recenzje - Archiwum
Podnosi na duchu i rozjaśnia myśli
Lubię to uczucie niepewności, ale i ekscytacji, towarzyszące mi podczas każdej wizyty w bibliotece, gdy szukam na półkach odpowiednich dla siebie książek. Lubię ten dreszcz emocji, kiedy trzymam już w ręku konkretną powieść i zadaję sobie w duchu pytanie czy powieść ta wzbudzi we mnie jakieś emocje i zachęci mnie do podróży jej stronicami, czy też nie? Nie zawsze trafiam niestety ze swoimi wyborami, ale jestem absolutnie przekonana, że szukać warto!
Pokonać „Czarnego Pana”
19 listopada powróciło powszechne szaleństwo na punkcie młodego czarodzieja, Harry’ego Pottera. Tuż po północy w kinach Helios i Imax rozpoczęły się bowiem w ten właśnie dzień przedpremierowe pokazy pierwszej części filmu, będącej adaptacją siódmej książki z serii zatytułowanej „Harry Potter i Insygnia Śmierci”. Ta część sagi opowiada o powrocie i wzroście potęgi Lorda Voldemorta, wojnie w świecie magii, ucieczce Harry’ego i poszukiwaniu przez niego oraz jego przyjaciół tzw. horkruksów, w których zawarte są cząstki duszy Voldemorta. Żaden z wcześniejszych filmów o czarodzieju w okularach nie był jednak aż tak mroczny. Tym razem ekran tonie w zimnych i ponurych barwach, trup ścielę się gęsto, a zło triumfuje na każdym możliwym froncie.
Foals – Total Life Forever
To już druga płyta w dorobku młodego math-rockowego zespołu – Foals. Przesłuchując ten najnowszy album Brytyjczyków, możemy dojść do wniosku, że ich debiut był jak „rozwrzeszczany bachor”. Sami muzycy przyznają, że „Antidotes” (2008r.) był jak dziecko, zaś drugiej płycie przypisują już miano nastolatka. Inspiracją dla tytułu i tekstów tego albumu jest książka Raya Kurzweila “The Singularity Is Near”, dotykająca problemu nieśmiertelności.
Nudnie i nieśmiesznie
Po niezwykłych adaptacjach kilku świetnie nam znanych lektur szkolnych, przyszedł czas na ekranizację niezwykle zabawnej sztuki Aleksandra Fredry „Śluby panieńskie”, czego podjął się znany polski reżyser Filip Bajon. Niedawno odbyła się premiera tego filmu, tak więc możemy już dziś dokonać pierwszych ocen tego obrazu i odpowiedzieć sobie na pytanie czy dorównał on poziomem swoim zacnym poprzednikom, czy też mamy do czynienia z kolejnym gniotem.
Muzyka, taniec i miłosne uniesienia
O tym, że taniec jest dziś w Polsce niezwykle popularny, wiemy wszyscy. Filmy muzyczne i telewizyjne programy taneczne zawsze cieszyły się w naszym kraju stosunkowo sporym zainteresowaniem widzów, ale od niedawna biją wprost rekordy popularności. Polska rozkochała się po prostu w tańcu. W wielu miastach powstają nowe, profesjonalnie prowadzone szkoły taneczne, do których ludzie walą drzwiami i oknami, bo okazuje się, że taniec jest dobry na wszystko i to w dodatku dla ludzi w każdym wieku.
Brodka w nowej odsłonie!
Monika Brodka powraca w fantastycznym stylu. „Granda” stawia ją na najwyższej półce polskich wokalistek, zaraz obok Kasi Nosowskiej czy Ani Dąbrowskiej. Dotąd znana ze słodkich, romantycznych, popowych piosenek dla nastolatek, diametralnie zmienia swój muzyczny wizerunek. Bogu dzięki, że na dobre. Zaledwie 23-letnia Brodka popisuje się tym razem charakterystycznym wokalem z góralską nutą. Zaskakuje też wyjątkową dojrzałością w tekstach i muzycznym kunsztem.
Jak się chce, to można
Jakiś czas temu koleżanka pożyczyła mi film, którego tytuł nie mówił mi wówczas zbyt wiele. Dowiedziałam się od niej tylko, że jest to film o inteligentnej szesnastolatce, która nieoczekiwanie dla wszystkich zachodzi w ciążę. Pomyślałam sobie - kolejny smęt - choć koleżanka zapewniała mnie, że jest naprawdę dobry. Ze względu na nawał obowiązków odłożyłam go jednak na półkę i potem zupełnie o nim zapomniałam. I tak mijały dni, a on leżał sobie cichutko na mojej półce, gromadząc na sobie coraz to grubszą warstewkę kurzu.
