opowiadania - Archiwum
Prawdziwa miłość nie zna granic
Był wakacyjny weekend, nadzwyczaj nudny. Myślałam, że nic ciekawego się nie wydarzy. Jednak myliłam się. Po południu dostałam telefon od koleżanki, która poinformowała mnie, że o 18:00 spotykamy się całą paczką tam gdzie zawsze. Pomyślałam, że to świetny pomysł. Oznajmiłam mamie, że wychodzę zobaczyć się z koleżankami i nie wrócę zbyt późno. Gdy dotarłam na umówione miejsce, nikogo jeszcze nie było.
Obrączki
Historia, którą wam opowiem, nie kończy się radosnym "i żyli długo i szczęśliwie". Opowiedziały ją dwie złote obrączki, które przeżyły swoich właścicieli i zachowały w sobie obraz ich wspomnień.
Dawno temu, kiedy panie przywdziewały piękne, długie suknie i w jedwabnych rękawiczkach trzymały delikatne parasolki, chroniące ich blade lica przed nieprzyjaznymi promieniami słońca, żyła pewna młoda dziewczyna imieniem Laura.
Pewnego razu w burdelu
Od strony ulicy burdel nie wyglądał zachęcająco. Jedna z kobiet, niemal półprzytomna, pełniąca swoją wartę w oknie wystawowym i ubrana jedynie w sznurek między pośladkami, tańczyła właśnie w rytm niesłyszalnej muzyki, wykonując przy tym ruchy pozbawione jakiejkolwiek finezji. Odurzona, zamknięta w małym świecie, którego granicą była cienka szyba, zdawała się właśnie odprawiać swój „taniec śmierci”, taniec pełen nieszczerych gestów i obnażeń.
John
Padał mokry śnieg, który nie tworzył bynajmniej bajkowego, zimowego krajobrazu. Na dworze było po prostu paskudnie. Biały puch pokrywał już piasek na ulicach i mieszał się z nim, tworząc brązowo-szarą breję. Pługi odgarniały to paskudztwo z dróg, ale spychały je jedynie na chodniki.
Tonąc we mgle
Kiedy byłem dzieckiem, często budziły mnie hałasy pobliskich fabryk. Pełen rozpaczy podchodziłem wtedy do wielkiego okna i patrząc w spowite dymem niebo, ponad wszystko pragnąłem dostrzec w nim odległe gwiazdy. Chciałem podziwiać ten nieosiągalny dystans, który oddziela kosmos od ziemskiego gówna, ale bezlitosny smog pieniędzy, szaleństwa i bezduszności skrywał go przede mną niczym komunistyczna cenzura. Długo żyłem w jego oparach, lecz czy szmacenie się dla pozorów szczęścia można było nazwać życiem?
Czerwone pola i lasy – cz. 3
Blade i zimne światło Słońca obudziło leżącego na ubłoconej posadzce chłopaka. Mrużąc oczy Sasza powoli podniósł głowę i trzęsąc się z zimna usiadł, opierając ciało o ścianę. Na wpół nieprzytomnie zaczął rozglądać się po miejscu, w którym się znalazł. Zmęczonym wzrokiem śledził osmolone ściany tu i ówdzie zbryzgane zastygłą już krwią, podłogę z porozdzieraną wykładziną i leżącą dookoła porozbijaną porcelanę. Wszystko było jakieś inne, choć wydawało mu się znajome.
Czerwone pola i lasy – cz. 2
Sasza skierował swoje kroki prosto do dworu. Musiał bowiem pomóc w przygotowaniach do obiadu. Pogryzając skibkę wiejskiego chleba, wspierał teraz kucharki. Nie straszne było mu mieszanie, mielenie i ucieranie. Nie bał się pracy, dlatego też szybko zapomniał o swojej rozmowie z Grigorem. Teraz znacznie ważniejsze było dla niego przygotowanie obiadu dla zaproszonych gości. Nagle w zaparowanej kuchni pojawiła się Natasza. Serce chłopaka zaczęło bić mocniej.
Czerwone pola i lasy – cz. 1
Było jesienne, słoneczne popołudnie. Promienie przychylnej nam gwiazdy rozświetlały kolorowe liście. Delikatny wietrzyk kołysał spokojnymi trawami, upstrzonymi tu i ówdzie drobnymi listkami brzozy. Ptaki pięknie śpiewały przedzimowe koncerty, a jakby tego było jeszcze mało, wszystko tonęło w zapachu pieczonego właśnie chleba i woni zgromadzonego w stodole siana.
Nawet, jeśli Boga nie ma
Który to już raz idę donikąd? Wychodzę na powietrze, by odnaleźć wolność i zdjąć z siebie kaftan codziennych obowiązków, ale nigdy nie udaje mi się tego dokonać. Idę po prostu przed siebie, nie wiedząc, kiedy przyjdzie mi wrócić do negatywnie zniekształconej rzeczywistości. Próbuję skupić swoje myśli nad pytaniami, na które nikt nie znalazł odpowiedzi. Może to ja będę tym pierwszym? Nie, to chyba niemożliwe. Za każdym razem jest tak samo.
