poezja - Archiwum

Myśli z księgi B
Słońce bezczelnie już wstało
Drażni twe oczy ostrym promieniem
A spałaś tak słodko
Miałaś kołtun na głowie i błoto na oczach
Ze zbyt ciężką głową się położyłaś
Teraz cierpisz... wiem

Do króla niejednego
O, królu w swym majestacie,
Racz mi wybaczyć te słowa,
Lecz hańbą swój ród okrywasz,
Gdy głowę w koronę chowasz.
Blaskiem świecideł się mienisz

Eschatos
Panie, co tam gdzieś daleko skrywasz swe oblicze
Popatrz tutaj na nas, jak my ufni zapalamy znicze
W twe dłonie opatrzności, rzucamy nasze dusze
Niech w sercach i rozumach, twoje rosną ratusze
My pogubieni, co łaknienia i pychy mamy dość
Ufamy, że raj, to nie jak psu pod nos rzucona kość

Cienie minione
Milcząca plaża, piasek prastary
Pamięta młodość i jej ofiary
To nie tak dawno bomby w niego biły
Bezimienne powiększając w ziemi mogiły
Morze tam łka i skrwawiony brzeg całuje
Mnie tam nie było, ale to czuję

W czarnych wichrach przełęczy
W czarnych wichrach przełęczy
W rumuńskim brzasku strumieni
Witamy Ciebie Draculo...
My, diabli krwi złaknieni

Ogłoszenie Boga
Poszukiwany pilnie
Ptak który odda skrzydła
za dotyk wiatru na skroni
Anioł który odda zbroję
za kilka ptasich piór
Motyl który odda barwy
za widok tęczy

Hodowca świń
Całkiem niezły jestem w te klocki
Układankę bez klucza
Bez rozwiązania
I bez końca
Który przyszedł tak nagle

Arytmia życia
Spadam
Jak zgniłe jabłko
Które nie może upaść dalej
Niż niedaleko
Które nie wie
Dlaczego Ewa
Nie wybrała jego

Lament umierającego świata
W zimnie, przy bladym świetle dnia, czekam nowego życia
Jak starzec, zapadam się w ciszy gasnącej chwili
Okrywam się chłodem niczym płaszczem i patrzę jak cienie połykają kaplicę
Nie ma wiatru, który otarłby łzę utraconej przeszłości
Nie ma też Słońca... Oh, nie ma słońca, co ogrzałoby duszę

Bo ja kocham lato
Kocham lato za poranki rześkie i promień słońca co przebija się przez okna
Za tę zieleń głęboką i płytkie, listne prześwity
Za cień niebieskawy i nawet za płomienie na chodniku
Kocham lato za łąki co buczą owadów i wszelkiego życia rojem
Bo najpiękniej świecą kwiaty, skąpane w oku słońca

Szepty – cz.2
Cóż zrobię, gdy śmierci hetman odwiedzi mnie w nocy?
Położę dłoń na zimnej ścianie, pożegnam dom tym ruchem
Zbiję wazon w przedpokoju, rzucę szkła okruchem
Zostawię ślad najmniejszy - JA... tu żyłem
Zostawię dźwięk w kasecie, że grałem, jak tu byłem.

Nowe Jeruzalem
Wojennego pyłu opadła powłoka
Grzech już nie straszny, wysechł w oku Boga
Duszę szczęśliwe gromadzą się wokół
Radują się nowopowstałym światem
Niebo rozstępuje się pierzaste
Wschodzi Słońce - Nowe Jeruzalem

W prasłowiańskiej puszczy
Prasłowiańska puszcza, niegdyś gęsta i dzika
Każde drzewo tu królem było i domem
Tu orły wiły swe gniazda
Wzlatywały, kręgi zataczając
Krążyły tak w przestworzach, gród naznaczając

Chmurny teatr
Powolnym krokiem nastaje zmierzch
Jaśniejące zorzą niebo, zalewają fale błękitu
Ciszą zwiedzione, przypływają chmury
To galery królów burz i słonecznej ciszy parowce
Kłębią się i kołyszą na niebieskim oceanie
I oto teatr swój przedziwny, otwierają przed okiem człowieka

Chciałaby dusza do raju
Żałuję.
Nie, nie tego, co robiłem źle,
Ale tego, co zbyt często robiłem dobrze.
Nie tylko dobro można czynić nienagannie,
Zło także.