W tym mroku coś się jednak czai
Od kilku lat jestem ogromnym fanem filmów grozy i wierzcie mi lub nie, ale oglądam ich naprawdę sporo. Niedawno obejrzałem kolejny film tego gatunku, bardzo utalentowanego reżysera, Jona Harrisa, pod tajemniczo brzmiącym tytułem "Descent - part 2". Film ten to - co widać na pierwszy rzut oka - sequel części pierwszej. Szczerze mówiąc jedynka bardzo mi się podobała, choć zapewne nie wszystkich czytelników Lessera "jarają" zmutowane kanibalistyczne stworki. Ja zdecydowałem jednak, że powinienem poświęcić swój wolny czas na obejrzenie i części drugiej.
Tre metri sopra il cielo
Pragnąc odpocząć po dosyć ciężkim dla mnie tygodniu, postanowiłem obejrzeć film, o którym słyszałem już nieco wcześniej od jednej z moich koleżanek. Jak się od niej dowiedziałem, film ten nie tylko zebrał bardzo wiele pozytywnych recenzji fachowców w mediach, ale chwalą go również zwykli ludzie, którzy zdecydowali się poświęcić mu swój prywatny czas. Cóż, zdecydowałem się więc i ja. Film rodem z Italii, kraju, który do tej pory kojarzył mi się prawie wyłącznie z romantycznymi historiami, lekką muzyką wpadającą w ucho, pięknymi widokami, przyjemnym ciepłem oraz mnóstwem słońca.
To już jest koniec!
„Lost”, jeden z najgłośniejszych seriali ostatnich lat, właśnie się skończył. Finałowy epizod szóstego sezonu można było obejrzeć w poprzedni poniedziałek w telewizji ABC. Po sześciu latach i 121 odcinkach historia została ostatecznie (miejmy nadzieję) zakończona. Cieszyć się? Rozpaczać? A może po prostu nadal, po 6 latach, udawać, że „Lost” dla współczesnej popkultury nie jest w gruncie rzeczy niczym istotnym i wkrótce odejdzie w zapomnienie?
Na przekór oczekiwaniom
MGMT powraca i zaskakuje. Dlaczego? „Congratulations” to zupełnie inny album niż debiutancki „Oracular Spectacular”. Inny niemal w każdym calu. Bo tym razem MGMT postanowił powiedzieć „nie” melodyjnym i lajtowym piosenkom w stylu letnich przebojów, na rzecz kompozycji zdecydowanie ambitniejszych. Trudno nawet wybrać singla, bo żadna z piosenek na „Congratulations”, powiedzmy sobie szczerze, na dłuższą metę się nie sprzeda.
Ostatni łyk powietrza
Temat homoseksualizmu w kinie jest obecny już od początku XX wieku. Przez pierwsze trzy dekady postać homoseksualisty występowała jedynie w konwencji komediowej, gdzie gej był zawsze osobą zniewieściałą, ofiarą losu, która nie mogła dorównać prawdziwym ekranowym macho. Dla ówczesnych reżyserów większej różnicy między pojęciami „homoseksualista” a „transseksualista” nie było, więc ekranowi geje, ku uciesze widzów, zakładali często blond peruki, spódnice i malowali usta czerwoną szminką. Przerysowana gestykulacja, wysoki głos i aparycja przypominająca raczej kobietę niż mężczyznę, to obraz, który utrwalił się w ludzkiej świadomości i w niektórych kręgach społecznych jest w niej niestety obecny do dzisiaj.
Zrozumieć istotę przeznaczenia
Po napisaniu dwóch wcześniejszych artykułów na tematy orientalne, postanowiłem jeszcze bardziej zanurzyć się w ten świat. Konkretnie zainteresowała mnie filozofia tego obszaru kulturowego. Przyjrzałem się jej od początków istnienia cywilizacji nad brzegami rzek Indus i Ganges aż po czas współczesny, poszukując w niej śladów historii. Szukałem czegoś, co zainspirowałoby mnie do napisania kolejnego tekstu i jak się okazało, nie musiałem długo szukać. Podczas wizyty w wypożyczalni filmów natrafiłem przez przypadek na film „Aśoka Wielki”. Kino hinduskie? Dlaczego nie – pomyślałem.
