szkola)
Aaaa a Giertych niech spada :P
2007-05-22 07:35
~Paulinko droga … co innego zdawać egzamin, a co innego zgłębiać tajniki j. polskiego na lekcjach, bo tego nie neguję, ale ostro krytykuję obowiązek zdawania egzaminu, na który w przypadku ścisłowców uczelnie nie patrzą, więc jest to marnotrawstwo naszego czasu oraz czasu egzaminatorów, no pieniędzy państwa.
No ale idę się przygotować do maturki z infy bo ta już o 9:00 :O
2007-05-21 19:30
a wg mnie testy same w sobie są chore. tylko sprawdzian praktyczny z zastosowaniem włąsnego myślenia i analizą problemu może potwierdzić kompetencję studenta/pracownika/badacza :)
2007-05-21 17:24
Moim skromnym zdaniem również głupotą jest pisanie matury z tego przedmiotu,który jest nam w ogóle nie potrzebny, np.j.polski(niektórym oczywiście). Ale chodzi o to,że w przyszłości czekają nas takie testy,o których nam się nawet nie śniło(do pracy oczywiście). Na przykład, wybrać z tekstu tę NAJPRAWDZIWSZA odpowiedź w bardzo krótkim czasie. Pal licho,że wszystkie są poprawne, trzeba wiedzieć która jest ta naj. I to wcale nie chodzi o jakąś polonistykę, lecz o ekonomię (o dziwo!) I chyba właśnie obowiązkowa matura z polskiego dla wszystkich ma na celu zdobycie umiejętności biegłego czytania ze zrozumieniem… :/
2007-05-21 13:19
Katha: pytanie z czego zrezygnowałaś odnosi się do lektur.
Mnie najbardziej boli polski rozszerzony. Pal licho, że zdaje go ledwo 11% maturzystów w skali kraju. Tekst czytania ze zrozumieniem – niby pikuś, ale w istocie on nie sprawdza naszej wiedzy tylko inteligencję. Żeby wstrzelić się w klucz potrzeba nie wiedzy, ale szczęścia. Przekonała się o tym sama Szymborska.
2007-05-21 11:44
Radzio, skarbie, dlatego, że język polski jest językiem urzędowym w tym kraju, to raz. Dwa to dlatego, żebyś umiał się w tym języku porozumieć na dobrym poziomie i w tym języku myśleć. Ja osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji bycia w gronie ludzi o dobrym poziomie intelektualnym przyrównujących kogoś do, dajmy na to, Zenona Ziembiewicza, a ja nie mam pojęcia co to za człowiek. Na Twój kontrargument, że w takim razie my, poloniści, powinniśmy koniecznie zdawać matematykę powiem, że podstawy matematyki mamy – na tyle, ile potencjalnie powinno nam się przydać.
I tak pewnie się nie dogadamy:] To są takie gadki-szmatki humanistów ze ścisłowcami. Inny punkt widzenia. Pozdrawiam:)
2007-05-21 11:13
I widzisz Radziu, tu się z Tobą zgodzę w 100, a nawet 110%. :) Nic dodać nic ująć.
2007-05-21 10:08
@Jake – aż taki rewolucjonista to ja nie jestem, ale obecna forma matury jest daleka od ideału. Skoro matura jest swego rodzaju egzaminem wstępnym na studia to czemu mam zdawać j. polski (pisemny i ustny) skoro nie zamierzam iść na polonistykę, ani nic związane z językiem polskim? Jak dla mnie powinno się zdawać to co chce, i jak masz 1% to masz 1% i nie powinno być zdania czy nie zdana matura tylko napisana na 1% albo przykładowo na 80% bo i tak uczelnie wezmą tych z najwyższymi procentami ;-) i jest ‘problem’ rozwiązany z amnestiami itd. Proste i oczywiste.