W blasku porannego słońca
Skąpani w ostatnich promieniach słońca siedzieliśmy na werandzie, sącząc kakao. Między nami nigdy się nie układało, ale od kiedy jesteśmy parą, jesteśmy nierozłączni. Nagle Dave wstał i wyszedł. Czekałam z nadzieją, że niebawem wróci, ale po chwili pobiegłam zaniepokojona za nim. Nie było go ani w kuchni, ani w salonie, ani w jego pokoju, ani w sypialni rodziców czy też w łazience. Poszłam wiec do tylnego wyjścia i wyszłam na ogród. Co się stało?
Espresso i nieznajoma
W dniu moich 23 urodzin postanowiłem zrobić to, co lubię najbardziej. Wstałem równo ze Słońcem, włożyłem uprasowaną dzień wcześniej błękitną koszulę oraz szare wypłowiałe spodnie i wyszedłem z domu. Wiedziałem, że jedyną osobą, która zwróci na mnie uwagę, może być tylko ona, Mona Lisa, której portret wisi na jednej ze ścian w moim pokoju.
Apogeum samotności
Majowa noc. Księżyc w pełni, ale dawno już schował się za czarnymi jak moje serce chmurami. Błyskawice rozjaśniają na moment niebo oświetlając mi drogę. To odgłos grzmotu, czy też niespokojny hałas wewnątrz mnie? Kropla spływająca po moim policzku należy do nieba, czy do mnie? Pada deszcz, lecz ja nie szukam schronienia. Jest burza, a ja idę przez las.
Oko – cz.2
Matyldę obudził delikatny powiew wiatru dochodzący od strony otwartego okna. Gdy otworzyła oczy, zauważyła, że coś jest inaczej. Niby obudziła się jak każdego poranka, ale tym razem przywiązana była białymi bandażami, a miejsce, w którym się obudziła, też wyglądało jakoś inaczej. Jej uszu dobiegał szum aparatury medycznej. W zdezorientowanym i zaszczutym umyśle zrodził się odruch ucieczki. Szarpała się i krzyczała, lecz więzy nie chciały puścić.
Oko – cz.1
Lodowato białe ściany królestwa zgryzoty, więziły zgnębioną duszę. Młoda, a już styrana życiem, dziewczyna. Chciałoby się rzec, pogrążony w bólu cień człowieka. Czarne, długie włosy skrywały jej twarz gęstą zasłoną, a biała niegdyś koszula, szarzała od wylewanych łez. Siedziała skulona w kącie swojego pokoju, własnego więzienia, w którym została zamknięta.
Ciemnogród – cz. 4
To było mocne uderzenie. Z trudem podniosłem się z ziemi. Na głowie wyczułem pokaźnej wielkości guz. Widać komuś zależało, bym nie dotarł zbyt daleko. Ktoś ukrywa tu tajemnicę. Wokół panował półmrok. Gdy odzyskałem ostrość widzenia, zauważyłem, że ciągle jestem w tym samym korytarzu. Powietrze było aż gęste od jakiejś nieznanej mi trwogi. Nagle moje uszy zaatakował monumentalny dźwięk organów. Czułem jak wszystko drga.
Ciemnogród – cz. 3
Spojrzałem na nią z przerażeniem. Jej twarz promieniała niewinnością i krzywdą. Wyglądała jak dziecko skazane niesprawiedliwie na cierpienie. Wiedziałem, że muszę jej jakoś pomóc i za wszelką cenę dowiedzieć się, co tutaj ma miejsce.
Ciemnogród – cz. 2
Stałem sam, w ciemnym korytarzu. Widziałem, co było przede mną. Posępna szarość nie odebrała mi wzroku. Widziałem wejście do jakiejś sali, które tonęło w mroku. Ten mrok wciągał mnie. Czułem, jakbym tracił zmysły. I to okropne drżenie. Wszystko dookoła drżało wzruszone niskim brzmieniem organów. Dudnienie w głowie było nie do wytrzymania. Nagle jakaś siła zaczęła ciągnąć mnie w kierunku wspomnianej ciemności, unosiłem się w powietrzu, byłem coraz bliżej i bliżej.
Psie odchody, niebo i pogrzeb
Nareszcie umarłem. Nie, żebym się jakoś specjalnie cieszył, ale śmierć to jedna z tych niewielu rzeczy, o których zawsze marzyłem. Śmierć, będąca dla wielu ludzi problematyczną, bo nie zdążyli spłacić kredytu na zagrzybione mieszkanie, to spełnienie moich żałosnych fantazji, ucieczka od świata pełnego niezdrowej żywności i wszędobylskiego AIDS.
Objęło mnie światło – cz. 2
Niechętnie podniosłam się z łóżka. Czułam jakieś wewnętrzne rozdwojenie. W sumie to nie wiedziałam, co się ze mną stało, ale też miałam jakieś niejasne przeczucie, że wszystko jest w idealnym porządku. To nie była myśl. To była niezachwiana pewność, jakby optymizm był wpisany w mój kod genetyczny. Powłócząc nogami, nie całkiem rozbudzona, wyszłam jednak ze swojego pokoju.
Ciemnogród – cz. 1
Był przepiękny, letni poranek. Słońce rozświetlało swym blaskiem, schludną i rażącą bielą ścian kancelarię biskupa. Ja, młody, energiczny, ksiądz czekałem na niego. Rozsiadłem się wygodnie w jednym z pokaźnych skórzanych foteli i wnikliwie analizowałem wystrój tego pomieszczenia. Kancelaria była piękna. Tyle obrazów, tyle przeróżnych książek elegancko ułożonych na półkach zdobionych szafek, cud.