Czesław w duecie z Nergalem!
Czesław nagrał swoją najlepszą płytę. I może się wydawać, że Bóg wie czego nie osiągnął, bo „POP” (nie licząc nagrań z Tesco Value) jest jego zaledwie drugim albumem w karierze. Jednak mając na uwadze wysoki poziom "Debiutu", należą mu się naprawdę wielkie gratulacje. Test drugiej płyty był zadaniem trudnym. Czesław poradził sobie jednak znakomicie.
W poszukiwaniu zaginionej duszy
„Nad kosmosem Jakutów – na kształt mrocznego oparu – zawisło widmo z góry przegranej wojny. Straceńczej misji podjąć się muszą: młody szaman na kulawym koniu, pieśniarz-wojownik z zadrą w sercu, harda półbogini i kościej - tupilak, który miał być bardzo zły…, ale nie umiał.” - Taki właśnie tekst znajdujemy na okładce powieści Mai Lidii Kossakowskiej zatytułowanej „Ruda sfora”. O co chodzi? – pomyślałam i postanowiłam to sprawdzić, a tym samym zakosztować czegoś dla mnie nowego. Klimat fantasty, wsparty wierzeniami ludów dalekiej Syberii, brzmiał niezwykle smakowicie.
Nie do końca biała wrona
Kilka miesięcy temu ukazał się dziesiąty tom cyklu powieści autorstwa Ewy Nowak "Bardzo biała wrona". Powieść ta, jak każda z tej serii, opowiada o świecie i problemach współczesnych nastolatków. Porusza również temat miłości i jej różnorodnych odmian. Główną bohaterką książki jest Natalia - normalna, miła licealistka, która jak każda młoda dziewczyna chce kochać i być kochaną.
Potrójnie platynowa Sade
W niektórych stacjach radiowych do niedawna można było jeszcze usłyszeć jej przebój z lat osiemdziesiątych zatytułowany "Smooth operator". Z przykrością stwierdzam, że dla mojego pokolenia, jest to często jedyna żarówka migająca nad głową, gdy pada hasło Sade. Co prawda nawet ci zagorzali fani zespołu zdążyliby już chyba zapomnieć, co niesie ze sobą głos wokalistki Sade Adu, gdyż jej ostatni krążek został wydany w 2000r. Potem był jeszcze jakiś live i jakieś informacje o złym stanie psychiki artystki. Aż w końcu doczekaliśmy się genialnego singla „Soldier of Love”, a od 8 lutego również płyty o tym samym tytule.
(Nie)doskonały świat marzeń
Swoje najnowsze dzieło pokazał na początku tego roku były członek grupy Monty Pythona. Myślę tu o Terrym Gilliamie i o jego filmie „Parnassus: Człowiek, który oszukał diabła”. Polski podtytuł odnosi się ponoć do Heatha Ledgera – świetnego aktora, który zmarł w trakcie kręcenia zdjęć do tego filmu. Osobom, które mają jednak zamiar obejrzeć ten film tylko ze względu na niego, polecam zdecydowanie znalezienie innego powodu.
„Moon”: zapraszam na ciemną stronę księżyca.
We współczesnym kinie niezależnym ze świecą można szukać filmów science-fiction. Nie jest to co prawda tendencja zaskakująca, nie odkrywam też nią żadnego nowego kontynentu, jednak filmy science-fiction zwyczajnie odstraszają offowych reżyserów. No bo przecież w ostatnich latach jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że kiedy w mainstreamie słowa science i fiction spotykają się w jednym zdaniu, to film nie musi być ani głęboki, ani specjalnie przemyślany: po prostu musi być cool.
Diario de una ninfómana
Na co dzień brakuje nam zwykle czasu na obejrzenie filmów, które gromadzimy tygodniami w naszych domowych zbiorach. Inaczej jest w ferie. Wtedy już bez problemu znajdujemy czas na zajrzenie do domowej filmoteki i obejrzenie czegoś ciekawego. Niedawno wpadł mi w ten sposób w ręce kontrowersyjny film Christiana Molina, będący ekranizacją znanej powieści autobiograficznej Valérie Tasso zatytułowanej „Dziennik nimfomanki”.


















