opowiadania - Archiwum
Wymarzeni Przyjaciele
Mam na imię Albert, choć znajomi mówią na mnie „Arnold”. Mam szesnaście lat (siedemnaście skończę w lipcu), mieszkam na trzecim piętrze, mam dwie piwnice, starego golfa moich starych i całe mnóstwo przyjaciół. Mieszkam w Tarnobrzegu. Taka dziura na południowym - wschodzie IV RP. Lubię grać w nogę i kosza, no i oczywiście jeździć na rolersach (tzn. rolkach). Co drugi dzień chodzę na siłkę. Jedyne co mnie interesuje, to kultura hip-hop’owa i golf starych. Dość o mnie. Jak wspomniałem mam szerokie grono przyjaciół.
Słowa
Są między nami, choć żyją w krainie cienia. W miejscu, gdzie nikt nie śmiałby ich oceniać. I choć to czasem wydaje się dziwne, dobrze im tam, ukrytym w mroku istnienia. Te niewypowiedziane słowa, a przy nich miliony subtelnych i tak delikatnych gestów. I ten spokój, opanowanie, tyle gracji i nadziei, że mimo wszystko w pewnym momencie usłyszymy głos jak cudowną melodię. Niestety jest to świat, w którym tylko znak dłoni ma swoje znaczenie, a ruch swą tajemnicę.
Droga do nikąd
A więc wyruszył w drogę. Tak spełniało się jego wielkie marzenie. Jechał bardzo powoli, wręcz żółwim tempem, nie eksploatując zbytnio silnika swojego czerwonego Porsche. Na jego twarzy ukazywały się skrajne uczucia. Na zmianę śmiał się i płakał. W głębi czuł strach przed tą droga, której koniec znikał gdzieś za niebieskim widnokręgiem. Ale przede wszystkim czuł się wolny, wolny i nieskrępowany. Dobrze wiedział, że samochód zawiezie go tam, gdzie tylko będzie chciał. To były jedyne jego zmartwienia, które zaprzątały mu głowę.
„Mogłam” – nigdy nie zrozumiem sensu tego słowa
To miejsce miało jakieś specyficzne właściwości, ale właśnie tu czuła się bezpieczna. Nie chodzi o to, że się nie bała, bo bała się, ale jakoś inaczej. Czuła niepokój, wiedziała, że w każdej chwili może się coś stać.
Lustro
Patryk dopiero niedawno przeprowadził się do starego, dwupiętrowego domu na peryferiach miasta. Zbyt krótko tu mieszkał by kogokolwiek poznać. Zresztą zaczynały się właśnie wakacje i większość mieszkańców powyjeżdżała na urlopy. Skoro nie miał jeszcze żadnych znajomych, to sam poznawał przepiękną, górzystą okolicę. Praktycznie u podnóża każdego pagórka znajdowały się stare krasowe jaskinie. Były niebywale okazałe, choć cuchnące stęchlizną.
Podwójne życie
Był pochmurny jesienny dzień. Zacinający deszcz i zimny, porywisty wiatr przypominały uporczywie, że to już połowa listopada. Na ulicach, jak zwykle w godzinach popołudniowych, panował tłok. Ludzie wracali z pracy, ze szkół i sklepów, ze wszystkich możliwych miejsc.
Złote motyle
Nie umiał nawet dokładnie określić, gdzie się znajdował. Odkąd cudem uszedł z życiem, był totalnie wykończony. Od kilku dni uciekał… I tak miał wiele szczęścia, gdyż rany na całym ciele nie krwawiły już tak bardzo i nie pozostawiał za sobą śladów. Biegnąc na oślep, dotarł do małego kościółka na peryferiach miasteczka. Tutejszy ksiądz bez zbędnych pytań pozwolił mu zostać na noc.
Skazana
Nagle każda sekunda mojego życia poczęła dłużyć się w nieskończoność. Koniec mojego bytu. Jak film puszczony w zwolnionym tempie. Z czeluści lufy wyłonił się czubek pocisku przeznaczonego dla mnie. Zupełnie niespodziewanie znalazłam się w innej przestrzeni.
4 Ona Anonimowa 2007-02-07
Dusza Wojownika
Podmuch słonego powietrza wepchnął mu nierówno przycięte włosy do oczu, rozwiał poły płaszcza. Odruchowo podrapał się po bliźnie biegnącej ukosem przez oko, od brwi niemal po sam policzek. Pamiątka po abordażu Shahdee. Zawsze swędziała, kiedy popadał w zbyt głęboką zadumę. Shahdee... Mała piekielnica.
Ciężki los mistrza
Nie ma to jak wolne od roboty. Narzędzia pracy stoją nie ruszane w kącie już trzeci dzień, a zapasy piwa jeszcze dalekie są od wyczerpania. No i wreszcie spadł śnieg. Będzie można wyjść z córką na sanki. Właściwie, to nie miał nawet ochoty wracać do pracy. Może coś wymyśli? Usiadł sobie wygodnie w fotelu i sączył już wygazowane piwo, kiedy rozległ się przeraźliwy dźwięk dzwonka komórki.