2007-05-21 09:42
dokladnie katha:), do tej matury trzeba mieć więcej szczęścia niż rozumu. np na takim języku to w II części na rozszerz., jak ktoś ma farta i dobrze strzela, to może ustrzelić maxa bez problemu. ja też robię zawsze głupie błędy i nie nastawiam się na rewelacyjne wyniki, ale cieszę się tylko z tego, że nie przyłożyłam się Bóg wie jak do tej matury,nie chodziłam na korki itp., bo bez jakiejkolwiek nauki napisałabym to samo. ta matura nic nie sprawdza, może tylko to, kto ile ma szczęścia. albo z takiego polskiego na rozszerz., po co było chodzić 3 lata do szkoły, skoro i tak dali lektury, których nikt nie przerabia,a w dodatku stwierdzili, że gościu w swoim wierszu nawiązywał do Pana Tadka, podczas gdy autor sam stwierdził, że wcale nie miał z nim powiązań;), albo Wiśka Szymborska zinterpretowała swój wiersz z próbnej na 50%, więc jak ja mam wiedzieć lepiej od niej, co chciała przekazać;).parodia i jeszcze raz parodia!
2007-05-21 08:36
ja też popieram wstępne. na nich przynajmniej np z bioli, kiedy się chciało iść na medyczne sprawdzano w 100% twoją wiedzę z anatomii, genetyki i ewolucjonizmu. nie było żadnych pier**ł typu “napisz wniosek, problem badawczy, czy grzybek da nasionka jak go oświetlimy”. śmiech na sali. ta matura w ogóle nie odzwierciedla wiedzy. powiem więcej: większe szanse na studia mają w tym momencie ci, którzy tak naprawdę potrafią pokombinować a niekoniecznie mają jakąś tam wiedzę... ja z takich głupot przynajmniej zawsze tracę punkty. i niech mi ktoś teraz powie, że to jest sprawiedliwe i zrównujące szanse wszystkich uczniów. No chyba, że mówimy tu o takim równaniu prosocjalistycznym. Z wyżyn do nizin… Sory ale to nie jest moja odosobniona opinia. tak myśli wiele osób z mojej kl.
2007-05-21 08:17
mnie z kolei wkurza ta cała odstawiana szopka z kodowaniem, ścisłym regulaminem przebiegu matury;), z tym, że jak zadzwoni komórka, która i tak leży w torbie pod tablicą to :“ło matko i córko koniec egzaminu”, popatrzysz się w bok,to już zaraz komisja gapi się tylko na ciebie przez najbliższe 10 min.itp. też jestem za wstępnymi. matura powinna być przyjemnym podsumowaniem liceum, a nie stresem na miarę I kolosa na studiach. nagle chcą przerobić naszą mentalność na hamerykańską, żeby ściągania nie było itd., tylko, że nikt nie popatrzy na to, o ile łatwiejsze są na zachodzie wszystkie egzaminy, ludzie mniej zdolni nie są deprymowani, tylko poświęca się im czas, aby mogli rzeczywiście zrównać się z resztą. a u nas? hasło:“jesteś tępakiem? to wynocha za granicę na zmywak, nikt cię tu nie trzyma, bo lepsze studia są dla elit” i taka jest prawda. i co do równości szans…haha odkąd świat światem tak połowa miejsc na kierunkach jest zapchana ludźmi, którzy mają odpowiednich rodziców, a ciocia pracuje w dziekanacie:) parodia.:) a co do ustnych to tylko mi się przydadzą na filologiczne studia:)
2007-05-20 21:25
Mi sie wydaje że motyw z examinami wstępnymi był dobry, wręcz bardzo dobry, bo wówczas jeśli matura poszła tak sobie to można było przez ponad miesiąc jeszcze sie pouczyć i uzupełnić wiedzę. Matura nie była examinem decydującym o studiach. A teraz to trzeba dać na maxa z siebie wszystko, bo jak nie to lipsztyk ;)
2007-05-20 21:08
Radzio—-> Matura to bzdura? Czyli uważasz że lepiejby było pozbyć się matury i wrócić do egzaminów wstępnych?
2007-05-20 19:45
dzieki Morgan za odp. Aha “z czego zrezygowałaś”? chodzi o inny temat czy o konkretną lekturę. Jezeli odpowiesz będę wdzięczna ;)