Dolina Metamorfozy
Mróz przeszywający do szpiku kości zaprzeczał, jakoby w odległości zaledwie 150 mln km miało znajdować się słońce. Mała nie mogła domyślać się celu, jaki postawiłem sobie kilka godzin temu. Milczenie spowodowane było bardziej utrudniającymi rozmowę warunkami atmosferycznymi. I tym, że jak zdążyłem się już zorientować, z Jej twarzy nie znikał uśmiech.
4 Ona Anonimowa 2007-01-20
Nawrócenia? - cz. 2
Szła teraz skalistym brzegiem morza o barwie grafitu i choć nie miała butów, to ostre kamyki nie kaleczyły jej stóp. Wdychała szeroko rozwartymi nozdrzami orzeźwiające powietrze, a jej długie włosy targał cicho wiatr. Gdzieś w oddali skrzeczały mewy.
18 Grudzień
- Czy to już dziś? Pewnie, że to już dziś. Który to już raz spogląda w stronę kalendarza. Dwudziesty? Nie musiałaby nawet tego sprawdzać. Tego dnia nigdy nie mogła zasnąć. Jednak dla pewności włączyła komputer. Długo błądziła niespokojnym wzrokiem po pulpicie. Jest! Zegar wskazywał dokładnie 24.00. Wszystko zgadzało się z tym, co wcześniej słyszała w radiu, sprawdziła w kalendarzu -18 grudzień…
Za późno by coś zmienić.
Był szary dzień - pochmurny i mglisty. Promienie słońca przedzierały się z trudem przez gęstą mgłę. Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Wyjrzałem przez okno. Widok, który zobaczyłem napełnił mnie jakąś dziwną energią. W łazience przemyłem twarz zimną wodą, ubrałem dżinsy (zresztą moje ulubione) i czarną koszulkę bez żadnego nadruku. Spojrzałem jeszcze raz w lustro i przez chwilę zastanawiałem się, kto tak naprawdę przede mną stoi.
Życzeń moc – czyli wigilijna opowieść
Za oknem prószył śnieg. Delikatne płatki smagane wiatrem szukały najkrótszej drogi by dostać się na ziemię. Jedne tańczyły w chocholim rytmie, niespokojnie, jak ludzie pełni namiętności i wewnętrznej chęci życia. Inne powoli i dostojnie, niczym ludzie pełni wewnętrznej harmonii i poczucia niesamowitego spokoju - tak mawiał zawsze ojciec Agaty. Co roku siedzieli oboje w wigilię przy oknie i wpatrywali się w te płatki śniegu.
Nawrócenia? - cz. 1
Cisza w opustoszałej katedrze doprowadzała ją do szału. Słyszała tylko miarowy stukot swoich czerwonych szpilek na zimnej posadzce, odbijający się echem od ścian, pamiętających chyba jeszcze czasy baroku. Mijała wykrzywione w spazmatycznym uśmiechu figurki tłustych cherubinów, posągi pełnych majestatu świętych, krzyże z umęczonymi Chrystusami.
Jeden taki wieczór w roku
Nastał taki wieczór, pełen myśli. Była po nim taka noc – bezsenna. Ona patrzyła w okno. Delikatnie uchylone wpuszczało do pokoju powiew mroźnego powietrza, który wypełniał pokój, a pozorny spokój wypełniał jej duszę.
Myślami krążyła pomiędzy wydarzeniami kończącego się dnia. Analizowała każdy szczegół. Nie chciała przeoczyć niczego, co w jakikolwiek sposób mogłoby wpłynąć na jej życie.
Dziewczynka bez zapałek
Ta dziewczynka nie miała skrzydeł. Nie miała domu. Nie miała choinki. A to przecież święta, ba, wigilia. Co robić w taką noc, gdy nie ma się nikogo? Co powiedzieć i komu, gdy opuszczają nawet słowa? Te pytania, znała tak dobrze, jak i brak odpowiedzi na nie.
Obaj mieli być legendą...
Żył sobie w odległym królestwie stary król. W jego siwych włosach mieszkała mądrość i była ona chlubą całego narodu. Król miał dwóch synów, między których podzielił swoje królestwo. Po śmierci ojca obaj synowie, równocześnie, objęli rządy w swoich państwach. Obaj postanowili rządzić swoimi państwami jak najlepiej.
Najcenniejszy skarb
Mijał kolejny szary listopadowy dzień. Tego, co działo się na zewnątrz, z pewnością nie można była nazwać złotą polską jesienią. Wiatr przechylał pozbawione już liści gałęzie drzew, a siarczysty deszcz tłukł olbrzymimi kroplami w przeźroczyste szyby.